czwartek, 19 lipca 2012

10

Itamaki wracała do zdrowia przez następny tydzień. W tym czasie uzupełniono wszystkie zapasy żywnościowe, palne, medyczne i garderoby. Wypłynęli z Morza Karaibskiego kierując się na południowy-wschód.
Ósmego dnia po opuszczenia Santiago de Cuba, kapitan zwołał czołówkę załogi do swojej kajuty.
- Wytłumaczysz mi jeszcze raz, czemu trzymasz kotlet przy twarzy? – spytała Asuma, podpierając ręką czoło.
- Bo Juna boli – odpowiedział majtek.
Rudzielec i Asuma siedzieli na kanapie przed stołem. Jun przyciskał surowe mięso do policzka. Dziewczyny pytały się już nie raz, czemu robi sobie okład akurat wołowiną, ale on wciąż dawał wymijające odpowiedzi.
- Ale dlaczego tym?! – wybuchła w końcu Asuma.
- Bo…bo…Jun boi się iść do pani Elliott. A dostał tylko to – wybąkał w końcu.
Asuma ponownie uderzyła głową w blat drewnianego stołu. Jun spuścił głowę, jakby odrobinę smutniejąc.
- Od kogo? – zapytała w końcu.
- Od Nicole – odpowiedział nagle rozpromieniony. – Ona jest bardzo miła dla Juna i nawet mówiła, żeby Jun nie zwracał się do niej ,,pani”.
- A do nas to jakoś nigdy się tak nie odzywał – mruknęła Kikari.
Stała nieopodal regału z wieloma książkami. Itami, intensywnie wpatrująca się w pokaźną biblioteczkę kapitana, zachichotała pod nosem, przysłuchując się uważnie rozmowom przyjaciół. Mimo wszystko, co jakiś czas zerkała kątem oka na Itachiego, zajętego swoimi sprawami.
- Mnie to akurat cieszy – Asuma machnęła lekceważąco ręką
- I bez tego czujesz się stara, Takamichi? – zaśmiała się złośliwie blondynka.
- Czego do mnie po nazwisku wołasz? Chcesz się spotkać z Fredem? – fuknęła Asuma.
Nazwała tak broń, którą kapitan kupił jej w Santiago de Cuba. Zresztą wszystkim swoim „zabawkom” nadawała imiona. Miała ich już tak wiele, że sama czasem zapominała i je myliła, na czym Kikari bardzo ochoczo ją łapała.
- Jak chcesz walczyć to dawaj – wyszczerzyła się Souten.
- Wreszcie coś ciekawego – odezwał się Sumisu.
Odkąd oparł się o ścianę przeciwległą do regału z książkami, stał cały czas z papierosem w buzi. Wyjątkowo miał na głowie słomiany kapelusz, a jego zarost był mały. Gdy tylko usłyszał słowo „walczyć” od razu uśmiechnął się pod nosem. Nigdy nie interesowało go coś innego niż bójka czy pieniądze.
- Możecie się na chwilę przymknąć? – odezwał się kapitan.
Nie podnosił wzrok znad papierów, które zawalały mu całe biurko.  Kikari wydała tylko prychnięcie i opadła na fotel. Blondyn westchnął z rozczarowaniem i zaciągnął się papierosem. Itami natomiast spoglądała na Itachiego z lekkim niepokojem. Wyglądał jakby nie spał kilka nocy. Musi być bardzo zmęczony.
W końcu Itachi wstał, wziął z blatu jeden zwój i rozłożył go na niskim, drewnianym stole pośrodku pomieszczenia. Była to mapa świata. Sumisu i Itami podeszli bliżej, aby móc zobaczyć wszystko.
- Jesteśmy tutaj – zaczął kapitan, pokazując wskaźnikiem na ciemnoniebieską plamę obok zbioru małych kropek.
- Kierujemy się w stronę południowego-wschodu – stwierdziła Itamaki.
Wszyscy, oprócz Sumisu, spojrzeli się na nią pytająco. W końcu prawie cały tydzień przesiedziała w klinice, więc nie rozumieli, skąd mogła to wiedzieć.
- Przesiadując na bukszprycie dobrze widać, gdzie się płynie – wyjaśniła.
- Masz rację. Zamierzam przybić do brzegów Australii.
- Chyba Austrii – zdumiała się Asuma.
- Nie. Australii.
- Toż to nonsens! Po co mamy tam płynąć?! Przecież nic tam nie ma. Ani ludzi, ani żadnych skarbów.
- Właśnie zastanawiałem się skąd wszyscy to wiedzą, skoro nikt tam nie pływa?
- Bo mimo wszystko te tereny zamieszkują wyrzutkowie – rzuciła Kikari.
- Kto? – zdziwiła się Asuma.
- Wszyscy, którzy zawadzają społeczeństwu Europy, Azji, rzadziej Ameryki. Złodzieje, mordercy. Jednym słowem zbrodniarze. Oczywiście musieli wysłać tam też trochę ludzi, którzy muszą ich pilnować. Właściwie to oni odkryli kilka złóż surowców, ale nie sądzę, by miało to znaczenie dla piratów.
- Skąd tyle wiesz? – spytała Itamaki.
Spojrzała na nią świdrującym wzrokiem. Kikari momentalnie spuściła wzrok i się zarumieniła. Może ona gdzieś tam mieszkała? – zastanowiła się Itamaki. - Ale dlaczego nie chciałaby nam o tym powiedzieć? Przecież nie ma w tym nic złego. Spojrzała na dowódcę na Itachiego. Nie wyglądał na zaciekawionego, czy zdziwionego jak pozostali.
- Interesują mnie takie rzeczy. A was nie? W każdym bądź razie, kapitan coś mówił, prawda? – spojrzała się na Itachiego, oczekując ratunku z niewygodnego dla niej pytania.
- Tak. Dowiedziałem się o tym dopiero jakiś tydzień temu. I muszę przyznać, że głównie dlatego tam dążymy.
- Co cię takiego pociąga w marginesie społecznym wyrzutkach? Werbujesz sobie załogę, czy co? – zapytała Asuma.
- Powiedzmy – odpowiedział wymijająco mężczyzna.
- Co to ma znaczyć? Bynajmniej nie widzi mi się kolorowo, żeby na statku był jeszcze jeden bezwzględny typek – oznajmiła zjadliwie.
W tym samym momencie rzuciła pogardliwe spojrzenie w stronę Sumisu, który tylko odwrócił wzrok z niewzruszoną miną i znów się zaciągnął. Podnosił jej ciśnienie swoją obojętnością. Dobrze wiedział, co ona miała na myśli, gdy rzucała jakąś złośliwą uwagę na jego temat. Ale ten tylko odwracał się, jakby to jego nie dotyczyło. Pocieszała się, że chociaż nie ośmielał się spojrzeć jej w oczy.
- Jak dotąd moje wybory okazywały się słuszne, więc nie rozumiem, dlaczego się martwisz. Zupełnie jakbyś przestała mi ufać – westchnął kapitan, choć brzmiało to bardziej teatralnie niż z prawdziwym smutkiem.
- Mylnie interpretujesz – mruknęła lekko poirytowana. – Po prostu uważam, że ten pomysł jest dość…wybuchowy. Przemyślałeś go dobrze?
- Oczywiście – Itachi wbił wzrok w żółtawą plamę na mapie. – Mam w planach zwerbować jednego człowieka. Jednak obawiam się, że to będzie dość trudne. Dowiedziałem się o nim niedawno, ale przecież inni piraci mieli pojęcie, że ktoś taki jest i to właśnie tam. Więc pewnie nie jeden starał się, aby do niego dołączył. Nie mam pewności, że będzie chciał być u nas.
- Nasza załoga ma wyjątkową moc. Nawet Itami, która teoretycznie została kupiona, polubiła przebywanie u nas – Kikari wskazała kciukiem na Ikedę.
- Uważaj na słowa – powiedziała przez zęby Itamaki.
- Ale taka jest prawda – rzekł rudzielec. – Jun cieszy się, że Itamakiś nas lubi.
-  O tak. Lubię was wszystkich, oprócz ciebie, bo przez twoją głupotę będę miała bliznę – fuknęła.
- Straszna!.
Majtek podskoczył na swoim siedzeniu, po czym ze łzami w oczach wtulił się w brzuch Asumy.
- Niby taaak – kontynuował Itachi, nie zwracając uwagi na Juna. - Ale z Itami nie było problemu, żeby dostała się na nasz statek. Nie miała wyboru. Tego człowieka nawet nie będę próbował szantażować. Pewnie inni już to robili, a skoro tam siedzi, musi oznaczać, że to nie takie proste.
- Jak chcesz to rozegrać? – spytał rzeczowo Sumisu.
- Wciąż rozmyślam. Mam wizję kilku wariantów, ale żaden nie jest dopracowany, żebym go przedstawił. Byłbym wdzięczny, gdybyście i wy się nad tym zastanowili.
- A co takiego jest wyjątkowego w tym człowieku? – odezwała się Itamaki.
- Powiem tak: z pewnych powodów nazywają go człowiek-ryba.
- Cóż… - odezwał się blondyn, wstając z siedzenia. – Mam nadzieję, że jeśli ten chłopak do nas dołączy, nie będzie tak zawadzający, głupi i beznadziejny jak Itamaki – rzucił.
Nie rzucając nawet okiem na Ikedę, skierował się w stronę drzwi.
- Licz się ze słowami! – warknęli Itachi i Asuma.
- Nie pamiętam, żebyś kiedyś bronił mi mówić, co myślę, szczególnie że jest to prawdą. Choć wy tego nie widzicie, bo jesteście nią zaślepieni – oznajmił chłodno, po czym wyszedł.
Itachi zaklął pod nosem. Całe jego ciało drżało z gniewu, przez chwilę miał ochotę nawet się rzucić na swojego podwładnego, jednak opanował swoje ciało. Niestety nie udało mu się tego zrobić z mocą, gdyż drzwi nagle zapłonęły.
- Kapitanie! Rzuca pan ogniem! – krzyknął przejęty Jun.
Itachi spojrzał z lekkim zaskoczeniem na swoje dłonie, a potem na płomienie. Odwrócił się na pięcie i opadł na krzesło przy biurku. Odkąd ostatecznie opanował zarówno błyskawice i ogień, nie zdarzały mu się niekontrolowane wybuchy. Dlatego też to wydarzenie było dla niego lekkim szokiem. Kikari wzięła kubeł wody i wylała jego zawartość na drzwi, które po chwili przestały się palić.
- Zaraz zamrożę mu tyłek – fuknęła Asuma, kierując się do wyjścia.
- Nie! Już starczy, że kapitana poniosło, głupia! – zaprotestowała Kikari, zagradzając jej drogę.
- Nie dziwię się! Ten plugawy gnój nie wie, kiedy powinien się odzywać, a kiedy zachować coś dla siebie!
Asuma odtrąciła Kikari na bok i wyraźnie wściekła wymaszerowała przez drzwi, którymi trzasnęła. Souten zrobiła minę, jakby coś ją zabolało. Zerwała się i pobiegła za Takamichi. Jun spojrzał jakby zestresowany najpierw na kapitana, a potem na Itami.
- Jun przyniesie kapitanowi kawy! – postanowił nagle i wypadł na korytarz.
Itamaki przyglądała się wszystkiemu w ciszy i zamyśleniu. Dlaczego zareagowali tak gwałtownie? – dziwiła się. Asumę jeszcze rozumiem, bo przecież Sumisu kiedyś zabił jej najlepszą przyjaciółkę. Ale kapitan? Zawsze wydawał się opanowany w poważniejszych sprawach. A przecież Juna i Kikari nie poniosło. Interesujący z niego człowiek. Spojrzała na niego. Siedział przy biurku z twarzą skrytą w dłoniach. Po ruchu jego pleców udało się jej poznać, że oddychał głęboko Z pewnością żeby się uspokoić. Aż tak go to zdenerwowało?
Nie do końca zdawała sobie sprawę, kiedy wstała i podeszła do Itachiego. Czyżby aż tak mu na mnie zależało? Nie. To niemożliwe.
- Kapitanie, nie musisz przejmować się tym aż tak. Nie wszyscy muszą mnie lubić – odezwała się w końcu.
- To nie znaczy, że mogą mówić takie rzeczy.
Itachi podniósł głowę i spojrzał prosto na nią. Jego błękitne oczy do złudzenia przypominały taflę wody przy tropikalnych wyspach. Choć w obecności większości ludzi wyraz jego twarzy pozostawał obojętny, w jego oczach zawsze dało się wyczytać jego prawdziwe emocje. W tej chwili widziała w nich ból i coś jeszcze, czego nie była w stanie zidentyfikować.
- Jeśli chodzi o moją opinię, to niespecjalnie mnie to zraniło – rzekła z lekkim zakłopotaniem.
- Szczerze mówiąc, byłem przekonany, że jesteś bardziej waleczna.
- Rozczarowany? – uniosła brwi do góry, delikatnie się uśmiechając.
- Właściwie to nie. Nawet lepiej, że nic nie powiedziałaś. Nie odpowiadaj mu na takie komentarze.
- Dlaczego?
- Obawiam się, że któregoś razu, będzie chciał zrobić ci krzywdę. Nie mogę na to pozwolić – oznajmił, przecierając jedną ręką oczy.
No tak. W końcu wierzy, że mam klucz. Gdyby coś mi się stało, straciłby szansę na otworzenie skarbu. Tyle czasu, który poświęcił, poszłoby normalne. Oczywiście, że przejmuje się moim losem.
Itamaki już wcześniej zauważyła, że Itachi od pewnego czasu wydawał się jakiś starszy. Często widziała, jak marszczył brwi, co powodowało zmarszczki na czole. Na twarzy miał kilkudniowy zarost, nawet dłuższy niż Sumisu, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej. Gdy zabrał rękę z powiek, wciąż opierał głowę na ręce. Jego oczy też się zmieniły. Nie śmiały się jak wtedy, gdy odwiedzał ją w klinice. Były zamyślone, jakby przysłaniał je obraz myśli, które kłębiły się gdzieś w najdalszych zakątkach jego głowy. Nagle odniosła wrażenie, że coś go bolało. Choć nie wiedziała, skąd to poczucie się wzięło. Chciała tylko, żeby tak nie było. Podeszła do niego i go przytuliła.
- Przepraszam, że przez moją obecność rzuciłeś ogniem w drzwi.
Nie dostała jednoznacznej odpowiedzi. Itachi jedynie westchnął, jakby rozbawiony, i objął dziewczynę, przytulając do siebie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy