sobota, 2 marca 2013

33 cz.2

Itami widziała przerażenie na twarzy Nicole. Zaraz usłyszała też krzyk. Zerwała się i podbiegła do niej. Za Itami rozległy się wołania Kikari i Yoshiego. Zignorowała je.
- Nicole! Wyrzucę cię tam! – zawołała do niej. 
Dziewczyna odwróciła się i kiwnęła głową. Itami skierowała ręce w jej stronę i Nicole wleciała do morza. Odwróciła się i zobaczyła, że Yoshi biegł do niej. Nagle poczuła, że coś przeszywa jej brzuch. Wybałuszyła oczy, a nad nią przeleciała kula, która uderzyła w napastnika. Usłyszała, że ktoś za nią upadł. Spojrzała w dół. Przechodziło przez nią cieniutkie ostrze, które wyglądało jak wielka igła. Nagle poczuła, jakby coś uderzyło od wewnątrz w jej skórę i wtedy broń wyszła z jej brzucha. Upadła na ziemię. Zakrywając dłonią twarz, kaszlnęła krwią. Yoshi wystrzelił pocisk nad nią, jednak nikt nie padł. Patrzył na nią zdezorientowany. Nie wiedział, co zrobić. Chciał jej jakoś pomóc, ale jednocześnie wiedział, że musi być czujny. Wtedy Ikeda zaczęła krztusić się, wciąż wypluwając krew.
- Niech ktoś zabierze Itami do kliniki! – krzyknął. 
Itachi gwałtownie odwrócił się. Ujrzawszy jej stan, wybałuszył oczy.
- Sumisu, osłaniaj Itami i Yoshiego! Niech zaniesie ją do Elliott! – krzyknął. 
Bosman bez słowa podbiegł do Japończyków i stanął ze swoim nunchaku w ręku. Yoshi podniósł Itami i pod ochroną Sumisu wszedł z nią na dolny pokład. Itachi zacisnął zęby i pięści.
- Asuma, zrób mi przejście! – zawołał. 
Od razu pomiędzy dwoma statkami pojawiła się płachta lodu. Itachi wskoczył na nią i prześlizgnął się na statek wroga, wyjmując katanę.
- Ognia! – krzyknął.
Snajperzy wystrzelili w ostatnich przeciwników, którzy zostali na okręcie wroga. Itachi zapalił się. Pod osłoną ognia podszedł do kapitana.
- Chciałeś odebrać mi klucz? Zamiast tego uszkodziłeś ją i innych moich ludzi – powiedział. 
Itachi podchodził coraz bliżej. Natomiast ciemnoskóry kapitan, wyciągnął swój miecz i zaczął cofać się.
- Niech twoi ludzie nie próbują we mnie strzelać. Wtedy cały twój statek zamieni się w proch. Wiesz, naprawdę nie lubię, gdy ktoś uszkadza moją czołówkę. Więc mów, dlaczego nas zaatakowałeś? Po co ci klucz teraz, skoro nie wiesz gdzie jest skarb? A może właśnie się dowiedziałeś?
- Na jakiej podstawie sądzisz, że coś tobie powiem? – prychnął.
- Na dość uzasadnionej – powiedział, przymykając o czy, a ogień wokół niego wzrósł. – Tak się składa, że oczy iluzji to przekonująca rzecz. 
Itachi podniósł powieki i spojrzał prosto w oczy wrogiego kapitana. Płomienie. Wszędzie ogień. Mężczyzna pali się żywcem. Krzyczy, ale nic nie słychać. To nie jego świat, nie może się odzywać. Płomienie zaczynają wirować. Pojawia się w pustce. Podlatują do niego cztery kruki. Łapią go za kończyny. Każdy ciągnie w inną stronę. Ścięgna zrywają się. Przez serce przechodzą katany. Mężczyzna wyje niemo. Robi się ciemno. Kapitan Czarnego Widma upadł na ziemię, krzycząc. Itachi oddychał nienaturalnie głęboko. Podszedł do wroga i kucnął przy nim. Chwycił go za włosy i podniósł jego głowę.
- Mów.
- Kapitanie White! – zawołał nagle jeden murzyn, który chował się za masztem. – Może kapitan kazać im przestać we mnie strzelać? 
Itachi spojrzał na wołającego go chłopaka. Poznał w nim swojego szpiega. Rozejrzał się wokół.
- Został ktoś jeszcze?
- Tylko jeden. Zgaduję, że właśnie odpływa.
- Wygląda na to, że Lalka Rogera też rozczaruje się tobą – powiedział Itachi do kapitana Czarnego Widma. 
Zostawił mężczyznę i podszedł do burty. Dał znak, aby przestali strzelać. Obszedł pokład i w końcu znalazł wzrokiem barkas, który był już dość oddalony od okrętu.
- Chodź tu i daj mi broń – powiedział. 
Szpieg podszedł i rzucił Itachiemu pistolet. Kiwnął na niego, aby podszedł bliżej, więc to zrobił. Itachi unieruchomił jego ręce i wyciągnął sztylet.
- Co pan robi, panie kapitanie?! – zapytał zszokowany.
- Sprawdzam cię. Jeśli jesteś czysty, nie masz czego się bać. 
Itachi przejechał ostrzem po koszuli szpiega. Ściągnął z niego materiał i uważnie przyjrzał się plecom. Potem odwrócił go i wciąż przytrzymując jego ręce, obejrzał przód. Dopiero wtedy puścił chłopaka i wycelował w uciekiniera na morzu. Trafił go, podpalił jego barkas i odwrócił się do szpiega.
- Teraz pójdziesz ze mną na Fiery Raven, a potem wyślę cię na inny pokład.
Szpieg kiwnął głową. Itachi odwrócił się i podszedł do kapitana Czarnego Widma. Mężczyzna patrzył się na niego pustym wzrokiem.
- Powiedziano mi, że panda broni skarbu i że bez klucza nie ma sensu go szukać. Co więcej, są dwie.
- Co dwie?
- Dwie dziewczyny, które mogą posiadać klucz. 
Itachi wybałuszył oczy. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Nie potrafił tego zrozumieć. Przecież to nie miało sensu.
- Bredzisz.
- Nie. Mówię ci, dlaczego to zrobiłem. Skoro są dwie osoby, to jeszcze trudniej zdobyć klucz. Chciałem go mieć jak najszybciej. Tylko tyle.
- Ale kto niby miałby być tym drugim?
- Nie wiem. Ale zdaje mi się, że nie ma jej już w Japonii. Jestem prawie pewny, że już ktoś ją zabrał.
- Dlaczego nikt tego nie zauważył? O Itami wiedzą wszyscy.
- To musi oznaczać, że ktoś bardzo stara się, żeby to zostało niezauważone. 
Itachi znów otworzył szerzej oczy. Przeraziła go myśl, która przeszła przez jego głowę. Jedyną osobą, która mogłaby zakamuflować tak ważą rzecz dla piratów, był Lalka Rogera. Nikt inny nie przychodził mu do głowy. Wtedy przypomniało mu się, że Itami mówiła, iż Midoriko pochodziła z Japonii. Fok ci w grota, jeśli to ty. Itachi wstał i spojrzał się na leżącego mężczyznę.
- Zastanawiam się, czy darować ci życie. Z jednej strony twoje informacje są bardzo przydatne, ale z drugiej poważnie zraniłeś aż dwojga z mojej czołówki. Chociaż podejrzewam, że jeśli nie ja, to Lalka Rogera zrobi to za mnie. 
Mężczyzna zaśmiał się gorzko.
- Straciłem całą załogę, a okręt ledwo się trzyma. Nie zdążę odbudować swojej znakomitości. Możesz zabić mnie tu i teraz. Wolę być zamordowany przez ciebie niż zginąć z jego ręki. I wolałbym, żebyś to ty ostatecznie wygrał.
- Wygląda na to, że jednak nie jestem tobą aż tak rozczarowany. Chociaż myślałem, że masz silniejszą załogę.
- To jest dopiero moja trzecia przegrana w całym życiu. Jedna z tobą, druga z Lalką Rogera. To wy jesteście zbyt potężni, a nie my za słabi.
- Właściwie to nigdy tak o tym nie myślałem. Dobrze było porozmawiać z kimś takim. Choć nie ukrywam, że zabicie ciebie sprawi mi pewną radość.
- Zemsta. To oczywiste. Nie dziwię ci się. 
Itachi wyciągnął katanę i wbił ją w serce kapitana Czarnego Widma. Wyciągnął ją, wyczyścił i schował. Następnie odwrócił się, kiwając ręką na szpiega i podszedł do burty.
- Asuma, przejście! – krzyknął. 
Po chwili pomiędzy statkami pojawiła się platforma z lodu. Itachi przeszedł przez nią, a szpieg za nim. Kapitan rozejrzał się po swoim pokładzie. Jego ludzie wyrzucali zwłoki do morza.
- Zajmę się wszystkim z Sumisu – powiedziała Asuma, kładąc rękę na jego ramieniu. – Ty idź do kliniki. Wiem, że tłumisz w sobie obawę o Itami. Ale wyręczymy cię w obowiązkach kapitana. Idź. 
Itachi patrzył na nią przez dłuższy czas. W końcu przytulił ją krótko, podziękował i pobiegł na dolny pokład. Zatrzymał się przed wejściem do kliniki. Obok stała już cała ekipa - Yoshi, Kikari, Nicole i Joel. Kapitan westchnął.
- Elliott wygoniła wszystkich – powiedział Joel. – Weszli tam tylko jej pomocnicy.
- Kazała przekazać ci, że nie masz żadnych przywilejów – dodała Kikari. 
Itachi kiwnął głową na znak, że zrozumiał i oparł się o ścianę, stojąc naprzeciwko drzwi.
- Przepraszam, kapitanie – odezwał się Yoshi. – To przeze mnie Itami została ranna. Miałem ją chronić.
- Nie prawda! – oburzyła się Kikari. - Uciekła nam. Nie miałeś na to wpływu. Zresztą biegłeś tuż za nią.
- Ale za późno. 
Itachi stał, w zamyśleniu wpatrując się w deski. Nie wiedział, co powinien odpowiedzieć. W głębi duszy to właśnie jego obwiniał. Powierzył mu Itami, a on nie potrafił jej ochronić. Jednak wiedział, że nie mógł przyznać mu racji.
- Nie będziemy rozmyślać nad tym, dlaczego stało się tak a nie inaczej – powiedział w końcu. - To nie ma sensu. Jeżeli w ogóle wina gdzieś leży, to po stronie mojej lub wroga. Na tym koniec tematu. 
Spojrzał na Kikari. Wiedział, że będzie chciała coś powiedzieć. Właśnie otwierała buzię, ale jego wzrok spowodował, że nie odezwała się słowem. Zapadła niezręczna cisza. Słyszeli tylko szmery i niezrozumiałe dialogi zza drzwi. Po dłuższym czasie milczenia rozległy się kroki. Wszyscy odwrócili głowę w stronę ich źródła. W końcu na korytarzu pojawił się Sumisu.
- Tak myślałem, że cię tutaj znajdę, kapitanie – powiedział bosman.
- Jakieś problemy na górze? – zapytał Itachi.
- Nie. Na dole. Zrabowali nam wszystkie beczki z prochem.
- Nie prawda – odezwał się Joel. – Po prostu wyrzucili je do morza.
- Dlaczego mieliby to zrobić? – zdziwił się Itachi. - Liczyli na zwycięstwo. Przydałby im się proch.
- Nie rozgryziesz przeciwnika – mruknął bosman, zapalając papierosa. - Nawet gdyby mieli kogoś takiego jak Joel, to i tak nic nie dałoby im wyciągnięcie przemoczonej beczki.
- Zabiliśmy wszystkich, więc nie dowiemy się – odpowiedział Joel.
- Ma rację – przytaknął Sumisu. - A niezmiennym faktem pozostaje to, że jesteśmy niemalże bezbronni. Myślisz, że to jego sprawka?
- Nie wydaje mi się, żeby Lalka Rogera miał z tym coś wspólnego. Musimy napaść na pierwszy statek, jaki pojawi się w zasięgu naszej trasy. 
Sumisu pokiwał powoli głową, po czym zaciągnął się. Po tym odwrócił się i odszedł. Itachi popadł w zadumę. Nie przewidział takiego obrotu spraw. Poniósł większe straty niż podejrzewał. Przede wszystkim musieli uzupełnić zapasy prochu. Wiedział, że na morzu niepożądane wieści rozchodzą się z zadziwiającą prędkością. Piraci, którzy posiadali ponadprzeciętną siłę, mogliby wykorzystać moment osłabienia Fiery Raven. Choć doskonale wiedział, że pokonałby ich, nie chciał niepotrzebnych walk i zbędnych strat. Takich jak teraz. Itachi zacisnął pięści. Poczuł ukłucie winy. Gdyby nie wysłał Juna na wrogi statek, nie postrzeliliby go. Często wysługiwał się właśnie nim, choć wiedział, że to niebezpieczne. Jestem beznadziejnym kapitanem. W dodatku nawet nie potrafiłem odpowiednio ochronić Itami. Choć bardzo pragnął obarczyć winą Yoshiego za jej skrzywdzenie, to nie mógł. Coś mówiło mu, że sam powinien ej bronić. Ale tego nie zrobił i zapłacił za to. Poczuł, jak szczypią go oczy. Nagle ktoś położył mu dłoń na ramieniu. Spojrzał się na tę osobę.
- Kapitanie - powiedziała Kikari. 
Patrzyła na niego ze zdziwieniem i współczuciem. W oczach Itachiego wyraźnie odznaczało się to, o czym myślał. Smutek, ból i poczucie winy. Kikari przytuliła go.
- Wyglądasz okropnie – powiedziała. – Nie bądź głupi, kapitanie. To nie twoja wina. Sam powiedziałeś, że nie będziemy wyznaczać odpowiedzialności.
- Chyba jednak jestem idiotą.
- Ej! – zawołała i odsunęła się od niego. – Nie mów tak, bo posmakujesz mojego lewego sierpowego. Słuchaj, co mówię, bo nawet cię przytuliłam. A dobrze wiesz, że to nie zdarza mi się często. 
Itachi zaśmiał się.
- Wiem – powiedział. – I dziękuję ci za to.
- Kikari ma rację – odezwał się Yoshi. - Nie powinieneś tak myśleć, kapitanie. Jak już to moja wina. Nie wykonałem rozkazu.
- Ty też zamknij się, bo posmakujesz prawego – zawołała Kikari.
- Możesz wziąć na siebie odpowiedzialność za Itami. Ale na mnie wciąż pozostają inni. W dodatku poczucie winy względem niej i tak nie ustąpi. 
- Naprawdę zaraz oberwiesz, kapitanie – powiedziała Kikari, patrząc na niego spode łba. 
Nagle drzwi od kliniki otworzyły się. Wszyscy zwrócili oczy w stronę bruneta o niebieskich oczach, odzianego w biały kitel. Spojrzał z zaskoczeniem na wszystkich zebranych.
- Co tam się dzieje, Tom? – zapytał Itachi.
- Pani Elliott wysłała mnie tu właśnie z wiadomością, bo powiedziała, że pewnie ktoś czeka pod drzwiami. Ale nie spodziewałem się, że aż tyle osób.
- Przejdź do rzeczy – ponaglił go kapitan.
- Pani Elliott właśnie skończyła zajmować się Ikedą. Nie wiemy, jak będzie wyglądał jej stan. Niewiele brakowało do wykrwawienia się. W normalnych okolicznościach powinna być jedynie osłabiona. Jednak ostrze, które ją przeszyło, nasączono trucizną. 
Itachi wybałuszył oczy. Poczuł, że serce przyspieszyło mu bicie. Próbował przetrawić informacje, które właśnie zostały mu przekazane, ale jego głowa najwyraźniej nie chciała ich przyjąć.
- Na szczęście ta trucizna powinna tylko usypiać. Niestety na długo. Pani Elliott postarała się usunąć ją, ale musiała działać szybko, żeby Ikeda nie wykrwawiła się na śmierć. Dlatego nie mamy pojęcia, kiedy się obudzi. W tej chwili zajmuje się Greenem. Według mnie powinien już nie żyć. Ale wygląda na to, że wyliże się z tego. Choć nie wiem, jakim cudem. 
Wszyscy odetchnęli z głęboką ulgą. Nicole osunęła się po ścianie i usiadła. Uniosła głowę do góry, przymykając oczy. Itachi z chęcią zrobiłby to samo, jednak wiedział, że nie powinien. Spojrzał na Toma.
- A co z innymi?
- Nic poważnego. Przynajmniej ci, którzy trafili tutaj. Osobiście widziałem kilka moich martwych kolegów na górze. Chociaż paru osobom chyba będzie trzeba uciąć ręce, jeśli wyrazisz zgodę.
- Decyzja należy do nich. Ja dotrzymam kontraktu*.
- Przekażę. W każdym bądź razie pani Elliot radziła wam udać się do swoich kajut i przyjść jutro. Do ciebie, kapitanie, niezwłocznie pośle kogoś, kiedy tylko Ikeda obudzi się.
- Podziękuj Elliott. Jednak zostanę tutaj, aż będę mógł wejść do środka.
- W takim razie my też – powiedziała Kikari.
- Nie, wy idziecie do siebie – odpowiedział spokojnie Itachi.
- Sprzeciw!
- Wydaję rozkaz. Idźcie do swoich kajut. 
Kikari patrzyła przez dłuższy czas prosto w oczy Itachiego. Jednak on wytrzymał jej wzrok i w końcu poddała się. Z prychnięciem odwróciła się i ruszyła w kierunku swojego pokoju. Za nią poszła reszta. Tom odprowadził ich wzrokiem, po czym skinął głową kapitanowi i wszedł do kliniki. Gdy odgłosy kroków w korytarzu ucichły, Itachi usiadł na podłodze, opierając się o ścianę. Właściwie bardziej odpowiadało mu samotne czekanie. Mógł pozostać sam na sam ze swoimi myślami, nie martwiąc się o to, że ktoś obserwuje jego zachowanie. W końcu tak pogrążył się w samym sobie, że zasnął, opierając się o ścianę. Nie zauważył też, kiedy ktoś wyszedł z kliniki i przykrył go kocem, a potem wrócił z powrotem do pomieszczenia.



* Zgodnie z kodeksem Fiery Raven, jeśli któryś z piratów straci podczas walki kończynę, zostanie mu to wynagrodzone w postaci pieniężnej. Ucięcie kończyny przez lekarzy w klinice White uznaje jako stratę podczas walki, jednak musi być uprzednio przez niego zatwierdzone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy