Jun właśnie podał swojemu
kapitanowi czarną pelerynę. Przyjrzał się mu i kiwnął głową na wznak, że nie da
się go poznać. Szeroki kaptur odgrywał w tym kluczową rolę, gdyż zakrywała
twarz kapitana. Dziwne, że idzie sam
załatwić jakąś sprawę. Jestem ciekawy, co ze sobą przyniesie, kiedy wróci –
pomyślał czternastoletni rudowłosy chłopak.
- Łódź gotowa? –zapytał starszy mężczyzna.
- Tak jest! Kapitanie Itachi…
- Cóż chcesz?
- Jun chciał się zapytać.
- Co?
- Na pewno chce kapitan iść sam?
- Wątpisz w moje umiejętności?
- Ależ Jun nie wątpi.
- Mimo wszystko wyszorujesz pokład – stwierdził i odwrócił
się, jednak spojrzał kątem błękitnego oka na swojego majtka. – Nawet gdybym
chciał, to nie mogę. Nie wypada złamać słowa tak ważnej osobistości – na jego
ustach pojawił się pogardliwy uśmiech, po czym zniknął za drzwiami.
- A gdyby Sumisu tak powiedział, to by nie musiał zasuwać z
mopem – rzekł do siebie naburmuszony Jun. Westchnął i ruszył po przybory do
sprzątania. – Oj, biedny Jun, biedny.
Gdy Itachi zostawił łódź przy
pomoście, ruszył w głąb Lowestoft. Mijając wielu ludzi, jednych zabieganych,
innych przypatrujących mu się podejrzliwie, myślał tylko o czekającym go
spotkaniu. Skręcił w ciemny zaułek. Nikogo tam nie było. Oparł się o ścianę i
postanowił zaczekać. Rozległ się dźwięk dzwonów, dochodzących z kościoła
nieopodal. Obwieszczały, że jest godzina piąta popołudniu. Po chwili jego oczom
ukazały się dwie postaci ubrane podobnie do niego.
- Jesteś sam? – odezwała się ta wyższa, kobiecym niskim
głosem.
- Owszem.
- Masz co chciałam?
- Księżno Wiktorio, powinna księżna wiedzieć, że szanujący
się piraci jak ja, zawsze dotrzymują słowa, jeśli chodzi o wymianę.
- Niestety śmiem w to wątpić.
- To dopiero niefortunne – westchnął teatralnie i sięgnął do
kieszeni, z której wyciągnął sakiewkę. – To są te pieniądze.
- Musiałeś mieć niezły tupet, okradając królewski powóz.
- Osobiście nazywam to talentem.
Itachi wyciągnął obie ręce, jedną
chwycił niższą postać, a drugą oddał zawiniątko. Podszedł bliżej księżny,
stając dokładnie obok niej.
- Mam nadzieję, że nie jesteś głupia i nie rozstawiłaś
swoich kundli, żeby mnie zaraz zaatakowali. Szkoda byłoby ich życia i
zamieszania w waszym kraju, kiedy ja będę już daleko – ostrzegł ją, mówiąc
bardzo cicho.
Odwrócił się i delikatnie pociągnął
za dłoń drugą zakapturzoną postać. Nakazał jej milczeć, dopóki nie da znaku, że
już może się odezwać. Ten moment nastąpił dopiero, gdy oboje znaleźli się w
łodzi na morzu, płynąc w kierunku statku Itachiego.
- Jak masz na imię? – zadał pytanie.
- Czy to ma znaczenie? – odpowiedział mu kobiecy głos.
- Jakoś muszę cię nazywać.
- Sam sobie wymyśl.
- Nie zamierzam. I chyba trzeba ci coś wyjaśnić. Jesteś
teraz na moją własność i masz słuchać moich poleceń.
- Tak, tak, słyszałam to nie raz.
- Twoje imię.
- Itamaki.
- Japońskie?
- Nie do końca, ale tam się urodziłam – spojrzała na niego
spod kaptura ukazując swoje czarne jak smoła oczy, w których nie było widać
źrenic. – Jesteś taki sam jak wszyscy. Pożądasz tego samego – westchnęła i
odwróciła wzrok. – Chętnie zostałabym w tamtym zamku. Łatwiej sprząta się niż
na pokładzie.
- Nie będziesz moją niewolnicą. Podwładną, jak wszyscy inni.
- Jakoś nie sądzę, żebyś za innych musiał oddać córce królowej
Anglii złoto, które zrabowałeś.
- Nie jesteś głupia.
- Dziękuję, jakiś ty miły – prychnęła z ironią. – Ale muszę
cię ostrzec, że jestem dobrą aktorką.
- Zapamiętam to sobie.
- Słusznie. O, duży okręt.
Właśnie zatrzymali się przy
statku Itachiego i już po chwili znaleźli się na jego pokładzie. Od razu
podbiegł do nich Jun.
- Panie kapitanie! – zawołał uradowany. – Wrócił pan i nawet
szaty pan nie pobrudził. Jun wiedział, że kapitan jest wspaniały – zaczął mówić
podekscytowany, kiedy nagle zorientował się, że ktoś stoi obok kapitana. – A to
kto? – zapytał.
- Zawołaj czołówkę, to wam wszystkim powiem.
- Tak jest, panie kapitanie! – zasalutował i pobiegł na
dolny pokład.
- Trochę nadpobudliwy – zauważyła Itamaki.
- Trochę bardzo – uściślił Itachi i ściągnął z siebie czarną
pelerynę, a ona po chwili namysłu Itamaki poszła w jego ślady.
Wtem weszli członkowie załogi. Dwie
kobiety i dwóch chłopaków. Itachi rzucił obie szaty na Juna.
- Otóż mamy nowego kompana.
Nazywa się Itamaki i od dzisiaj będzie nam towarzyszyć w wyprawie – kapitan
przedstawił im dziewczynę.
- O jacie, jak fajnie! – znów zaczął
się ekscytować Jun. – Chcesz coś słodkiego? – zapytał wyciągając jedną ręką ciastko
zza niebieskiej koszuli, a drugą trzymając ciemne ubrania.
- Z czym? – spytała Itamaki.
- Zaraz – podszedł do niej bliżej
i stanął na palcach, żeby sięgnąć jej ucha. – Z czekoladą. Jun nie może tego
głośno powiedzieć, bo Asumuś wpadnie w szał – szepnął i uśmiechnął się szeroko.
– To ta o kasztanowych włosach – poinformował widząc, że Itamaki rozgląda się
po reszcie obecnych.
- Zapoznajcie się z nią – rzucił
kapitan i oddalił się do swojej kajuty.
- Jakbym nie miał nic lepszego do
roboty – prychnął z niezadowoleniem inny mężczyzna.
W ustach
trzymał palącego się papierosa. Nawet z daleka dało się zauważyć, że ma
kilkudniowy zarost ciemnego koloru, choć włosy były blond. Gdy przyłapał
Itamaki na wpatrywaniu się w niego, rzucił jej tylko niemiłe spojrzenie.
Następnie odwrócił się i odszedł.
- Ojej! – zawołał majtek. –
Kikariś, powiesz kukowi, żeby zrobił o jedną porcję więcej?
- Sam nie możesz? – fuknęła kobieta
o długich aż do kolan blond włosach.
- Nie, bo Jun idzie zawiesić
peleryny i przygotować miejsce do spania dla Itamakiś.
- Itamakiś? – powtórzyły
wszystkie trzy dziewczyny, po czym wybuchły śmiechem.
- Dobra, dobra. Już idę – machnęła
lekceważąco ręką Kikari.
Gdy ruszyła ku
dolnemu pokładowi, z tyłu można było zobaczyć jej spektakularny łuk. Jun
pobiegł za nią na swoich krótkich nóżkach.
- Ciekawy osobnik, czyż nie? –
wyszczerzyła się Asuma.
- Bardzo – przytaknęła Japonka. -
Itami chyba się z nim dogada.
- Proszę?
- Oh. Nic takiego. Duży ten wasz
statek.
- Trochę. Przydaje się podczas
bitew. Brałaś już w jakiś udział?
- Trudne pytanie.
- Dlaczego?
- Walki głównie rozgrywały się o
mnie, albo ja uciekałam przed kimś. To też się liczy?
- Gdzie ty mieszkałaś wcześniej?
- Dokładniej kiedy?
- No zanim kapitan Itachi cię tu
przygarnął.
Przygarnął? Zabawne – prychnęła w
myślach.
- W pałacu królowej Anglii.
- Co ty tam robiłaś?
- To co wszędzie. Sprzątałam.
- Tu nie będziesz. Od tego mamy
służbę…no i Juna.
- To ma mnie zachęcać do pobytu
tutaj?
- Nie masz specjalnie wyboru –
zauważyła Asuma, unosząc kasztanowe brwi.
- A co jeśli chciałabym uciec?
- Kapitan pewnie nie byłby już
dla ciebie taki miły. Niesamowity z niego człowiek – stwierdziła i oparła się o
burtę.
- Słyszałam, że jest niebezpieczny
i znany na całych oceanach.
- Tylko dla wrogów. Po za tym
mało z nich wie, że ma tylko dwadzieścia lat.
- Ile? – czarne brwi Itamaki,
tego samego koloru, co jej włosy, wystrzeliły do góry.
- Dwadzieścia. Trzy lata temu
wpłynął na morze i zaczął werbować sobie załogę. W tak krótkim czasie zdobył
nie dość, że sławę to jeszcze spore łupy. A mimo to wciąż szuka więcej.
- I wydaje mu się, że beze mnie tego nie zdobędzie…Czyli nie taki inny
niż wszyscy – pomyślała Itamaki, po czym odezwała się na głos. – W końcu to
pirat, czyż nie? Nie ma już szans na powrócenie do dawnego życia. W świetle tak
zwanych przez was szczurów lądowych to zwykły przestępca.
- Być może. Ale jeśli znalazłby
ten skarb, wystarczyłoby mu pieniędzy, żeby przetrwać.
- Nikt nie wie, ile tego jest.
Cały ocean bije się o tę jedną skrzynię, której jakoś nikt od wielu lat nie
znalazł i tak naprawdę nawet nie wiadomo, czy ona istnieje.
- Istnieje. Musi być.
- Kwestia wiary…Co zrobi jeśli go
znajdzie?
- Po pierwsze podzieli się z
nami. Każdy dostanie swoją część i będzie mógł zrealizować swoje cele.
- Jakie są jego?
- To pytanie powinnaś kierować do
samego kapitana.
- A twój?
- Marzę o założeniu najlepszej
mafii na świecie, która będzie posługiwała się tylko bronią palną – zza pleców
wyciągnęła bazookę*. – Moja ulubiona. Co nie, kochana? Kto jest najpiękniejszy?
No kto? No ty – Asuma zaczęła mówić do swojej wyrzutni i głaskać ją.
- Ludzie na tym okręcie nie są
normalni, prawda?
- Proszę? – spojrzała najpierw na
Itamaki, a potem na broń. – Ach tak, przepraszam. Raczej nie sądzę. W każdym
bądź razie mam nadzieję, że jednak zaczniesz lubić tu przebywać...Itamaki, ile
masz lat?
- Siedemnaście.
- Tak jak Sumisu. Ten bosman to
taki pacholiz, że nie mogę. W głowie mu tylko walki i pieniądze. Nie ma
konkretnego celu, tylko po prostu być bogatym. I tyle. Dziwię się, że nasz
kapitan go zwerbował...I to jako pierwszego!
- W takim razie musi być silny.
- I jest. Ale też bezlitosny. Nie
chodzi o to, że dla wrogów. Tylko dla wszystkich. Mieliśmy tutaj jeszcze jedną
dziewczynę. A on bezczelnie ją zabił.
- Nawet po tym wasz kapitan go
nie wywalił?!
- Nie. Ale ograniczył jego
wolność czynu. Też bym go wyrzuciła na zbity pysk, nie martw się.
- O to się nie bój – mruknęła.
Wtem na pokład wparował Jun.
- Chodźcie na dół, zjemy sobie
wreszcie – zakomunikował. - Czekałam na to od dwóch godzin! – uśmiechnęła się
Asuma.
- Chodź, Itamakiś! Nie bój się,
możesz usiąść koło Juna i Asumuś – wziął je obie za ręce i poprowadził na dół.
Kiedy cała
trójka weszła do mesy, Itamaki zdziwiła się ilością ludzi, która tam siedziała.
W końcu zasiadła do stołu pomiędzy dwójką, z którą zdążyła się poznać. Zdumiała
ją także jakość posiłku. Mimo, że w pałacu jadała lepsze potrawy, to smakowała
jej tutejsza kuchnia. Gdy skończyła kolację, Jun pokazał dziewczynie jej kajutę.
Jednak kiedy odszedł, nie pozostała na długo sama, gdyż ktoś zapukał do drzwi.
- Wejść – rzekła obojętnie. W
drzwiach ukazała się Kikari.
- Kapitan pyta się, czy masz czas,
by udać się do niego.
- Wygląda na to, że nie mam nic
ciekawszego do roboty.
- W takim razie chodź za mną.
Kikari poprowadziła
ją pod kajutę kapitana, po czym oddaliła się. Itamaki zapukała do drzwi, które
szybko się uchyliły.
- Zapraszam – przywitał ją
Itachi.
Nakazał gestem
ręki, żeby dziewczyna weszła do środka, a następnie wskazał jej fotel. Dopiero,
gdy Itamaki siadła, sam zajął miejsce na przeciwko.
- Możesz zacząć wykład – rzekła.
- Skąd takie nastawienie?
- Pewien ciąg wydarzeń powtarza
się za każdym razem.
- Być może. Tak czy inaczej mam
zamiar przedstawić ci wszystko.
- Wiem.
- Nie chcę, żebyś była moją
niewolnicą, jeńcem czy służką. Pragnę dołączyć cię do czołówki mojej załogi,
którą już, mam nadzieję, poznałaś. Nie będę cię kłamał, że wybrałem ciebie od
tak.
- Wierzysz, że mam klucz, czyż
nie?
- Owszem. Słusznie?
- To raczej nie jest mądre
pytanie. Gdybym powiedziała, że nie, równie dobrze mógłbyś rzucić mnie w morze
na pożarcie rekinom. Więc bez względu na to czy go posiadam, czy też nie, rzekłabym,
że mam.
- No dobrze. Załóżmy, że jesteś
posiadaczką klucza. Nie jest mi on na nic przydatny, póki nie znajdę tej
skrzyni. Mam jednak pewne wskazówki, aby odnaleźć skarb. Także proponuję ci być
po mojej stornie z własnej woli i użyczenie mi klucza, w zamian za to, że będę
cię ochraniać i dostaniesz swoją należność.
- Pod warunkiem, że go w ogóle
znajdziesz.
- Ależ naturalnie.
- W takim razie zgodzę się.
- Cieszy mnie to. Uwierzę ci na
słowo. Jednakże ostrzegę cię: nie próbuj mnie oszukiwać.
- Powiedział to pirat – sarknęła
dziewczyna.
- Jestem unikatowy.
- Zauważyłam. W dodatku masz
spore osiągnięcia jak na tak młody wiek.
- Z chwilę temu wymienionej
przyczyny.
- Chyba jednak nie jesteś do
końca taki jak wszyscy.
- Mam to potraktować jako
komplement?
- Będziesz mógł tak zrobić, gdy w
moim myśleniu znikną słowa ,,do końca”.
- Dobrze. Popracuję nad tym.
- Powodzenia. Może się przydać.
- Lubisz droczyć się z ludźmi,
co?
- Tylko z tymi, którymi mogę.
- Dlaczego niby zaliczam się do
takich osób?
- Powiedzmy, że jesteś wiarygodny.
- To jest ten powód?
- Tak. Jeżeli do twoich cech
należy jeszcze inteligencja, powinieneś to zrozumieć. Czy to wszystko, co ode
mnie chciałeś, kapitanie?
- No może jeszcze jedną rzecz.
- Jaką?
- Proszę, nie traktuj mnie jak
wroga.
- Kapitan-dżentelmen. Tego
jeszcze nie było – zaśmiała się. – Dobrze, popracuję nad tym.
- Odprowadzę cię do twojej kajuty
– stwierdził z uśmiechem, po czym oboje wstali i wyszli z pomieszczenia. –
Możesz spróbować zakolegować się z Kikari.
- Dlaczego akurat z nią?
- Będziecie mogły nawzajem siebie
dręczyć i obie będziecie szczęśliwe.
- Aż tak interesuje cię moje
szczęście? – zapytała, unosząc brew do góry.
- To jeszcze będzie zależało od
ciebie – otworzył drzwi, gdy doszli do jej kajuty.
- Dobranoc, miłej nocy życzę.
- Dziękuję, wzajemnie –
odpowiedziała i zamknęła się w pomieszczeniu.
Przebrała się
w piżamę, którą ktoś zostawił na szafeczce. Następnie opadła na łóżko i
pogrążyła się w myślach. Interesujący
człowiek z tego Itachiego. Nasze rozmowy to głównie jedna wielka gra słowna. No
ale cóż…musi jeszcze trochę zaczekać, aby zdobyć moje zaufanie, mimo, że już go
lubię. Itamaki była dzisiaj cały dzień, boję się jutra… Ale póki co, jest
dobrze. Ciekawe ile czasu będę miała spokój.
_____________
*Bazooka w rzeczywistości została
wynaleziona dużo później, jednak na potrzeby postaci, w świecie przedstawionym
już istnieje od jakiegoś czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz