czwartek, 19 lipca 2012

1

Jun właśnie podał swojemu kapitanowi czarną pelerynę. Przyjrzał się mu i kiwnął głową na wznak, że nie da się go poznać. Szeroki kaptur odgrywał w tym kluczową rolę, gdyż zakrywała twarz kapitana. Dziwne, że idzie sam załatwić jakąś sprawę. Jestem ciekawy, co ze sobą przyniesie, kiedy wróci – pomyślał czternastoletni rudowłosy chłopak.
- Łódź gotowa? –zapytał starszy mężczyzna.
- Tak jest! Kapitanie Itachi…
- Cóż chcesz?
- Jun chciał się zapytać.
- Co?
- Na pewno chce kapitan iść sam?
- Wątpisz w moje umiejętności?
- Ależ Jun nie wątpi.
- Mimo wszystko wyszorujesz pokład – stwierdził i odwrócił się, jednak spojrzał kątem błękitnego oka na swojego majtka. – Nawet gdybym chciał, to nie mogę. Nie wypada złamać słowa tak ważnej osobistości – na jego ustach pojawił się pogardliwy uśmiech, po czym zniknął za drzwiami.
- A gdyby Sumisu tak powiedział, to by nie musiał zasuwać z mopem – rzekł do siebie naburmuszony Jun. Westchnął i ruszył po przybory do sprzątania. – Oj, biedny Jun, biedny.
Gdy Itachi zostawił łódź przy pomoście, ruszył w głąb Lowestoft. Mijając wielu ludzi, jednych zabieganych, innych przypatrujących mu się podejrzliwie, myślał tylko o czekającym go spotkaniu. Skręcił w ciemny zaułek. Nikogo tam nie było. Oparł się o ścianę i postanowił zaczekać. Rozległ się dźwięk dzwonów, dochodzących z kościoła nieopodal. Obwieszczały, że jest godzina piąta popołudniu. Po chwili jego oczom ukazały się dwie postaci ubrane podobnie do niego.
- Jesteś sam? – odezwała się ta wyższa, kobiecym niskim głosem.
- Owszem.
- Masz co chciałam?
- Księżno Wiktorio, powinna księżna wiedzieć, że szanujący się piraci jak ja, zawsze dotrzymują słowa, jeśli chodzi o wymianę.
- Niestety śmiem w to wątpić.
- To dopiero niefortunne – westchnął teatralnie i sięgnął do kieszeni, z której wyciągnął sakiewkę. – To są te pieniądze.
- Musiałeś mieć niezły tupet, okradając królewski powóz.
- Osobiście nazywam to talentem.
Itachi wyciągnął obie ręce, jedną chwycił niższą postać, a drugą oddał zawiniątko. Podszedł bliżej księżny, stając dokładnie obok niej.
- Mam nadzieję, że nie jesteś głupia i nie rozstawiłaś swoich kundli, żeby mnie zaraz zaatakowali. Szkoda byłoby ich życia i zamieszania w waszym kraju, kiedy ja będę już daleko – ostrzegł ją, mówiąc bardzo cicho.
Odwrócił się i delikatnie pociągnął za dłoń drugą zakapturzoną postać. Nakazał jej milczeć, dopóki nie da znaku, że już może się odezwać. Ten moment nastąpił dopiero, gdy oboje znaleźli się w łodzi na morzu, płynąc w kierunku statku Itachiego.
- Jak masz na imię? – zadał pytanie.
- Czy to ma znaczenie? – odpowiedział mu kobiecy głos.
- Jakoś muszę cię nazywać.
- Sam sobie wymyśl.
- Nie zamierzam. I chyba trzeba ci coś wyjaśnić. Jesteś teraz na moją własność i masz słuchać moich poleceń.
- Tak, tak, słyszałam to nie raz.
- Twoje imię.
- Itamaki.
- Japońskie?
- Nie do końca, ale tam się urodziłam – spojrzała na niego spod kaptura ukazując swoje czarne jak smoła oczy, w których nie było widać źrenic. – Jesteś taki sam jak wszyscy. Pożądasz tego samego – westchnęła i odwróciła wzrok. – Chętnie zostałabym w tamtym zamku. Łatwiej sprząta się niż na pokładzie.
- Nie będziesz moją niewolnicą. Podwładną, jak wszyscy inni.
- Jakoś nie sądzę, żebyś za innych musiał oddać córce królowej Anglii złoto, które zrabowałeś.
- Nie jesteś głupia.
- Dziękuję, jakiś ty miły – prychnęła z ironią. – Ale muszę cię ostrzec, że jestem dobrą aktorką.
- Zapamiętam to sobie.
- Słusznie. O, duży okręt.
Właśnie zatrzymali się przy statku Itachiego i już po chwili znaleźli się na jego pokładzie. Od razu podbiegł do nich Jun.
- Panie kapitanie! – zawołał uradowany. – Wrócił pan i nawet szaty pan nie pobrudził. Jun wiedział, że kapitan jest wspaniały – zaczął mówić podekscytowany, kiedy nagle zorientował się, że ktoś stoi obok kapitana. – A to kto? – zapytał.
- Zawołaj czołówkę, to wam wszystkim powiem.
- Tak jest, panie kapitanie! – zasalutował i pobiegł na dolny pokład.
- Trochę nadpobudliwy – zauważyła Itamaki.
- Trochę bardzo – uściślił Itachi i ściągnął z siebie czarną pelerynę, a ona po chwili namysłu Itamaki poszła w jego ślady.
Wtem weszli członkowie załogi. Dwie kobiety i dwóch chłopaków. Itachi rzucił obie szaty na Juna.
- Otóż mamy nowego kompana. Nazywa się Itamaki i od dzisiaj będzie nam towarzyszyć w wyprawie – kapitan przedstawił im dziewczynę.
- O jacie, jak fajnie! – znów zaczął się ekscytować Jun. – Chcesz coś słodkiego? – zapytał wyciągając jedną ręką ciastko zza niebieskiej koszuli, a drugą trzymając ciemne ubrania.
- Z czym? – spytała Itamaki.
- Zaraz – podszedł do niej bliżej i stanął na palcach, żeby sięgnąć jej ucha. – Z czekoladą. Jun nie może tego głośno powiedzieć, bo Asumuś wpadnie w szał – szepnął i uśmiechnął się szeroko. – To ta o kasztanowych włosach – poinformował widząc, że Itamaki rozgląda się po reszcie obecnych.
- Zapoznajcie się z nią – rzucił kapitan i oddalił się do swojej kajuty.
- Jakbym nie miał nic lepszego do roboty – prychnął z niezadowoleniem inny mężczyzna.
W ustach trzymał palącego się papierosa. Nawet z daleka dało się zauważyć, że ma kilkudniowy zarost ciemnego koloru, choć włosy były blond. Gdy przyłapał Itamaki na wpatrywaniu się w niego, rzucił jej tylko niemiłe spojrzenie. Następnie odwrócił się i odszedł.
- Ojej! – zawołał majtek. – Kikariś, powiesz kukowi, żeby zrobił o jedną porcję więcej?
- Sam nie możesz? – fuknęła kobieta o długich aż do kolan blond włosach.
- Nie, bo Jun idzie zawiesić peleryny i przygotować miejsce do spania dla Itamakiś.
- Itamakiś? – powtórzyły wszystkie trzy dziewczyny, po czym wybuchły śmiechem.
- Dobra, dobra. Już idę – machnęła lekceważąco ręką Kikari.
Gdy ruszyła ku dolnemu pokładowi, z tyłu można było zobaczyć jej spektakularny łuk. Jun pobiegł za nią na swoich krótkich nóżkach.
- Ciekawy osobnik, czyż nie? – wyszczerzyła się Asuma.
- Bardzo – przytaknęła Japonka. - Itami chyba się z nim dogada.
- Proszę?
- Oh. Nic takiego. Duży ten wasz statek.
- Trochę. Przydaje się podczas bitew. Brałaś już w jakiś udział?
- Trudne pytanie.
- Dlaczego?
- Walki głównie rozgrywały się o mnie, albo ja uciekałam przed kimś. To też się liczy?
- Gdzie ty mieszkałaś wcześniej?
- Dokładniej kiedy?
- No zanim kapitan Itachi cię tu przygarnął.
Przygarnął? Zabawne – prychnęła w myślach.
- W pałacu królowej Anglii.
- Co ty tam robiłaś?
- To co wszędzie. Sprzątałam.
- Tu nie będziesz. Od tego mamy służbę…no i Juna.
- To ma mnie zachęcać do pobytu tutaj?
- Nie masz specjalnie wyboru – zauważyła Asuma, unosząc kasztanowe brwi.
- A co jeśli chciałabym uciec?
- Kapitan pewnie nie byłby już dla ciebie taki miły. Niesamowity z niego człowiek – stwierdziła i oparła się o burtę.
- Słyszałam, że jest niebezpieczny i znany na całych oceanach.
- Tylko dla wrogów. Po za tym mało z nich wie, że ma tylko dwadzieścia lat.
- Ile? – czarne brwi Itamaki, tego samego koloru, co jej włosy, wystrzeliły do góry.
- Dwadzieścia. Trzy lata temu wpłynął na morze i zaczął werbować sobie załogę. W tak krótkim czasie zdobył nie dość, że sławę to jeszcze spore łupy. A mimo to wciąż szuka więcej.
- I wydaje mu się, że beze mnie tego nie zdobędzie…Czyli nie taki inny niż wszyscy – pomyślała Itamaki, po czym odezwała się na głos. – W końcu to pirat, czyż nie? Nie ma już szans na powrócenie do dawnego życia. W świetle tak zwanych przez was szczurów lądowych to zwykły przestępca.
- Być może. Ale jeśli znalazłby ten skarb, wystarczyłoby mu pieniędzy, żeby przetrwać.
- Nikt nie wie, ile tego jest. Cały ocean bije się o tę jedną skrzynię, której jakoś nikt od wielu lat nie znalazł i tak naprawdę nawet nie wiadomo, czy ona istnieje.
- Istnieje. Musi być.
- Kwestia wiary…Co zrobi jeśli go znajdzie?
- Po pierwsze podzieli się z nami. Każdy dostanie swoją część i będzie mógł zrealizować swoje cele.
- Jakie są jego?
- To pytanie powinnaś kierować do samego kapitana.
- A twój?
- Marzę o założeniu najlepszej mafii na świecie, która będzie posługiwała się tylko bronią palną – zza pleców wyciągnęła bazookę*. – Moja ulubiona. Co nie, kochana? Kto jest najpiękniejszy? No kto? No ty – Asuma zaczęła mówić do swojej wyrzutni i głaskać ją.
- Ludzie na tym okręcie nie są normalni, prawda?
- Proszę? – spojrzała najpierw na Itamaki, a potem na broń. – Ach tak, przepraszam. Raczej nie sądzę. W każdym bądź razie mam nadzieję, że jednak zaczniesz lubić tu przebywać...Itamaki, ile masz lat?
- Siedemnaście.
- Tak jak Sumisu. Ten bosman to taki pacholiz, że nie mogę. W głowie mu tylko walki i pieniądze. Nie ma konkretnego celu, tylko po prostu być bogatym. I tyle. Dziwię się, że nasz kapitan go zwerbował...I to jako pierwszego!
- W takim razie musi być silny.
- I jest. Ale też bezlitosny. Nie chodzi o to, że dla wrogów. Tylko dla wszystkich. Mieliśmy tutaj jeszcze jedną dziewczynę. A on bezczelnie ją zabił.
- Nawet po tym wasz kapitan go nie wywalił?!
- Nie. Ale ograniczył jego wolność czynu. Też bym go wyrzuciła na zbity pysk, nie martw się.
- O to się nie bój – mruknęła. Wtem na pokład wparował Jun.
- Chodźcie na dół, zjemy sobie wreszcie – zakomunikował. - Czekałam na to od dwóch godzin! – uśmiechnęła się Asuma.
- Chodź, Itamakiś! Nie bój się, możesz usiąść koło Juna i Asumuś – wziął je obie za ręce i poprowadził na dół.
Kiedy cała trójka weszła do mesy, Itamaki zdziwiła się ilością ludzi, która tam siedziała. W końcu zasiadła do stołu pomiędzy dwójką, z którą zdążyła się poznać. Zdumiała ją także jakość posiłku. Mimo, że w pałacu jadała lepsze potrawy, to smakowała jej tutejsza kuchnia. Gdy skończyła kolację, Jun pokazał dziewczynie jej kajutę. Jednak kiedy odszedł, nie pozostała na długo sama, gdyż ktoś zapukał do drzwi.
- Wejść – rzekła obojętnie. W drzwiach ukazała się Kikari.
- Kapitan pyta się, czy masz czas, by udać się do niego.
- Wygląda na to, że nie mam nic ciekawszego do roboty.
- W takim razie chodź za mną.
Kikari poprowadziła ją pod kajutę kapitana, po czym oddaliła się. Itamaki zapukała do drzwi, które szybko się uchyliły.
- Zapraszam – przywitał ją Itachi.
Nakazał gestem ręki, żeby dziewczyna weszła do środka, a następnie wskazał jej fotel. Dopiero, gdy Itamaki siadła, sam zajął miejsce na przeciwko.
- Możesz zacząć wykład – rzekła.
- Skąd takie nastawienie?
- Pewien ciąg wydarzeń powtarza się za każdym razem.
- Być może. Tak czy inaczej mam zamiar przedstawić ci wszystko.
- Wiem.
- Nie chcę, żebyś była moją niewolnicą, jeńcem czy służką. Pragnę dołączyć cię do czołówki mojej załogi, którą już, mam nadzieję, poznałaś. Nie będę cię kłamał, że wybrałem ciebie od tak.
- Wierzysz, że mam klucz, czyż nie?
- Owszem. Słusznie?
- To raczej nie jest mądre pytanie. Gdybym powiedziała, że nie, równie dobrze mógłbyś rzucić mnie w morze na pożarcie rekinom. Więc bez względu na to czy go posiadam, czy też nie, rzekłabym, że mam.
- No dobrze. Załóżmy, że jesteś posiadaczką klucza. Nie jest mi on na nic przydatny, póki nie znajdę tej skrzyni. Mam jednak pewne wskazówki, aby odnaleźć skarb. Także proponuję ci być po mojej stornie z własnej woli i użyczenie mi klucza, w zamian za to, że będę cię ochraniać i dostaniesz swoją należność.
- Pod warunkiem, że go w ogóle znajdziesz.
- Ależ naturalnie.
- W takim razie zgodzę się.
- Cieszy mnie to. Uwierzę ci na słowo. Jednakże ostrzegę cię: nie próbuj mnie oszukiwać.
- Powiedział to pirat – sarknęła dziewczyna.
- Jestem unikatowy.
- Zauważyłam. W dodatku masz spore osiągnięcia jak na tak młody wiek.
- Z chwilę temu wymienionej przyczyny.
- Chyba jednak nie jesteś do końca taki jak wszyscy.
- Mam to potraktować jako komplement?
- Będziesz mógł tak zrobić, gdy w moim myśleniu znikną słowa ,,do końca”.
- Dobrze. Popracuję nad tym.
- Powodzenia. Może się przydać.
- Lubisz droczyć się z ludźmi, co?
- Tylko z tymi, którymi mogę.
- Dlaczego niby zaliczam się do takich osób?
- Powiedzmy, że jesteś wiarygodny.
- To jest ten powód?
- Tak. Jeżeli do twoich cech należy jeszcze inteligencja, powinieneś to zrozumieć. Czy to wszystko, co ode mnie chciałeś, kapitanie?
- No może jeszcze jedną rzecz.
- Jaką?
- Proszę, nie traktuj mnie jak wroga.
- Kapitan-dżentelmen. Tego jeszcze nie było – zaśmiała się. – Dobrze, popracuję nad tym.
- Odprowadzę cię do twojej kajuty – stwierdził z uśmiechem, po czym oboje wstali i wyszli z pomieszczenia. – Możesz spróbować zakolegować się z Kikari.
- Dlaczego akurat z nią?
- Będziecie mogły nawzajem siebie dręczyć i obie będziecie szczęśliwe.
- Aż tak interesuje cię moje szczęście? – zapytała, unosząc brew do góry.
- To jeszcze będzie zależało od ciebie – otworzył drzwi, gdy doszli do jej kajuty.
- Dobranoc, miłej nocy życzę.
- Dziękuję, wzajemnie – odpowiedziała i zamknęła się w pomieszczeniu.
Przebrała się w piżamę, którą ktoś zostawił na szafeczce. Następnie opadła na łóżko i pogrążyła się w myślach. Interesujący człowiek z tego Itachiego. Nasze rozmowy to głównie jedna wielka gra słowna. No ale cóż…musi jeszcze trochę zaczekać, aby zdobyć moje zaufanie, mimo, że już go lubię. Itamaki była dzisiaj cały dzień, boję się jutra… Ale póki co, jest dobrze. Ciekawe ile czasu będę miała spokój.

_____________
*Bazooka w rzeczywistości została wynaleziona dużo później, jednak na potrzeby postaci, w świecie przedstawionym już istnieje od jakiegoś czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy