czwartek, 19 lipca 2012

8

Itami otworzyła oczy i rozejrzała się. Otaczała ją zieleń i wciąż siedziała pod drzewem. Musiałam zasnąć – pomyślała.
- Kikari! Jesteś tu?! – zawołała.
Odpowiedziała jej cisza. Itami podniosła się z trudem i powoli wyszła zza cienia drzew. Skierowała wzrok w stronę nieba. Słońce wciąż unosiło się wysoko na czystym błękicie. Krótko spałam. Spojrzała przed siebie. Na horyzoncie widać było zarys domów, znajdujących się w miejscowości, którą wcześniej minęła. Od tej wioski aż do miejsca, w którym Itamaki spała, rozciągał się typowy dla strefy podrównikowej krajobraz. Zieleń twardych traw przeplatała się na zmianę z bordową, tudzież pomarańczową, ziemią. W nieregularnych odstępach rosły baobaby i akacje. Itami stwierdziła, że o wiele łatwiej rozpoznać dany klimat na lądzie niż na oceanie. Dlatego też poczuła pewien respekt dla piratów, którzy specjalizowali się w klimatologii czy też meteorologii.
W końcu oderwała się od podziwiania krajobrazu i skupiła na poszukiwaniu jakiejś postaci. Niestety nic nie dostrzegła, więc odpuściła i ponownie usiadła pod drzewem. Spojrzała na swoje ramię, w którym wciąż tkwiła strzała. Itamaki nie była pewna, czy sama da radę opatrzyć się powierzchownie. Po chwili wahania, zdecydowała się na to, więc sięgnęła do kieszeni. Wtem usłyszała jakiś szelest. Stanęła na nogach, choć ledwo się na nich trzymała. Wbiła wzrok w kępkę krzaków, z których dochodziły odgłosy. Wytężyła słuch, dzięki czemu mogła ocenić, że to coś znajduje się jakieś dwadzieścia metrów od niej. Zbliżało się dość szybko. Itamaki patrzyła uważnie, starając się dostrzec jakichś ruch. W końcu z zarośli wypadła jakaś postać. Obie krzyknęły.
- Kikari! – ucieszyła się.
Itami już miała do niej podejść, by ją przytulić, ale potem jej uwagę odwrócił strój Souten. Na głowie miała czarny kapelusz z dużym rondem, do którego przyczepiono pióra. Pozostałe części garderoby również zostały zastąpione czymś innym. Kikari ubrana była w czarną bluzkę na ramiączka, odkrywającą cały brzuch. Do nóg ściśle przylegały ciemnofioletowe spodnie. Na nich wisiał pasek, z umocowanymi przy nim kordelasem i dwom pistoletami garłaczami.
- Ty uciekałaś, czy byłaś na zakupach? – spytała dobitnie Itamaki.
- Nie specjalnie miałam wybór. Jeden strażnik nakrył mnie, jak wychodziłam przez rurę, ale ustrzeliłam go, więc zamilkł. A że wszyscy byli zajęci gonieniem ciebie, to nawet tego nie zauważyli. W ogóle ten wybuch to twoja sprawka?
- No raczej.
Na twarzy Kikari zakwitł szeroki uśmiech, a w oczach pojawiły się łobuzerskie iskierki.
- Czyli jednak to pójście do toalety na coś się zdało. W każdym bądź razie, przez ciebie ledwo co zdążyłam uciec. Szłam rurami, w których i tak już było cholernie gorąco. No ale jakoś dałam sobie radę.
- No dobrze. Ale skąd to nowe ubranie?
- Przecież dążę do tego. Idę szybkim krokiem i patrzę a nade mną jakiś sęp lata, czaisz? Tak myślałam, że wiesz, chce jakiegoś gryzonia złapać, czy coś. A ten rzucił się na mnie jak opętany jakiś. Nawet nie wiem, czy on mnie widział, czy co. Bo przecież cały czas byłam niewidzialna. Ale przez niego się uwidoczniłam. Na szczęście to było jeszcze przed jakąś wioską. Zniszczył moje ubranie, to ustrzeliłam drania. W pierwszej lepszej miejscowości ukradłam sobie nowe rzeczy. A pióra mu wyrwałam skurczybykowi, więc sobie przyczepiłam do kapelusza. I jeszcze teraz konia nie mogę znaleźć! A na pewno zostawiałam go w tym lesie.
- Ja się chyba zabiję. Nie dam rady jechać na koniu - załamała się Itamaki, ponownie siadając pod drzewem. - Chyba, że do tego byłaby przyczepiona jakaś karoca – sarknęła.
- Masz strzałę w ramieniu – zauważyła Kikari.
- Wiem – mruknęła. - Chciałam ją ułamać i zabandażować, ale usłyszałam ciebie. W sumie to dobrze, bo już się martwiłam, że wysadziłam twoją osobę razem z tym budynkiem.
- Martwiłaś się? Jak uroczo.
Kikari zaśmiała się, po czym kucnęła naprzeciwko niej. Spojrzała w skupieniu na ranę.
-  Zrobię to za ciebie. Choć nie bardzo wiem czym.
Itamaki wyciągnęła z kieszeni opatrunek i pomachała nim przed jej oczami. Kikari spojrzała się na niego z lekkim zdziwieniem. W końcu wzruszyła ramionami i kiwnęła potakująco głową. Przytrzymała jedną dłonią rękę Itamaki, a drugą ułamała część strzały. Z drugą stroną zrobiła to samo. Dopiero wtedy wzięła się za usztywnianie i bandażowanie.
- Kiedy wrócimy, Elliott będzie musiała załatwić resztę roboty – rzekła Kikari.
- Na to wygląda. Jak dostaniemy się na okręt? – spytała Itamaki.
Kikari zamyśliła się chwilę, po czym spojrzała w kierunku otwartej przestrzeni.
- Mówisz, że przydałaby się karoca? – mruknęła.
- Załatwisz mi taką w lesie? – zapytała z ironią.
- Po za – odpowiedziała, uśmiechając się tajemniczo. – Tylko do cholery nigdzie nie ma tego konia! Idę go szukać dalej, a ty nie ruszaj się stąd i najlepiej idź spać.
Itamaki z niechęcią musiała przyznać, że podobał jej się ten pomysł. Zmęczenie wciąż dawało o sobie znać, nie wspominając o tym, jak śpiąca była. Odprowadziła Kikari wzrokiem, dopóki nie znikła w zielonym gąszczu. W miarę możliwości spróbowała ułożyć się wygodnie i zamknęła oczy. Zastanawiała się, czy Itachiemu i reszcie powiódł się atak. Jednak te myśli szybko znikły, gdyż pogrążyła się w śnie.
Gdy obudziło ją szturchanie Kikari, na dworze panowała ciemność. Przez chwile Itamaki widziała jedynie ciemne plamy. Potarła zaspane oczy i spojrzała na ledwo widoczną Kikari.
- Szybciej, no! Znalazłam nam transport – popędzała ją.
Itamaki ziewnęła i podniosła się. Z pomocą Kikari przeszła kawałek drogi, aż przed ich oczami ukazał się pojazd z zaprzęgiem. Na twarzy Souten malował się uśmiech, świadczący o tym, że była z siebie bardzo zadowolona. Pomogła Itami wejść do powozu, natomiast sama usiadła na miejscu kierowcy. Chwyciła za lejce i ruszyły w drogę powrotną do Santiago De Cuba.


Po zjedzeniu kolacji przyniesionej przez przyjaciół Itachi leżał, patrząc się w sufit. W tym czasie Elliott wyszła z kliniki, jakby chcąc uniknąć pytań o Kikari i Itami. Oczywiście zakryła się pretekstem, że irytuje ją jedzenie ze stołówki, gdyż na ogół sama szykowała specjalne dania, odpowiednie dla swoich pacjentów. Jednakże kapitan czuł się dobrze i nie potrzebował nic nadzwyczajnego. Większość ran już przekształciła się w strupy. Jedną zaszyto. Miał wielką ochotę wstać i poruszać się trochę. Zajść do pokoju Itami z nadzieją, że tam będzie, choć w głębi duszy zdawał sobie sprawę, że nie znalazłby jej tam. Przeczuwał, że w ogóle nie było jej na statku. Równie dobrze wiedział, że Elliott coś przed nim ukrywała. To, gdzie Kikari i Itami znikły. Ale jeśli są tam we dwie, to żadnej z nich nie powinno stać się nic złego. Z rozmyślań wybiła go Elliott, która podeszła do niego z porcją lekarstw.
- Gdzie? – spytał od razu.
patrzył prosto w jej piwne oczy. Elliot nie zwracając na to uwagi usiadła na łóżku. Odkręciła słoik z jakąś zielonkawą substancją. Wyglądała jakby zastanawiała się nad odpowiedzią. Jej twarz pokryły zmarszczki. Miała trzydzieści lat, choć swoim duchem i żywymi oczami bynajmniej tego nie pokazywała. Jasnobrązowe włosy sięgały za ramiona, choć trudno było zobaczyć je rozpuszczone. Jednak Itachi widział to nie raz. Znał się z Elliott od dziecka. Rody Johnson i White przyjaźniły się od pokoleń. Po mimo tego, nigdy nie zawierały ze sobą małżeństw.
- Zaczynam studiować medycynę – oznajmiła Elliott pewnego dnia.
- To cudownie! – ucieszył się Itachi, który miał wówczas dziesięć lat. – Ale to nie będzie ci przeszkadzało w zabawie ze mną, prawda?
- Nie.
- To dobrze. Zobaczysz, kiedyś, jak zostanę najgroźniejszym piratem na oceanach, dojdzie do moich uszu wieść o najlepszej kobiecie chirurg w historii: Elliot Johnson!
Siedem lat później Itachi wyruszył w podróż na dużym okręcie kupionym z pieniędzy swojej rodziny. Odpłynął pozostawiając jedynie list. Wiedział, że rodzice nie byliby z tego zadowoleni, więc powiedział o tym tylko Elliott, która była jego jedyną prawdziwą przyjaciółką. Myślał, że szybko jej nie spotka. Jednak po roku wpadł na nią w pewnym barze. Dowiedział się, iż Johnsonowie chcieli wydać ją za mąż za kogoś, kogo ona wcale nie kochała. Dlatego też Itachi zaproponował jej rolę lekarki na swoim statku, na co ona się zgodziła. Gdy Elliott odpływała, na pomoście stanął jej narzeczony i przysiągł na swoje życie, że ją znajdzie i poślubi. Nikt oprócz tej dwójki nie znał powodów przebywania na statku Elliott.
Widząc, że kobieta nie odpowiadała, kapitan powtórzył pytanie.
- Zapytaj o północy – odpowiedziała w końcu. – A teraz wypij ten lek i wetrzyj maść.
Około dwudziestej trzeciej Elliott wyszła z kliniki i poszła do Juna. Kazała majtkowi biegać po obrzeżach Santiago De Cuba, wyczekując kogoś znajomego. Gdy wróciła do swojego zakątka, powiedziała Itachiemu tylko, że jutro może wrócić do siebie, a następnie zajęła się innymi pacjentami.

Jun właśnie zatrzymał się pod lampą, gdyż zauważył, że po ulicy jedzie powóz. Patrzył na niego z zaciekawieniem. Światło latarni padało na długie blond włosy kogoś, kto go prowadził. Nagle pojazd stanął, a owa postać zeszła z niego i zaczęła biec w stronę majtka. Rudzielec patrzył się na nią i zorientował się, że to Kikari.
Uradowany zaczął wołać jej imię, ale nie zdążył go dokończyć. Kikari przywitała go uderzeniem pięścią w twarz. Majtek odleciał na kilka metrów, szorując kamienną drogę.
- Ała! Ale boli! Buuu! Biedny Jun! Ojej! Kikariś, dlaczego tak zrobiłaś Junowi? – rozpłakał się.
- Jak mogłeś zanieść Itami na ląd?! – wykrzyknęła.
- Kapitan kazał Junowi zanieść Itamakiś do kliniki! – zaszlochał majtek.
- Do okrętowej! Nie w Guantánamo!
- Jun nie wiedział!
- Idiota! Przez ciebie musiałam za nią tam pójść!
- Ciszej! – odezwała się Itamaki.
Jej głowa sterczała z powozu. Rzuciła spojrzenie na majtka, po czym wyszła na zewnątrz.
- Później na niego nakrzyczysz, a ja kiedy indziej mu przywalę za tę przygodę – oznajmiła.
- Dobrze – westchnęła Kikari. - Jun, weź Itami na pokład, a później wróć tu po mnie.
- Tak jest – odpowiedział mizernie.
Łzy Juna wciąż kapały mu z policzków. Podszedł do Itamaki ze spuszczoną głową, po czym spojrzał się na Kikari z wyrzutem.
- To bolało Juna.
- Miało boleć – prychnęła.
Majtek odwrócił się i wziął Itamaki jak worek ziemniaków na plecy, po czym pobiegł po wodzie na okręt. Zostawił ją tam, po czym i pognał po Kikari. Gdy wrócił, odstawił ją obok Ikedy.
- Nie. Ja nie chcę do tej lekarki! Ona jest straszna – zaczęła jęczeć Itami.
- A ty co?! - wybuchła Kikari. - Przez całą drogę byłaś jakaś normalna, a teraz nagle zachowujesz się jak Jun!
- Ale bo to…bo…nie idę.
Itami ostentacyjnie usiadła po turecku z oburzoną miną i skrzyżowała ręce. Kikari wzięła głęboki wdech, żeby nie wrzucić jej za burtę.
- Jun – mruknęła zirytowana.
Majtek chwycił Itami za zdrową rękę i zaniósł ją do okrętowej kliniki.
- Dobry wieczór, kapitanie! – zasalutował majtek.
Itachi spojrzał się w jego stronę.  Jego uwagę od razu przyciągnęła Itami.
- Nie! – zawołała i rzuciła się do ucieczki.
Jun złapał ją za koszulę, nie pozwalając jej na opuszczenie pomieszczenia. Szarpał się z nią przez jakiś czas, ale w końcu Itami  dała za wygraną i poddała się.
- Ja się boję – powiedziała naburmuszona.
Do środka weszła Kikari i kazała usiąść Itami na łóżku obok kapitana.
- Ma strzałę w ramieniu – oznajmiła Souten.
- Gdzie wyście były? – zapytał Itachi.
- W klinice – odpowiedziała Itami.
- W Guantánamo – dodała Kikari..
- W bazie jakichś ludzi.
- W gościach u królowej.
- W toalecie.
- W rurach.
- Znów w klinice.
- Nad różnymi wioskami.
- W lesie.
- A co? – dokończyły wspólnie.
- Po co? – rzekł kapitan, nic nie rozumiejąc.
Dziewczyny przez długi czas tłumaczyły mu, co się wydarzyło. Itachi niemalże wpadł w furię i już kazał wyrzucić majtka przez burtę. Ostatecznie jednak stanęło na tym, że miał szorować pokład codziennie przez miesiąc. Gdy skończyły swoją opowieść, Elliott wygoniła wszystkich, gdyż musiała zająć się raną Itami.
dł" � r w PL� � � ast druga przeżyła, plując krwią. Itamaki usłyszała odgłosy ludzi dochodzące z podziemia. Schowała szybko kosę i wyciągnęła młotek wielkości jej samej. Za jego pomocą rozbiła okno. Następnie odłożyła również to narzędzie i wyleciała szybko z kliniki. Wzbiła się wyżej w powietrze i przymknęła powieki. Przed oczami stanął jej obraz świecy i dynamitu, które zostawiła w wentylacji. Skupiła się, aby używając siły lewitacji, zapalić knot. Nagle poczuła, że coś przeszyło jej ramię. Spojrzała się w dół. Stała tam Calendaria ze swoimi podwładnymi. Wtem z okien wystrzeliło kilka strzał. Co za upierdliwe typki – pomyślała, unikając pocisków.
- Radzę zobaczyć, co się dzieje w waszym centrum – zawołała.
Po tym rozejrzała się i skierowała w stronę zielonej plamy w oddali. Po chwili usłyszała za sobą wybuch. Jaj kąciki ust uniosły się do góry, a następnie całą uwagę poświęciła lotowi. Gdy medyczny budynek znikł z pola widzenia, Itamaki zmniejszyła odległość od ziemi. Zdziwiła się, że była w stanie tak długo i wysoko lewitować po trzech dniach, które były jak tortury dla jej zasobów mocy, Muszę prędko tam dolecieć. Strzała stanęła mi w ramieniu i nie spałam dwie noce. Boję się, że spadnę – pomyślała. Zielona plama stała się już bardziej wyraźna i większa. Itamaki mogła już zobaczyć zarys koron drzew. Tam miała spotkać się z Kikari. Minęła po drodze kilka wiosek, a słońce wznosiło się wysoko na niebie. W końcu, po długim czasie, doleciała do lasu. Dryfowała chwil tuż przy ziemi i schowała się w cieniu liści.
- Kikari! Już jestem! – krzyknęła, ciężko oddychając.
Odpowiedziała jej cisza. Usiadła na ziemi i oparła się o pień drzewa. Może jeszcze im ucieka – pocieszyła samą siebie, ale zaraz do jej głowy przyszła inna myśl. W końcu nie widziała swojej przyjaciółki od początku podróży. Nie…nie możliwe…nie mogłam jej wysadzić razem z tą ich bazą…na pewno nie… - zaczęła od razu zaprzeczać. Następnie spojrzała się w kierunku, z którego przyszła. Jednak nie dostrzegła tam żadnego ruchu, oprócz ptaków wędrujących beztrosko po niebie.


Itachi obudził się dopiero w południe. Przywitała go spora porcja lekarstw podana mu przez Elliott.
- Zjesz coś za pół godziny – poinformowała go, odkładając słoiczki do szafy.
- Dobrze – odpowiedział, spoglądając na drzwi. – Chcę jedzenie z kuchni. Jesteś świetnym lekarzem, ale beznadziejną kucharką.
Elliott rzuciła w niego łyżką, którą dostał w głowę.
- Ej! Miałaś mnie leczyć, a nie kaleczyć! – zawołał. – Daj mi lodu teraz.
- Nie jęcz. Nie mogło tak boleć. W ogóle co z ciebie za kapitan? – prychnęła, pochodząc do pacjenta obok.
- Jedyny w swoim rodzaju – odpowiedział, ponownie zerkając w kierunku wejścia.
- Racja – przytaknęła, podając komuś lekarstwo. - Nigdy nie spotkałam jeszcze takiego jęczydła jako dowódcy piratów – stwierdziła.
Mężczyzna, przy którym stała, zaśmiał się pod nosem, ale gdy spotkał surowe spojrzenie Elliott, umilkł i w ciszy spożył wywar.
- O czym myślisz? – zapytała, odchodząc od pacjenta.
- Mogłaś powiedzieć swojemu narzeczonemu, że nie umiesz gotować, to może by cię nie chciał.
- Czy ty naprawdę tak bardzo pragniesz, żebym rzuciła w ciebie widelcem?
- Ale coś ty taka wrażliwa? – uniósł ręce w geście niewinności. - Przecież już ci to nie grozi, czyż nie?
Elliott odwróciła wzrok i objęła dłońmi swoje łokcie.
- Nie wiem. Powiedział, że mnie znajdzie.
- To raczej niemożliwe. W końcu płyniesz na moim statku.
- Jesteś zbyt pewny siebie, jak na kogoś, kto jest w opłakanym stanie – uniosła jedną brew do góry.
- Nie jestem! W każdej chwili mogę wstać – zaperzył się.
- Nie, ponieważ ja ci zabraniam.
Kapitan prychnął tylko pod nosem i odwrócił wzrok. Przez kilka minut nie odzywał się, podczas gdy Elliot zajmowała się innymi ludźmi w okrętowej klinice. W końcu przez drzwi wpadły trzy osoby.
- Panie Kapitanie! Przynieśliśmy panu kurczaka – zawołał rozradowany Jun.
Asuma podeszła do Itachiego i nachyliła się nad nim.
- Póki nie wspomina się o zatopionym statku jest normalny – powiedziała cicho. – Daj kapitanowi to mięso – rzekła znacznie głośniej.
- Wygląda pan na rozczarowanego – zauważył Sumisu.
- Zdaje ci się – odpowiedział Itachi, jakby otrząsając się z zadumy. – Elliot, kiedy Kikari wróci z tej misji?
- Nie wiem. Niedługo powinna tu być – odpowiedziała.
- Od wczoraj nigdzie nie widziałam Itami – oznajmiła Asuma.
- Teraz też jej nie ma – dodał kapitan.
Przez chwilę zamyślił się, po czym spojrzał surowo na Elliot.
- Gdzie ona jest?
- Dowiesz się, kiedy będzie trzeba. Zaufaj mi – odpowiedziała, kierując wzrok na Sumisu. – Ty, blondas! Wynocha stąd z tym papierosem.
- Zmuś mnie – odpowiedział, uśmiechając się pod nosem.
- Zrób to – rzekł Itachi. – Albo go wyrzuć.
Sumisu spojrzał na wszystkich spode łba swoimi jasnobrązowymi oczami. W końcu odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami.
- No to dawajcie tego kurczaka – odezwał się Itachi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy