czwartek, 19 lipca 2012

7

Kikari podniosła powieki i od razu poczuła ból w całym ciele. Przed sobą wciąż widziała lewitującą Itami. Wpatrywała się w nią z krzywym uśmiechem na ustach.
- Udało ci się jednak zasnąć – wyszczerzyła się. – Wiesz, że gadasz przez sen?
- Nie prawda! – zaperzyła się Kikari.
- Właśnie, że tak – upierała się Itami. – Cały czas coś tam mówiłaś. Wypowiedziałaś chyba wszystkie imiona członków naszej załogi. W tym najwięcej Sumisu.
- Nie pamiętam, żeby on mi się śnił.
- A mi się wydaje, że tak było. W dodatku chyba się biliście, bo cały czas go wyzywałaś. A raz nawet tak się wydarłaś, że jeden strażnik przyszedł sprawdzić, co się stało – zachichotała.
Kikari odwróciła wzrok, robiąc naburmuszoną minę. Od razu pożałowała, że nawet próbowała zasnąć. Niemożliwe, żebym mówiła przez sen.
 - Chociaż wtedy chyba krzyczałaś na jakąś nieznaną mi osobę. Nie jestem pewna, bo po godzinie przestałam cię słuchać.
- Ty już lepiej przymknij się i zrób to, co miałaś zrobić – burknęła.
- Dobrze. Prze pana! Prze panie strażniku jakiś! – zaczęła krzyczeć.
- Co ty wyczyniasz?! – wybuchła Kikari.
- Wołam kogoś.
- I jak zamierzasz w ten sposób uciec?!
- Zobaczysz. Mam świetny plan.
Itami machnęła na nią lekceważąco ręką i uśmiechnęła się wesoło. Kikari miała ochotę uderzyć się w czoło, ale jej przywiązane ręce na to nie pozwalały. Westchnęła ciężko.
W końcu na widoku pojawił się pewien strażnik. Był młody i ubrany w karmelowe rybaczki oraz brązową bluzkę. Włosy natomiast miał rude, sięgające do ramion.
- Czego tam? – zapytał z dołu.
- Musi mnie pan wypuścić – powiedziała Itami.
Chłopak wybuchnął śmiechem.
- Dobry żart.
- Nie. Naprawdę. Ja muszę stąd wyjść.
- Szkoda.
- Ale ja mam taką potrzebę!
- Niby jaką? – zakpił.
- Muszę siusiu.
Oczy Kikari rozszerzyły się do wielkości spodków, a szczęka opadła jej do ziemi.
- Chyba sobie żartujesz! – krzyknęła ze złością.
- Kiedy naprawdę! – odpowiedziała Itami, krzyżując nogi. – No do toalety mnie pan nie puści?
- Za mało mi płacą. Dobra – mruknął w końcu strażnik. - Ale będziesz odprowadzona aż do drzwi.
- Nieważne. Byle szybko!
Itami zaczęła uginać i prostować kolana. Rudzielec wszedł do centralnego budynku, o ile można było go tak nazwać. Itami spojrzała sna swoją przyjaciółkę, ale Kikari wyglądała na zbyt skołowaną, żeby cokolwiek powiedzieć. Tak więc Itami wzruszyła ramionami i zaczęła wyglądać powrotu strażnika. W końcu wyszedł wraz z innym mężczyzną. Ten był dużo mocniejszej postury. Miał na sobie takie samo ubranie. Wyglądał na bardziej kumatego rozgarniętego i starszego. To właśnie on wszedł po metalowej drabince i stanął tuż obok Kikari. Zwróciwszy się w stronę budowli, chwycił za coś, co wyglądało jak kierownica, i pokręcił tym. Wtedy Itami zauważyła, że strażnik miał bardzo długie brązowe włosy.
- Podleć do krawędzi – zażądał.
Ikeda usłuchała się go i stanęła tuż przy bańce, która po chwili znikła. Mężczyzna chwycił ją mocno za ramię.
- Nie można delikatniej? – burknęła Itami, kładąc stopy na podstawie.
- Nie – odpowiedział krótko i pociągnął ją na dół.
Gdy stanęła już pomiędzy dwoma strażnikami, wprowadzili ją przez drzwi centralnego budynku. Środek niewiele różnił się od zewnętrzna. Sufity, ściany i podłogi wykonano z jakiegoś metalu o pomarańczowym zabarwieniu. Znajdowało się tam mnóstwo odgałęzień. Podczas przemierzania dwóch korytarzy, Itami widziała tylko trzy pary drzwi. W końcu pojawiły się też czwarte. Młodszy chłopak otworzył je i nakazał jej wejść.
- I nie próbuj żadnych numerów – ostrzegł ją ten starszy.
- Zboczeniec! – krzyknęła Itami i zatrzasnęła drzwi.
Właściwie nawet nie wiem, czemu tak powiedziałam, ale to nie ważne, nie Itamaki? - pomyślała. Opuściła klapę toalety i stanęła na niej. Uśmiechnęła się do siebie, widząc wentylację, którą spodziewała się ujrzeć. Włożyła rękę do kieszeni i wyjęła z niej śrubokręt. Cholera, muszę zmylić tych przygłupów – stwierdziła. Otworzyła deskę klozetową, wyciągnęła jakieś naczynie i napełniła ją wodą. Ułożyła je w powietrzu, tak by ciecz powoli wylewała się do ubikacji. Itamaki uniosła się do góry i szybko odkręciła dwie śruby w kratkach stanowiących ujście wentylacji. Wyjąwszy z kieszeni spory pakunek dynamitu, świecę oraz zapałki, podniosła barykadę. Położyła owe rzeczy obok siebie za kratą. Zapaliła knot postawiła świeczkę w jednej linii z ładunkiem wybuchowym, jednak tak, by się nie stykały. Gotowe.
- Ej ty! Wyłaź! – zawołał jeden ze strażników, pukając w drzwi.
- Już!
- Co tak długo?!
- Jestem kobietą, odwal się – fuknęła.
Szybko chwyciła śrubokręt i znów przykręciła śruby. Pochowała wszystko do kieszeni, z której te rzeczy wyciągnęła, oglądając się za siebie. Spuściła wodę i umyła ręce. W końcu wyszła.
- Dzięki, chłopaki. Od razu mi ulżyło – powiedziała.
Ruszyła szybkim krokiem do przodu. Uśmiechnęła się do siebie wyraźnie zadowolona, kiedy nie widzieli jej twarzy. Rudzielec poszedł za nią, natomiast drugi wartownik zajrzał do toalety.
- Panie strażniku, pan niech lepiej szybciej idzie, bo jeszcze będę próbowała panu uciec – zawołała beztrosko.
Mężczyzna spojrzał na Itamaki spode łba, a następnie podbiegł do niej i swojego współpracownika. Szedł tuż za dziewczyną, nie spuszczając z niej czujnego wzroku. W końcu cała trójka wyszła na zewnątrz. Itami rzuciła ukradkiem spojrzenie na swoją przyjaciółkę, która już na nią patrzyła. Itami mrugnęła oczami i zerknęła  na człowieka za sobą.
- Nie mam już siły lewitować – jęknęła.
Zatrzymała i się i spojrzała w tył. Starszy mężczyzna prychnął pod nosem.
- W takim razie jedyne, co mogę zrobić, to życzyć ci miłej kąpieli – odpowiedział, uśmiechając się sadystycznie.
- Dziękuję – sarknęła i spojrzała się w górę. – No bez jaj! Uciekła, a mnie tu zostawiła! – zbulwersowała się nagle.
Obaj strażnicy skierowali swój wzrok w to samo miejsce. Łańcuchy, do których była przymocowana Kikari, opierały się swobodnie o ścianę i wydawało się, że nikt tam nie wisiał.
- Co to ma znaczyć?! Gaspar, idź na górę i zobacz, czy nie ma jakichś śladów – polecił starszy mężczyzna.
Brunet chwycił mocno Itami za ramię, przyciągając bliżej siebie. Rzuciła mu spojrzenie spod byka.
- Czego mnie tak szarpiesz? – obruszyła się.
- To twoja koleżanka, czyż nie? Nie zdziwiłbym się, gdyby chciała uratować i ciebie – rzekł, rozglądając się uważnie dookoła.
Tymczasem Gaspar wspinał się po metalowej drabinie. Itamaki zauważyła, że do spodni miał przyczepione klucze.
- Ups – mruknęła Itami.
Podniosła głowę lekko do góry i rozdziawiła buzię. Zaczęła wydawać przy tym dziwne odgłosy.
- Co znowu? – fuknął.
- Będę kichać…zaraz…uwaga…aa…aaa…tył – ostatnie słowo zakamuflowała udawanym kichnięciem. – ,,Na zdrowie” się mówi.
- Nie wrogowi.
- Nie to nie. Prosić się nie będę.
- I dobrze.
Gdy Gaspar w końcu wszedł na szczyt, najpierw uważnie przyjrzał się łańcuchom. Ze zdziwieniem zanotował, że były w nienaruszonym stanie. Podrapał się po głowie i odwrócił się, by popatrzeć na podstawę. Itami, korzystając z nieuwagi starszego mężczyzny, użyła swojej mocy, by podnieść Gaspara. Momentalnie klucze, przyczepione do jego spodni poszybowały w górę, jakby wyrwane niewidzialną siłą.
- Hernando! – zawołał.
Itami szybko puściła go na ziemię, w tej samej chwili kiedy strażnik obok niej odwrócił się w stronę Gaspara.
- Co znowu?! – warknął.
- Ziemia jest! A później nagle nie ma! I nagle szu! I klucze! Patrz!
Hernando patrzył na Gaspara jak na szaleńca. Zdawało mu się, że krzyczy jakieś słowa w ogóle ze sobą niepowiązane. Potem jednak wskazał na łańcuchy, których zamknięcia same się otwierały.
- Co to ma być?! – ryknął.
Chwycił Itami za koszulkę i gwałtownie przyciągnął ją do siebie. Poczuła jego nieświeży oddech na swojej twarzy i przez jej twarz przeszedł grymas.
- To jakaś twoja sztuczka, tak? – zapytał łypiąc na nią groźnie.
- Alarm! Alarm! – zawołał w tym czasie Gaspar. – Więzień uciekł!
- Bierz ode mnie te brudne łapy, plugawy łajdaku – odpowiedziała Itamaki, uderzając pięścią w jego twarz.
- Ty mała jędzo! – krzyknął.
Już chciał przyłożyć Itamaki, kiedy nagle zastygł w bezruchu. W jego oczach wymalował się strach, złość i ból. Wypowiedział jeszcze tylko jedno przekleństwo, po czym runął na ziemię. Z pleców wystawała mu strzała.
- Zamordowali Hernando! – wrzasnął sparaliżowany Gaspar.
- Oh, zamknij się – rzuciła Itamaki.
 Jak na zawołanie Gaspara również przeszył pocisk. Spadł z wysokiego podestu i rąbnął o ziemię.
- Bezczelny – rozległ się głos Kikari tuż obok Itamaki. – Musiałam z drabinki w niego celować Spójrz na miejsce, którym wchodziłaś. Cały czas jest otwarte. Wyjdziesz tą samą drogą. A gdy tylko miniesz mury kliniki, wzbijesz się w powietrze. Kieruj się w stronę lasu. Ja idę inaczej. Biegnij!
W tej chwili z centrum wyszło kilku ludzi. Itamaki pognała do wyjścia, a oni pobiegli za nią pokrzykując coś. Gdy odwróciła się, zauważyła, że wśród tłumu znajdowali się Candelaria i Walter. Kiedy ponownie zwróciła swoją głowę do przodu, zobaczyła, że wyjście powoli zamykało się. Przyspieszyła i rzuciła się pod barykadę, która opadała. Pospiesznie wstała i ruszyła szybko po schodach, świadoma, że kilka osób za nią zdąży jeszcze przejść. W końcu zobaczyła jakieś drzwi. Otworzyła je, ale za nimi były tylko trzy ściany, tworzące bardzo małe „pomieszczenie” z dźwignią w rogu. Obejrzała się za siebie i zobaczyła tam królową oraz jej pachołka. Cholera. Weszła szybko do zamkniętego miejsca i przeciągnęła wajchę. Nagle coś szarpnęło i zaczęła unosić się razem z podłogą. A to ciekawy wynalazek.. Choć to raczej nie najlepszy moment, żeby się nad tym zastanawiać. W końcu urządzenie zatrzymało się na wysokości kolejnych drzwi. Przeszła przez nie, jednak zatrzymała się, gdyż przed nią stały dwie kobiety. Jedna miała w ręce miecz a druga tasak.
- Trochę mi się spieszy – poinformowała Itamaki.
- Z umieraniem? Nie ma sprawy – odpowiedziała jedna z nich.
Wyższa kobieta zaatakowała ją swoją bronią, a zaraz za nią druga. Itami uniknęła obu ciosów. Spojrzała na nie z błyskiem grozy w oku. Były tymi samymi, które widziała w recepcji za pierwszym razem.
- Wkurzacie mnie – powiedziała.
Głos Itamaki brzmiał zupełnie inaczej niż zwykle. Dało się w nim wyczuć zniecierpliwienie, nienawiść, a nawet niejaką pogardę.
- Chyba już wam mówiłam, że spieszy mi się.
- Zamknij się – fuknęły obie.
Hiszpanki ponowiły wspólny atak. Itamaki sięgnęła ręką do kieszeni i wyciągnęła z niej coś, co z początku przypominało zwykły patyk, ale w końcu ukazała się metalowa część. Była to kosa, którą właśnie zablokowała tasak i miecz. Itamaki skoczyła i zatoczyła okrąg w powietrzu, ustawiając swoją broń tak, że wyrwała przeciwniczkom ostrza. Następnie wzięła szybki zamach i przejechała im po klatkach piersiowych. Jedna z nich od razu padła martwa, natomiast druga przeżyła, plując krwią. Itamaki usłyszała odgłosy ludzi dochodzące z podziemia. Schowała szybko kosę i wyciągnęła młotek wielkości jej samej. Za jego pomocą rozbiła okno. Następnie odłożyła również to narzędzie i wyleciała szybko z kliniki. Wzbiła się wyżej w powietrze i przymknęła powieki. Przed oczami stanął jej obraz świecy i dynamitu, które zostawiła w wentylacji. Skupiła się, aby używając siły lewitacji, zapalić knot. Nagle poczuła, że coś przeszyło jej ramię. Spojrzała się w dół. Stała tam Calendaria ze swoimi podwładnymi. Wtem z okien wystrzeliło kilka strzał. Co za upierdliwe typki – pomyślała, unikając pocisków.
- Radzę zobaczyć, co się dzieje w waszym centrum – zawołała.
Po tym rozejrzała się i skierowała w stronę zielonej plamy w oddali. Po chwili usłyszała za sobą wybuch. Jaj kąciki ust uniosły się do góry, a następnie całą uwagę poświęciła lotowi. Gdy medyczny budynek znikł z pola widzenia, Itamaki zmniejszyła odległość od ziemi. Zdziwiła się, że była w stanie tak długo i wysoko lewitować po trzech dniach, które były jak tortury dla jej zasobów mocy, Muszę prędko tam dolecieć. Strzała stanęła mi w ramieniu i nie spałam dwie noce. Boję się, że spadnę – pomyślała. Zielona plama stała się już bardziej wyraźna i większa. Itamaki mogła już zobaczyć zarys koron drzew. Tam miała spotkać się z Kikari. Minęła po drodze kilka wiosek, a słońce wznosiło się wysoko na niebie. W końcu, po długim czasie, doleciała do lasu. Dryfowała chwil tuż przy ziemi i schowała się w cieniu liści.
- Kikari! Już jestem! – krzyknęła, ciężko oddychając.
Odpowiedziała jej cisza. Usiadła na ziemi i oparła się o pień drzewa. Może jeszcze im ucieka – pocieszyła samą siebie, ale zaraz do jej głowy przyszła inna myśl. W końcu nie widziała swojej przyjaciółki od początku podróży. Nie…nie możliwe…nie mogłam jej wysadzić razem z tą ich bazą…na pewno nie… - zaczęła od razu zaprzeczać. Następnie spojrzała się w kierunku, z którego przyszła. Jednak nie dostrzegła tam żadnego ruchu, oprócz ptaków wędrujących beztrosko po niebie.


Itachi obudził się dopiero w południe. Przywitała go spora porcja lekarstw podana mu przez Elliott.
- Zjesz coś za pół godziny – poinformowała go, odkładając słoiczki do szafy.
- Dobrze – odpowiedział, spoglądając na drzwi. – Chcę jedzenie z kuchni. Jesteś świetnym lekarzem, ale beznadziejną kucharką.
Elliott rzuciła w niego łyżką, którą dostał w głowę.
- Ej! Miałaś mnie leczyć, a nie kaleczyć! – zawołał. – Daj mi lodu teraz.
- Nie jęcz. Nie mogło tak boleć. W ogóle co z ciebie za kapitan? – prychnęła, pochodząc do pacjenta obok.
- Jedyny w swoim rodzaju – odpowiedział, ponownie zerkając w kierunku wejścia.
- Racja – przytaknęła, podając komuś lekarstwo. - Nigdy nie spotkałam jeszcze takiego jęczydła jako dowódcy piratów – stwierdziła.
Mężczyzna, przy którym stała, zaśmiał się pod nosem, ale gdy spotkał surowe spojrzenie Elliott, umilkł i w ciszy spożył wywar.
- O czym myślisz? – zapytała, odchodząc od pacjenta.
- Mogłaś powiedzieć swojemu narzeczonemu, że nie umiesz gotować, to może by cię nie chciał.
- Czy ty naprawdę tak bardzo pragniesz, żebym rzuciła w ciebie widelcem?
- Ale coś ty taka wrażliwa? – uniósł ręce w geście niewinności. - Przecież już ci to nie grozi, czyż nie?
Elliott odwróciła wzrok i objęła dłońmi swoje łokcie.
- Nie wiem. Powiedział, że mnie znajdzie.
- To raczej niemożliwe. W końcu płyniesz na moim statku.
- Jesteś zbyt pewny siebie, jak na kogoś, kto jest w opłakanym stanie – uniosła jedną brew do góry.
- Nie jestem! W każdej chwili mogę wstać – zaperzył się.
- Nie, ponieważ ja ci zabraniam.
Kapitan prychnął tylko pod nosem i odwrócił wzrok. Przez kilka minut nie odzywał się, podczas gdy Elliot zajmowała się innymi ludźmi w okrętowej klinice. W końcu przez drzwi wpadły trzy osoby.
- Panie Kapitanie! Przynieśliśmy panu kurczaka – zawołał rozradowany Jun.
Asuma podeszła do Itachiego i nachyliła się nad nim.
- Póki nie wspomina się o zatopionym statku jest normalny – powiedziała cicho. – Daj kapitanowi to mięso – rzekła znacznie głośniej.
- Wygląda pan na rozczarowanego – zauważył Sumisu.
- Zdaje ci się – odpowiedział Itachi, jakby otrząsając się z zadumy. – Elliot, kiedy Kikari wróci z tej misji?
- Nie wiem. Niedługo powinna tu być – odpowiedziała.
- Od wczoraj nigdzie nie widziałam Itami – oznajmiła Asuma.
- Teraz też jej nie ma – dodał kapitan.
Przez chwilę zamyślił się, po czym spojrzał surowo na Elliot.
- Gdzie ona jest?
- Dowiesz się, kiedy będzie trzeba. Zaufaj mi – odpowiedziała, kierując wzrok na Sumisu. – Ty, blondas! Wynocha stąd z tym papierosem.
- Zmuś mnie – odpowiedział, uśmiechając się pod nosem.
- Zrób to – rzekł Itachi. – Albo go wyrzuć.
Sumisu spojrzał na wszystkich spode łba swoimi jasnobrązowymi oczami. W końcu odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami.
- No to dawajcie tego kurczaka – odezwał się Itachi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy