czwartek, 19 lipca 2012

15

Załoga Itachiego została na tej samej plaży przez pięć dni. W wyniku strat, niektórzy piraci ruszyli w lasy bogate w mieszaninę roślinności śródziemnomorskiej i eukaliptusowej. Taki teren ułatwiał im uzupełnienie zapasów żywieniowych. Ponadto pewna część zbiorów trafiła do okrętowej kliniki. Najcięższą pracę mieli jednak piraci przydzieleni do czyszczenia statku od zewnątrz. Była to żmudna, lecz konieczna praca. Każdy pojazd morski musiał, co jakiś czas, podlegać dokładnej konserwacji kadłuba i naprawom. Zaniedbanie którejkolwiek z tych czynności sprzyjało poważniejszym uszkodzeniom statku, więc kapitan dbałby odbywały się one wystarczająco często. W przeciwieństwie do zwykłych, legalnych okrętów, czy flot, nie mogli przybić do stoczni. Dlatego też piraci zawsze mieli utrudnioną pracę. 
Piątej nocy, licząc od przybicia do brzegów Australii, zjawiła się łódź z garstką członków. Kiedy podpłynęła bliżej, rozpoznano w niej Kikari i jej ekipę. O świcie wszyscy znaleźli się na okręcie.
- Nie udało nam się odzyskać skrzyń – oznajmiła.
Położyła na biurku kapitana lniany worek. Z jego środka rozległo się przyjemne dla uszu każdego pirata dzwonienie.
- Uratowaliśmy tylko kilka złotych monet – wyjaśniła.
- A załoga? – spytał Itachi, biorąc sakiewkę i wstając z krzesła.
- Ich zmaltretowane ciała nurkują z rekinami – odpowiedziała z uśmiechem.
- Świetnie. Możesz zdać raport Terry’emu? 
Kikari kiwnęła głowa, po czym wyszła z pomieszczenia. Mężczyzna, do którego White skierował dziewczynę, zajmował się prowadzeniem dziennika pokładowego. Niegdyś kapitan osobiście to robił. Jednak kiedy się dowiedział, że Terry również go pisał na innym statku, zlecił mu to zadanie, a sam zajął się innymi rzeczami. 
Itachi skierował się do dwóch skrzyń stojących obok koi. Wyciągnął z kieszeni ciemnych i cienkich spodni małą, srebrną rzecz. Kucnął, po czym przekręcił klucz w kłódce i podniósł wieko. Wysypał zawartość worka do skrzyni, w której znajdowały się inne złote monety, tudzież ozdoby. Gdy skończył, zamknął ją i wyszedł na górny pokład. Tam odnalazł Sumisu.
- Już świta – zauważył bosman.
- Tak. Możesz zaczynać, ruszamy – powiedział kapitan. 
Zaraz po tym rozległa się pierwsza komenda, wywołana przez Sumisu; „grot staw!”. Itachi odsunął się i poszedł do człowieka, odpowiedzialnego za ster. Mimo, że rozmawiali poprzedniej nocy, kapitan wolał się upewnić, czy mężczyzna wszystko zapamiętał. Następnie stanął koło burty, oparł się o nią, patrząc na żywy obraz żeglarzy biegających po całym pokładzie.
Gdy w końcu wypłynęli na wody przybrzeżne Oceanu Indyjskiego, Itachi zszedł do swojej kajuty. Ku jego zdziwieniu, czekał na niego komitet powitalny złożony z Juna, Itamaki, Asumy i Kikari. Kapitan usiadł na wolnym fotelu obok majtka. Po krótkiej rozmowie, dotyczącej ponownego podjęcia kursu, przywódca podszedł do kredensu i wyjął z niego mapę. Rozłożył ją na stole i wrócił na swoje miejsce. Na papierze widniały szkice wybrzeża Oceanu Indyjskiego. Główny punkt stanowił stosunkowo mały półwysep leżący nad zatoką King George.
- Zatrzymamy się tu – oznajmił, przykładając wskaźnik na środek papieru. – Fredrickstwon to teren o trudnych warunkach naturalnych. Dla Anglików stanowiło ono idealne miejsce do powstania obozu karnego. Tam znajduje się nasz cel. Musimy przekonać jednego z więźniów, aby do nas dołączył. 
Zaraz po tym spojrzał się na Asumę. Dziewczyna wzięła kartkę i szybko zaczęła na niej pisać coś piórem wietrznym. Czoło lekko marszczyła w pełnym skupieniu. Ruchy jej dłoni były szybkie i płynne. Kosmyki brązowych, falowanych włosów zawisły parę centymetrów nad papierem, a bystre oczy biegały po nim. W końcu odłożyła pióro i obrzuciła ostatnim spojrzeniem swoje zapiski.
- Proponuję najpierw wysłać Kikari na zwiady. Zbada teren i zobaczy, jak wygląda całokształt. Potem Jun pójdzie zapoznać się z człowiekiem-rybą. Podejrzewam, że strażnicy nie zauważą przybycia jednego więźnia. Pod warunkiem, że nie będzie się wyróżniał. Sumisu niech przewodzi grupie, która będzie szła w głąb lądu. Natomiast ja z Itami zajmiemy się osobami, szukającymi na półwyspie.
- Świetnie – pochwalił ją z zadowoleniem. 
Reszta podróży minęła dość spokojnie. Jeśli nie liczyć tego, że Kikari często sprzeczała się z Sumisu. Prowadziło to do ich starcia, jednak miało ono charakter zabawy. Asuma zazwyczaj siedziała w pobliżu i obserwowała ich walki. W dodatku kończyła je, kiedy stwierdzała, że dalsza „zabawa” może któremuś z nich poważniej zaszkodzić. 
Jun niegdyś często towarzyszył Asumie, jednak w tamtych dniach większość swojego czasu poświęcał Nicole – okrętowej kucharce, która wyłowiła go z oceanu. Jeżeli dziewczyna nie musiała być w kambuzie, siedzieli razem na górnym pokładzie, zatapiając się w rozmowie na różne tematy. 
Natomiast Itami za dnia przesiadywała na bukszprycie, myśląc o tym, co się wokół niej działo. Oba wieczory podróży spędziła w kajucie Itachiego. Do swojej wracała późno w nocy, a kapitan zawsze ją odprowadzał. Stałym elementem stał się pocałunek w policzek, kiedy White mówił „dobranoc”. Itami za każdym razem odrobinę się rumieniła, więc cieszyło ją, że kapitan nie patrzył na nią długo, gdy miała zaróżowione policzki. Chociaż dobrze zdawała sobie sprawę, że takie pożegnania spodobały jej się. 
Po trzech dniach nad ranem statek zacumował u wybrzeża półwyspu. Sumisu i Kikari wraz z trzydziestoosobową ekipą od razu zeszli na małe łodzie i popłynęli na północ, gdzie na horyzoncie malowały się wybrzeża Frederickstown. Druga grupa natomiast popłynęła w przeciwną stronę. W łodziach dobili do brzegu lądu, leżącego na granicy Vancouver i Peninsuli.
- O jejku! – zawołał z przejęciem rudy majtek. – Asumuś i Itamiś, będziecie dowodzić poszukiwaniom? Jak fajnie. Jun też by chciał brać udział, ale musi robić coś innego. Na pewno dacie sobie radę? – zapytał, patrząc na dziewczyny z troską.
- Tak. Jesteśmy w końcu w czołówce załogi jednego z najlepszych kapitanów – wyszczerzyła się Asuma.
- Bardzo dobra odpowiedź, Takamichi – rzekł Itachi, klepiąc ją po ramieniu.
- E! Nie mów do mnie po nazwisku, kapitanie! – odpowiedziała, rzucając mu wściekłe spojrzenie.
- To tak za użycie słów „jednego z” – zaśmiał się.
- Panie kapitanie, a pan będzie tęsknił za nimi, prawda? – spytał Jun jak zwykle swoim niezbyt męskim głosem, przeciągając litery.
- Nie jestem ich mamuśką – odparł, odwracając wzrok.
- A ja byłam święcie przekonana, że tak właśnie jest – zachichotała Itami. 
White odwrócił się i spojrzał na nią morderczym spojrzeniem. Ta się tylko szeroko uśmiechnęła.
- Idźcie już sobie, hreczkosieje. I z pustymi rękami nie wracać! – zarządził.
Odwracając się do nich tyłem i powolnym krokiem ruszył przed siebie. Natomiast Jun podszedł do obu dziewczyn i uściskał je mocno na pożegnanie.
- Ludzie, idziemy! – zawołała Asuma.
Trzydziestu piratów zebrało swoje rzeczy z ziemi i ruszyło za nią. Itami szła tuż obok niej. Spojrzała do tyłu z lekkim rozczarowaniem. Miała nadzieję, że Itachi chociaż pożegna się z nimi. Jednak kapitan wciąż stał odwrócony do morza. Za rękaw szarpał go Jun i mówił coś do niego. Wtedy odwrócił głowę do tyłu. Wzrok Itami i Itachiego od razu się spotkał. Kapitan najsampierwszej najpierw patrzył na nią z czymś, co przypominało smutek, lecz po chwili uśmiechnął się. Itami miała wrażenie, że ten gest bezgłośnie mówił „uważaj na siebie”.

Kiedy łódź Sumisu dobiła do brzegu, Kikari była już niewidzialna. Jako pierwsza też wyszła na ląd i rozejrzała się. Ku nim szedł już pewien mężczyzna. Po jego ubraniu łatwo można było się domyślić, że jest Anglikiem. Czerwona kurtka* z dwoma białymi pasami przełożonymi przez ramiona na krzyż, kontrastowała z żółto-zielonym krajobrazem. Miał  przy sobie strzelbę, która wisiała wzdłuż białych spodni. W końcu zatrzymał się przy piratach.
- Nie wyglądacie na kogoś, kto przywozi więźniów – odezwał się. 
Mężczyźni parsknęli śmiechem. Żołnierz chciał się odezwać, jednak nagle coś szarpnęło go do tyłu. Upuścił broń. Otwierał usta, ale wydobyło się z nich tylko dziwne buczenie. Zupełnie jakby ktoś zatykał mu usta. Śmiech piratów zrobił się głośniejszy. Sumisu podszedł do Anglika i podniósł jego strzelbę, którą w spokoju obejrzał. Następnie cofnął się i stanął naprzeciwko żołnierza i wycelował prosto w jego serce.
- W głowę strzel, ja tu jestem – rozległ się głos Kikari, który dobiegał zza pleców przytrzymywanego mężczyzny.
- Miałem nadzieję, że kula też przejdzie przez ciebie. Ale skoro tak ładnie błagasz, to uczynię wyjątek – wyszczerzył się Sumisu, podnosząc wyżej lufę.
- Nie prosiłam cię o nic, dupku – syknęła. – I rusz się, bo chcę iść.
- Nie! – krzyknął ktoś z tyłu. 
Mężczyzna ze strzelbą w ręku odwrócił się, opuszczając ją. Przebiegł surowym wzrokiem wszystkich swoich kompanów, szukając osoby, która zaprotestowała.
- Nie podoba ci się coś, Johny? – warknął do krępego mężczyzny w średnim wieku.
- Tak. Broń palna robi zbyt wiele niepotrzebnego hałasu. Nie sądzę, byś chciał, żeby jego kamraci za nami tropili. 
Przez chwile obaj piraci patrzyli sobie w oczy. W końcu Sumisu odwrócił wzrok, by spojrzeć na Anglika. Wyciągnął nóż z pochwy, przymocowanej do skórzanego paska i ponownie zwrócił wzrok w kierunku swojego podwładnego.
- Słuszna uwaga – rzekł Sumisu z jadowitym uśmiechem. – W nagrodę możesz poderżnąć mu gardło. 
Johny wyszedł na przód i zdecydowanym ruchem ręki wziął nóż. Podszedł do Brytyjczyka i spojrzał na niego. Żołnierz miał zdeterminowaną minę, jednak w jego oczach czaił się strach. Pirat w średnim wieku prychnął pod nosem, po czym szybkim ruchem przejechał ostrzem po szyi Anglika, który momentalnie upadł.
- Na przyszłość nie marnujcie tyle czasu – mruknęła Kikari, a niedaleko miejsca, w którym stała, pojawiły się nowe ślady. 
Sumisu podszedł do obu mężczyzn, wziął od Johna nóż i go schował. Następnie podniósł martwe ciało jedną ręką i, uprzednio biorąc zamach, rzucił nim w morze. Trup wylądował w wodzie kilkadziesiąt metrów od nich.
- Idziemy! – zarządził.
 Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku północno-zachodnim.






* Żołnierze nosili czerwone kurtki głównie do połowy XIX wieku. Jednak, według wizji autorki, w Australii, jako zacofanym kontynencie/państwie, zostano przy tej tradycji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy