czwartek, 19 lipca 2012

16

Itamaki większość drogi przebyła w ciszy. Jedynie, co jakiś czas, wymieniała krótkie zdania z Asumą, które miały ścisły związek z wędrówką. Szli cały dzień i zastanawiała się, czy nie zacząć lewitować, żeby dać odpocząć trochę swoim nogom. Jednak stwierdziła, że mogłaby się wtedy narazić na dezaprobatę ze stronę reszty załogi. W normalnej sytuacji nie przejmowałaby się tym, ale w tej sytuacji wszyscy mieli zadanie do wykonania. A niepotrzebne spory pomiędzy nimi spowodowałyby utrudnienia. 
Podniosła głowę do góry. Spomiędzy koron drzew, z prawej strony, dobiegały różowo-pomarańczowe promienie zachodzącego słońca. Szturchnęła Asumę łokciem.
- Robi się późno – powiedziała, rzucając znaczące spojrzenie do góry.
Asuma zatrzymała się, a za nią kolejnych trzydziestu piratów. Rozejrzała się, po czym zboczyła ze ścieżki, którą od dłuższego czasu podążali. Nic nie mówiąc, machnęła ręką, żeby załoga szła za nią. Prowadziła ich przez różne zarośla w głąb lasu. Wyglądało na to, że po tej ziemi nikt dawno, albo nawet nigdy, nie chodził. Itami domyśliła się, że Asuma szukała miejsca, gdzie mogliby zanocować. Po około godzinie okazało się, że miała rację. Asuma zarządziła postój. Wysłała kilku piratów, żeby coś upolowali. Dwóm kazała rozpalić ogień. Wyznaczyła również trzy osoby, aby stały na zmianę na czatach, w tym samą siebie. 
Gdy wszystko było gotowe, Itamaki usiadła obok Asumy z mięsem w ręku, która również je trzymała.
- Skąd wiedziałaś, że tu jest takie miejsce? – zapytała Itamaki.
- Nie wiedziałam – przyznała się. - Szłam byleby w głąb. Nie mam ochoty spotkać kogoś, kto chce mnie powiesić.
- O. Lubię tych ludzi. Często ułatwiali mi ucieczkę.
- Ciekawe, czy dalej będziesz ich darzyć sympatią, jak będą chcieli złapać ciebie.
- Ależ oni chcieli. Tyle że nie mieli na to najmniejszych szans. Po prostu wtedy odlatywałam - wzruszyła ramionami. 
Asuma przez chwilę siedziała, wpatrując się w ziemię, jednak potem uśmiechnęła się i zaczęła spożywać posiłek. Itamaki poszła w jej ślady. Dopiero, gdy obie wyrzucił pozostałe kości, Asuma znów się odezwała.
- Cicha dziś jesteś – zauważyła. - Nawet jak na poważną Itami.
- Poważna Itami? – zapytała, unosząc wysoko brwi.
- Tak. Jesteś bardzo zmienna. Jakbyś wiecznie miała okres – rzekła, patrząc, jak dwóch piratów biło się o kawałek mięsa. – Dziś cały dzień masz poważną postawę. Natomiast jeszcze jakiś czas temu zachowywałaś się jak kopia Juna. Czasami mam wrażenie, że w twoim ciele siedzą dwie osoby. 
Itamaki wbiła wzrok w ziemię. Długo pozostała w tej pozycji jedynie milcząc. Asuma, nie chcąc jej krępować, z nikłym zainteresowaniem oglądała bijatykę mężczyzn, choć kątem oka cały czas dostrzegała Itamaki. Cierpliwie czekała na odpowiedź, jednak ona wciąż nie nadchodziła.
- Jeśli nie chce… - zaczęła
- Tak – urwała jej krótko.
- Możesz im zabrać to mięso? – zapytała.
Asuma wciąż patrzyła na dwóch piratów pogrążonych w bójce. Itamaki wykonała ruch nadgarstkiem i kawałek mięsa wyleciał z rąk jednego z nich, uderzył obu po twarzy i wleciał w sam środek ognia. Mężczyźni spojrzeli ze złością na ognisko, a następnie na Itamaki.
- Irytowaliście mnie – powiedziała chłodno. 
Itamaki wstała i odwróciła się tyłem do piratów. Otrzepała się i spojrzała z góry na Asumę.
- Odnoszę dziwne wrażenie, że masz skłonności do przywództwa – wyszczerzyła się.
- Słusznie – przyznała. – Chociaż brakuje mi jeszcze wielu rzeczy, żeby być podobnej rangi, co nasz kapitan. Po za tym, kiedy już znajdziemy ten skarb, wrócę do Korei, jako inna osoba i założę własną mafię. 
Niebieskie oczy Asumy świeciły się, a uśmiech wyrażał szczerą radość na myśl, o swoim celu.
- Itami, powiedz mi, jakie ty masz marzenie? – zapytała.
Przez chwilę kobieta przeszywała ją wzrokiem. Choć Itamaki znała odpowiedź na to pytanie, nie chciała jej udzielić. Na pewno nie miała ochoty dzielić się z kimś innym niż Itachi swoimi naiwnymi nadziejami.
- Uwolnić się od klucza – rzuciła krótko, po czym odwróciła się i odeszła. 

Kikari szła cały dzień w dalekiej odległości od wybrzeża, jednak dbała o to, by nie stracić wody z oczu. Wzięła bukłak, przywiązany do paska, przy którym wisiały dwa kordelasy. Napiła się i usiadła w cieniu drzewa oliwnego. Czemu kapitan nie mógł od razu wysłać  Juna? – zastanawiała się. Nie chcę mi się dalej iść. Czemu te głupie obozy muszą być tak daleko? Spojrzała w dal z uporem, jak gdyby oczekiwała, że to pozwoli jej zniknąć z tego miejsca i pojawić się w tamtym. Zamiast siebie, dostrzegła tam coś innego. Gwałtownie podniosła się na nogi. Przyjrzała się zarysowi postaci, która się poruszała. Uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła biegiem w tamtą stronę. Przyzwyczaiła się już do bólu, który oplatał jej nogi. Trawy makii raniły ją ciągle po dolnych kończynach. Z początku musiała, co chwilę przystawać z tego powodu. Jednak później coraz mniej odczuwała ten ból i nie musiała zwracać na niego większej uwagi. 
Po dłuższym czasie stanęła w miejscu, gdzie doskonale widziała, że tamten zarys był człowiekiem. Miał czerwoną kurtkę i strzelbę przy sobie. Co więcej krajobraz drzew oliwnych, eukaliptusów, pistacji i twardych traw zostawał powoli zastępowany przez winną latorośl i mizerne szałasy. Wiedziała, że już zbliżała się do obozu. Na horyzoncie widziała powoli zachodzące słońce. W końcu ruszyła do przodu, starając się nie robić hałasu. Stanęła na równej linii w sporej odległości od mężczyzny z bronią. Zobaczyła, że był on na lekkim wzniesieniu. Niżej znajdował się teren wypełniony ludźmi, od których biła czerwień. Jednak znajdowali się tam też inni - w szarawych, identycznych ubraniach. Większość z nich wyglądała na schorowanych lub kulawych.
- Oliver, czy to normalne, że statek stoi w tym samym miejscu już od godziny? – rozległ się głos z boku Kikari. 
Odwróciła się w tamtą stronę. W ich stronę szedł drugi żołnierz. Wskazywał na otwarte wody. Na horyzoncie faktycznie widać było spory statek. Nie poruszał się.
- Może cumuje – mruknął Oliver.
- Na środku zatoki? – zdziwił się ten drugi.
- Nie wiem. Być może lądu nie widać. Zresztą, co nas to interesuje. Płacą nam tylko za pilnowane tych wybryków natury. Właśnie, Peter, znaleźliście tego Joela? 
Joel? To on…ten człowiek-ryba.
- Tak. Dziwne. Rano byłem w jego szałasie i nie znalazłem go. Ale kiedy wróciłem po paru godzinach, siedział tam sobie, jak gdyby nigdy nic.
- Mówił coś?
- Tak. Zarzekał się, że nie poszedł nigdzie, gdzie mu nie pozwolono – tutaj Peter splunął. –
Nikt mu nie uwierzył. Więc wziąłem go i zaprowadziłem do szefa. Wkładaliśmy mu głowę w wiadro, żeby zaczął mówić prawdę. Ale on dalej gadał swoje. Chociaż to było dziwne. Co prawda ciężko oddychał, ale jego reakcja na tak długie przebywanie pod wodą, w porównaniu z innymi, była za mało drastyczna. Jakby jakoś specjalnie go to nie ruszało.
- Faktycznie dziwne – zamyślił się Oliver. – Cóż, ja idę – oznajmił. 
Mężczyzna odwrócił się i ruszył w stronę szałasów. Jednak po paru krokach zatrzymał się.
- Peter, bądź czujny. Chwilę temu słyszałem, jakby ktoś tu chodził. Może to tylko jakieś zwierze. Ale zawsze trzeba uważać. 
Po tych słowach Oliver znów poszedł przed siebie. Muszę być ostrożniejsza – Kikari upomniała siebie w myślach, po czym odczekała chwilę, a następnie ruszyła w tym samym kierunku, co żołnierz.
  
Sumisu ze swoją grupą dotarli do pewnego domu. Otoczony był drzewami oliwnymi i pistacjami. Z daleka to wyglądało jak krąg tych dwóch roślin, jednak kiedy ekipa podeszła bliżej, mogła już dostrzec drewniane części budynku. Sumisu zapukał. Odpowiedziała mu cisza, więc zrobił to jeszcze raz. Czekał dłuższą chwilę, aż drzwi lekko się uchyliły i widać było tylko zielone oko w szczelinie.
- Kim jesteś? – rozległ się ochrypły głos.
- Sumisu Evensen – odpowiedział. – Przysłał mnie kapitan Itachi White.
Drzwi otworzyły się szerzej i w wejściu stanął staruszek w krótkich brązowych spodenkach i czarnej koszuli. Białe włosy wyglądały, jakby nigdy ich nie czesał, w dodatku sterczały pod różnymi kątami wokół łysiny na czubku głowy. Podpierał się na białej lasce.
- Skąd mam mieć pewność, że jesteś posłańcem White’a? – zapytał, patrząc bacznie na Sumisu i innych przybyszów.
- Były pirat powinien poznać piratów po wyglądzie. Co chyba zrobiłeś, biorąc pod uwagę, że stoisz przy otwartych drzwiach.
- Bezczelny dzieciak z ciebie – staruszek pchnął Evensena końcem laski w brzuch. – Ale czego można się spodziewać po takich jak my. 
Dziad Starzec odwrócił się powoli i zniknął w swoim mieszkaniu.
- Ciebie wpuszczę, dzieciaku. Ale ta zgraja ma zaczekać na zewnątrz – zawołał ze środka. 
Sumisu, mimo buntowniczych wyrazów na twarzach pozostałych piratów, nakazał im zostać, po czym sam wszedł do domu, zamykając drzwi. Skierował się do pierwszego pomieszczenia na lewo, które przypominało kuchnię. Była bardzo zabrudzona i mizerna. Mężczyzna w podeszłym wieku siedział na krześle przy jednoosobowym stoliku i wyciągał coś z dużej skrzyni.
- Znak? – rzucił ponad ramieniem.
- Kluczmistrz – odpowiedział Sumisu. 
Staruszek jedynie nieznacznie skinął głową, nie obdarzając go spojrzeniem. Wciąż kontynuował czynność, po czym zamknął skrzynię i przyjrzał się papierom, które z niej wyciągnął.
- Macie na okręcie człowieka, który potrafi szybko przepisywać? – zapytał gospodarz.
- Tak.
- Musicie prędko mu to dostarczyć. Zrobiłem kopię, jednak ona jest mi potrzebna. Ufam Itachiemu, jednak nigdy nie wiadomo, co może stać się z tym na statku. Wysłałbym mu to tym przeklętym ptakiem, ale papugi zbytnio zwracają na siebie uwagę. Więc bierz to i zabieraj się stąd razem ze swoją bandą. 
Evensen wziął od starca papiery, po czym zdecydowanym krokiem wyszedł z domu. Zamykając drzwi wymruczał kilka przekleństw na temat starego człowieka. Później tylko machnął ręką do piratów i ruszyli w drogę powrotną, a pozostali równie niezadowoleni podążyli za nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy