Nazajutrz rano Itamaki obudził
donośny krzyk. Podniosła się na łokciach i od razu poczuła ból w plecach.
Między innymi dlatego nie lubiła lądu. Spanie w lesie, jedynie pod kocami było
okropnie niewygodne i zawsze coś ją później bolało. Rozciągnęła się, po czym
wstała. Rozejrzała się. Krzyk, który słyszała należał do Asumy. Budziła
wszystkich piratów. Dopiero gdy wszyscy stanęli na nogach i zaczęli jeść,
Takamichi poprosiła ją na bok.
- Jak się spało? – zagadnęła, gdy obie usiadły na pieńku, w
pewnej odległości od reszty.
- Beznadziejnie – odpowiedziała kręcąc ręką, w celu
rozciągnięcia jej. – Ale podejrzewam, że jednak chciałaś mi powiedzieć coś
bardziej istotnego.
- Nawet nie potrafisz docenić, że ktoś się stara być miły –
nadąsała się, wydymając usta.
- Uważam to za zbędne – stwierdziła Itamaki, rozciągając drugie
ramię.
- Wredna jesteś dzisiaj. Ale właściwie to dobrze. Zdaje mi
się, że wtedy bardziej skupiasz się na tym, co robisz.
- Jesteś pewna, że powóz z surowcami będzie jechał dziś? –
zapytała nagle.
- Raczej – odpowiedziała, z chwilą zawahania, po czym się
uśmiechnęła z zakłopotaniem. - I mam
nadzieję, że tak będzie. Jednak przechwycenie go to zadanie tylko dla jednej
części załogi – powiedziała.
Itamaki spojrzała na nią pytająco
- Druga, którą będziesz dowodzić, wyruszy śladami tego wozu
do jego źródła. Nie wiem, ile czasu minie, zanim otrzymamy od kapitana pełen
raport o przewożonych galeonach…kurde,
nie ta powieść diamentach,
złocie i srebrze. Dziś napadamy na nich, nie wiedząc, co tam zastaniemy. Waszym
zadaniem jest dowiedzieć się, kiedy w najbliższym czasie będą wywozić te trzy
surowce.
- To twój pomysł?
- Tak. Kapitan i ja nie wzięliśmy pod uwagę, że gdybyśmy
napadali na każdy jeden powóz, tamci mogliby się zorientować. I tak sądzę, że złoto
i tym podobne będą miały większą ochronę niż chociażby uran, którego jest tu od
cholery.
Itamaki kiwnęła głową, po czym
obie podniosły się na nogi. Wróciły z powrotem do reszty załogi i rozkazały im
podzielić się na dwie grupy. Pierwsza, Asumy, składała się z osób świetnie
radzących sobie z bronią palną oraz szybkich i zwinnych. Do drugiej, Itamaki,
należeli piraci specjalizujący się w kamuflażu i kradzieży. W końcu ruszyli. Z początku
dwie dowodzące kobiety szły przodem cały czas w tę samą stronę. Jednak kiedy
dotarli do szerokiej drogi, Itamaki skręciła w lewo, a za nią pół załogi. Piraci
Asumy przeszli na drugą stronę ścieżki, a następnie wszyscy rozproszyli się na
jej długości, kryjąc się w zaroślach.
Itamaki wraz ze swoją grupą
biegła wzdłuż drogi, kiedy nagle zobaczyła coś na jej końcu. Podniosła rękę i zatrzymała
się. Inni zrobili to samo. Niektórzy jednak nie zauważyli wcześniej danego
znaku i powpadali na siebie. Zapewne zaraz wybuchłaby bójka, gdyby inni ich nie
uspokoili, wskazując na przywódczynię, która rzucała im mordercze spojrzenia,
trzymając palec przy ustach. Itamaki kucnęła i machnęła dłonią w tył. Piraci
również się zniżyli. Wyjrzała spoza krzaka. Powoli zbliżał się powóz zaprzężony
w dwa konie. W dodatku za nim podążał jeszcze jeden z jeźdźcem na siodle. To ten pojazd, który chce napaść Asuma. Śledziła
zaprzęg tak długo, aż zniknął za zakrętem. Dopiero wtedy dała znak i ponownie
ruszyła do przodu, a załoga za nią.
Kiedy zatrzymali się po raz
kolejny, znajdowali się niedaleko dwóch budynków, między którymi była drewniana
brama. Za nią krzątali się ludzie pomiędzy innymi, małymi budowlami. Na samym
końcu ogrodzonego obszaru znajdowało się wejście do, jak się domyśliła Itamaki,
kopalni. Uśmiechnęła się pod nosem.
- George, Steve, Dave, chodźcie ze mną, a reszta niech tu czeka
– oznajmiła. - Jeśli któreś zauważy jakąś sposobność dostania się tam, niech to
po prostu zrobi, uprzedzając innych.
Itamaki wstała i ruszyła w las, a
za nią podążyli dwaj bruneci i jeden rudzielec. Odeszli kawałek od grupy
piratów, po czym ukucnęli za płotem, ogradzającym teren kopalni.
- Steve, jak sądzisz? Który to budynek? – zapytała Itamaki.
- Daj mi jeszcze chwilę – odpowiedział jeden z nich.
Jego zielone, przekrwione oczy
biegały po obrazie, który rozciągał się przed nimi. Nie zmieniło się w nim nic,
oprócz perspektywy. Jednakże Steve, najstarszy z stojących przy Itamaki piratów,
posiadał ponad przeciętną zdolność dedukcji. Na podstawie zachowań ludzi,
właśnie próbował zgadnąć, gdzie znajduje się pomieszczenie, w którym mogą być
informacje im potrzebne.
- Trzy możliwości. Tak sądzę – powiedział w końcu, pokazując
po kolei na każdy budynek, o którym myślał.
- Świetnie. George, spraw, by ktoś tu podszedł. Wtedy go
obezwładnimy i Dave uda tego mężczyznę. Pod żadnym pozorem nikt więcej nie może
tego zobaczyć – zarządziła Itamaki.
- Dobrze – odpowiedział mężczyzna głębokim, basowym głosem.
– Zniżcie się, żeby całkowicie nie było was widać.
George podniósł z ziemi mały
kamień i odczekał chwilę. Z jednego z budynków, które wcześniej wskazał Steve,
wyszedł mężczyzna. Szedł niedaleko miejsca, w którym znajdowała się czwórka
piratów. George zamachnął się i rzucił kamieniem w człowieka, po czym zniżył
się, patrząc przez szpary między roślinnością. Widział, jak ów pracownik
patrzył w ich stronę, jednak potem wrócił do marszu. Ponownie cisnął w niego.
Mężczyzna tym razem podszedł bliżej. Gdy stanął przy bramie, odgradzającej go
od piratów, zobaczył, że coś leci do niego z dołu. Zanim dokładniej przyjrzał
się, czym to było, rzecz przykleiła mu się do ust tak, że nie mógł wypowiedzieć
ani jednego słowa. Z krzaków przed nim, jakby wyrosła nagle dziwna postać z
brązową czupryną. Szczerzyła się w uśmiechu, choć nie miała kilku zębów. Błędny
wzrok George’a przeszywał go, choć miał wrażenie, że ledwo dostrzegał resztę
jego ciała. Mężczyzna chciał krzyknąć, jednak jego usta wciąż były zniewolone.
Następnie postanowił się odwrócić, lecz nie zdążył, gdyż poczuł ukłucie bólu w
okolicach szyi, a potem zemdlał. Pirat chwycił go w ramiona i przeciągnął
szybko za bramę, po czym zniżył się, upewniając, czy nikt tego nie widział.
Itamaki położyła nieprzytomnego
człowieka na ziemi i związała go sznurem, który wciągnęła ze swojej kieszeni.
- Dave, twoja kolei – stwierdziła dziewczyna.
Trzeci z piratów przyjrzał się dokładnie
jeńcowi. Włosy Dave’a nagle zmieniły kolor z rudego na czarne, oczy z
jasnobrązowych na niebieskie, a sylwetka stała się odrobinę masywniejsza.
Wyglądał już niemal identycznie, jak człowiek leżący przed nimi. Steve ściągnął
bluzkę i spodnie z pracownika kopalni, które podał Dave’owi. Chłopak zrzucił
swoje ubrania, po czym założył te robocze.
- Strasznie mi nie do twarzy w nich – jęknął.
- Jesteś pewna, że ten młodziak sobie poradzi? – zapytał
Steve.
- Jestem trzy lata starszy od niej! – zawołał Dave.
- Przymknijcie się – syknęła Itamaki. – Idź już.
Dave prychnął pod nosem. Zaczaił
się i zaczekał, aż w pobliżu było mało ludzi. Wtedy wszedł na teren kopalni.
Najpierw ruszył do budynku, który stał najbliżej. Itamaki uważnie przyglądała się
mu dopóki nie zniknął jej z oczu. Wiedziała, że Steve obserwuje otoczenie,
badając, czy nikt z pracowników nie dostrzegł niczego dziwnego.
Po krótkim czasie Dave wyszedł z
budynku. Najpierw szedł powoli wzdłuż miejsca, gdzie znajdowali się jego
sprzymierzeńcy. Dopiero później skręcił w ich stronę i oparł się o bramę.
- Trafiłem. Są tam – rzekł uśmiechając się szeroko. – Ale
dowiedziałem się, że jestem zwykłym posłańcem i dali mi coś do zaniesienia
innej jednostce. Spojrzałem. Nic ważnego – powiedział, kiedy Itamaki rzuciła
spojrzenie na zawiniątko w jego ręku. - Kiedy wrócę, George będzie musiał to
ukraść. Ja w tym czasie będę odwracał ich uwagę. Istnieje spore
prawdopodobieństwo, że później będą nas gonić.
- Jeśli tak, to nie możemy uciec w stronę, z której
przyszliśmy – powiedziała do razu Itamaki. – Idź, zanieś to coś, a my się
przygotujemy.
Dave odwrócił się na pięcie i
pomaszerował w stronę jakiegoś budynku. Steve wywrócił oczami, po czym spojrzał
na swojego dowódcę, który grzebał w kieszeni. Jakaż ironia. Dowodzi mną ktoś, kto jest kobietą, a w dodatku z
dziesięć lat młodszą. Co ten kapitan sobie wyobraża? Nagle Itamaki wyjęła
trzy czarne peleryny. Brwi mężczyzny wystrzeliły do góry.
- Jak ty je tam zmieściłaś? – wydukał.
- Mam swoje sposoby – odpowiedziała niedbale. – Załóżcie to.
Nie chcę, żeby zobaczyli nasze twarze. Dave i tak ma przebranie, więc trudno go
będzie rozpoznać w normalnej formie. Zastanawiam się nawet, czy nie puścić go
jako zwykłego człowieka, spacerującego po lesie, aby powiadomił Asumę.
- Co jeśli go jednak rozpoznają, albo zaczepią?
- Będą zajęci nami. Musimy wtedy o to zadbać.
- Trzeba też dobrze to rozegrać.
Itamaki kiwnęła głową, po czym
założyła na siebie pelerynę, a pozostali poszli w jej ślady. Nagle coś jej się
przypomniało. Cholera! Jak mogłam być
taka durna?! – stuknęła się w czoło. Mężczyźni spojrzeli się na nią
pytająco.
- Inni – odpowiedziała, zagryzając wargę.
Zrozumieli. Przy wejściu wciąż
stała reszta załogi. Itamaki nie wiedziała ile czasu mają, zanim Dave zacznie
działać. Musiała coś z nimi zrobić. Tylko co? Umieszczenie ich wszystkich w
koronach drzew zajęłoby zbyt wiele czasu. W dodatku ktoś w końcu mógł dostrzec,
że banda piratów siedzi sobie na gałęziach. A z tego sposobu musiała skorzystać
ona razem ze Steve’em i George’em.
- Nie wyszedł jeszcze z tamtego budynku, prawda? – zapytała,
wskazując na drzwi, w których Dave zniknął wcześniej.
- Tak – odpowiedział George.
- Czekajcie tu na mnie.
Uniosła się tuż nad ziemią, wciąż
kucając. Nie mogła wstać i pobiec, bo ktoś mógłby ją zobaczyć. Natomiast bieg z
uginaniem się był zbyt powolny, więc postanowiła lewitować. W końcu dotarła do
swoich ludzi.
- Czy ktoś tam poszedł? – zapytała.
- Tak – rzekł jakiś pirat. – Jeden. Chciał wejść jako
normalny członek branży.
- Cholerny parszywiec – prychnął drugi.
- Oczywiście go nie wpuścili, więc uciekł do lasu.
- Gdzie się skierował? – spytała szybko Itamaki.
- Nie wiadomo. Wyglądało na to, że ani w stronę obozowiska,
ani do oddziałów Takamichi – odpowiedział ktoś trzeci.
- Może nawiał i ma nadzieję, że już nie będzie piratem –
zaśmiał się pogardliwie ten pierwszy.
- Zamknij się już! – uciszyła go Itamaki. - Macie
natychmiast dołączyć do Asumy. Ale tylko jeśli nikt was nie zobaczy. W innym
wypadku, macie zmienić kierunek, jasne?
Mężczyźni kiwnęli głowami, po
czym ruszyli tam, gdzie Itamaki im kazała. Ikeda westchnęła, a następnie znów
lewitowała do dwóch piratów, jednak zastała tam tylko jednego.
- Już obaj weszli? – zdziwiła się.
- Tak – mruknął Steve.
Jak już Ci napisałam...
OdpowiedzUsuń*rzyga tęczą*
o.o
UsuńWięcejwięcejwięcej!
OdpowiedzUsuńZa tydzień.
Usuń