Im bliżej płynęli Baham, tym
częściej spotykali inne statki. Niektóre okazywały się przyjazne, inne zaś
wrogie. To powodowało spowolnienie, bo musieli z nimi walczyć. Itachi
stwierdził, że w takim tempie Lalka Rogera na pewno znajdzie skarb przed nim.
Dlatego razem z Joelem, Tomem i jego kompanem wypłynęli na małym szkunerze w
głąb archipelagu. Itachi wysyłał człowieka-rybę przodem, żeby robił rozeznanie
na dalszych wyspach. Toteż Joel płynął w jedną stronę, a reszta szkunerem w
drugą. Spotykali się dopiero, gdy robiło się ciemno i cumowali na jakimś
wybrzeżu. Jednak nawet na małym statku przeszkadzali im wrogowie. Sojusznicy
Lalki Rogera mieli na masztach wywieszone jego flagi. Kapitanowie ustalili, że
Itachi będzie zatapiał okręty na głębszych wodach, a Tom miał pozbywać się tych
bliżej lądu. White zazwyczaj zaczynał od posłania błyskawicy wzdłuż pasa armat,
a następnie podpalał żagle. Wtedy podpływali bliżej, rozwalając pozostałe
pociski. Gdy zbliżali się wystarczająco, Itachi dosłownie pluł wielką kulą
ognia na pokład, co szczególnie spodobało się Tomowi. Za każdym razem
powtarzał: „wybrałem dobrego sojusznika”. Itachiego, nie wiedzieć czemu,
śmieszyło to. Dlatego zawsze uśmiechał się delikatnie, po czym skupiał wzrok na
wodzie, w której zwykle pozostawało parę osób. Łapiąc ich spojrzenia, sprawiał,
że zaczynali panikować i topili się lub zakrztuszali wodą. Dopiero wtedy
płynęli dalej. Ku jego uldze, na ogół nie atakowali ich więcej niż dwa razy w
ciągu jednego dnia. Przynajmniej na morzu. Małe bitwy chciał załatwić szybko,
ale przez to zużywał dużo mocy i wieczorami nie mógł zasnąć, bo dokuczało mu
palące go oko. Tom w tym czasie czuwał na zmianę ze swoim towarzyszem Jackiem.
Ta dwójka też zatopiła sporo statków. Oni jednak potrzebowali walki wręcz. Tom,
za pomocą swojej pięści i mocy przerywania naczyń krwionośnych pod dotykiem,
zabijał piratów bezpośrednio. Jack natomiast zajmował się rozbrajaniem statków,
ponieważ mógł zmieniać swoją wielkość w każdym momencie. Tom zwykł wyrzucać go
na drugi okręt, kiedy był mały jak mucha. Wtedy podchodził do ludzi od armat,
zwiększał się, zabijał ich i wracał do minimalnych rozmiarów. Gdy już załatwił
tę sprawę, podpalał maszty, a dopiero potem pomagał w walce wręcz Tomowi,
zaczynając od rozbrajania osób z bronią palną. W ten sposób zatopili podobną
liczbę statków co Itachi. Kapitanowie liczyli swoje zdobycze i przekomarzali
się, czyje są bardziej wartościowe. Tom wyraźnie chciał być jak najlepszy.
Itachi podejrzewał, że po prostu chciał mu dorównać. Cieszył się z tego powodu,
bo to sprawiało, że był coraz trudniejszym przeciwnikiem dla Lalki Rogera i
jego ludzi.
Jednego wieczoru, gdy Itachi
chciał się położyć, zawołał go Jack. Podniósł się z koi i poszedł za nim. Gdy
stanął obok Toma, zobaczył na horyzoncie galeas.
- Duża załoga – mruknął pod nosem Itachi.
Tom pokiwał potakująco głową i
wyciągnął lunetę. Chwilę przyglądał się statkowi, po czym odsunął okular od oka
i zmarszczył brwi.
- Czy na dziobie nie stoi ten blondas z twojej załogi? –
zapytał Tom.
Itachi wziął od niego lunetę i
przyjrzał się barczystej postaci, która wpatrywała się w ich szkuner ze
skrzyżowanymi ramionami. Bez większych problemów rozpoznał w niej Sumisu, a
papieros, który trzymał w buzi, upewnił go w tym przekonaniu.
- Chyba mamy mały problem. Teraz jest wasza kolej, ale on na
pewno będzie chciał walczyć ze mną. W dodatku nie ma Joela. Chociaż nawet bez
moich mocy, jestem w stanie go pokonać.
- Nie. My to zrobimy.
- Jeśli wam się uda, nie mam nic przeciwko. Ale uprzedzę
was, że on jest jak krwiożercza bestia. Będzie chciał dorwać się do mnie, żeby
pokazać mi, jaki to jest wspaniały.
Itachi mrużył oczy, wpatrując się
w galeas. Gdy zobaczył, że Sumisu dostał lunetę, odwrócił się gwałtownie.
- Sternik prawo na burt!
- Co ty robisz? – zapytał Tom ze złością.
- To galeas – odpowiedział szybko. - Mają działa z przodu.
Zaraz wystrzelą.
Itachi przebiegł przez pokład na
rufę, mimo trzęsienia statku spowodowanego zmianą kursu. Po chwili doszedł do
niego Tom i Jack. W tym samym czasie z wrogiego okrętu wystrzeliły trzy kule. Itachi
zaczerpnął mocy i wstrzelił poziomą błyskawicę w ich stronę. Pociski rozpadły
się i powpadały do wody.
- Cholera! Już lecą następne, a ja nie mam siły ich strącać.
- Proszę zostawić to nam – powiedział Jack.
Itachi spojrzał na niego. Jack
był Amerykanem w jego wieku. Miał krótko ścięte brązowe włosy i zielone oczy.
Choć należał do chudych ludzi, miał dobrze wyrzeźbione mięśnie i był sprawnie fizyczny
sprawny fizycznie. Nagle wyskoczył za burtę i rzucił się w wodę, a w powietrzu
zaczął się zwiększać.
- Teraz zobaczysz potęgę wielkości, mój przyjacielu –
zarechotał Tom.
Jack stał się już dużo większy od
ich szkunera, a nogi częściowo miał zamoczone w wodzie. Złapał kulę, która
leciała i rzucił ją w galeas, po czym zrobił to samo z pozostałymi. Jednak one
nie doleciały do statku. W połowie drogi jedna z nich zatrzymała się i upadła
do wody. Za nią pospadały następne, sprawiając, że oba okręty mocniej się rozkołysały.
- Mają kogoś, kto je zbija – mruknął Tom.
- Na to wygląda – odparł posępnie Itachi. – Sumisu gdzieś mi
zniknął.
Oboje wytężyli wzrok i szukali na
pokładzie Norwega. W końcu Itachi dostrzegł go. Wchodził na jakieś dziwne
urządzenie. Chwilę zajęło mu rozpoznanie katapulty.
- Cholera. Zaraz tu przyleci – powiedział cicho do siebie,
po czym podniósł głowę. - Jack! Złap to, co wyleci z katapulty!
Olbrzym odwrócił się na dźwięk
swojego imienia. Kiwnął głową i poszukał wzrokiem tego miejsca. Jednak następne
kule leciały już w jego stronę, więc musiał zająć się nimi. Kiedy wyrzucał
drugą, coś wystrzeliło z innego miejsca. Jack rzucił się, żeby to złapać, ale
ludzki pocisk wskoczył na wierzch jego dłoni i rzucił się za niego, lecąc
prosto na szkuner. Itachi i Tom od razu wyciągnęli swoje pistolety i zaczęli
ostrzał. Sumisu w locie wyginał się tak, że omijał wszystko. Wyglądał zupełnie
jakby nauczył się latać, choć jedynie spadał.
- Wyrwie maszt! – zawołał Itachi.
Sumisu upadł na bocianie gniazdo,
obezwładniając pirata, który tam stał i zrobił z niego tarczę. Następnie wspiął
się na wyżej, wciąż przytrzymując zakładnika.
- Czyżbyś już nie miał siły, White? – zawołał, śmiejąc się
wniebogłosy.
- Czyżbyś nauczył się pływać w powietrzu?
- Nauczyłem się wielu rzeczy, ale nie zamierzam ci
wszystkich pokazać. Zobaczysz tylko część z nich, a potem zginiesz w ich
blasku.
Sumisu odbił się nogami od
drewna, po czym cały szkuner zatrząsł się i maszt zwalił się na inne. Po chwili
całe ożaglowanie leżało na poniszczonym pokładzie, do którego zaczęła nalewać
się woda. Itachi wytężył wzrok w poszukiwaniach Sumisu, ale nigdzie nie mógł go
dostrzec.
- Padnij! – ryknął Tom.
Itachi od razu runął na ziemię,
czując przelatującą kulę tuż nad nim. Odwrócił głowę i zobaczył, jak Sumisu
podciął Toma i wyrzucił go za burtę. Itachi podniósł się, ale szybko znów się
przewrócił pod uderzeniem byłego bosmana. Sumisu wycelował w niego, położył
nogę na klatce Itachiego i spojrzał na niego z góry.
- Wciąż ciężko mi uwierzyć, że tak bardzo się stoczyłeś.
Kiedyś byłeś postacią, którą można było podziwiać i naśladować. Ale teraz
jesteś żałosny. Nie wiem, jakim prawem chcesz się dalej równać z Lalką Rogera.
Skoro nawet nie potrafisz pokonać mnie, nie pozwolę, żebyś przeżył, by znów go
zobaczyć.
Sumisu przyłożył pistolet do jego
skroni, ale nagle coś go pociągnęło do tyłu i upadł, a broń wyleciała mu z
ręki. Itachi automatycznie podniósł się z ziemi, rozpoznając rodzaj siły, który
pociągnął jego przeciwnika. Rozejrzał się niespokojnie. W końcu niedaleko
zobaczył łódkę, na której stała jakaś brunetka, której zielone oczy połyskiwały
z oddali. Nagle poczuł, że woda nalewa mu się do butów. Wyskoczył za burtę do
wody i odpłynął na bezpieczną odległość od tonącego szkunera, jednocześnie
oddalając się od tamtej kobiety. Wtedy Sumisu dosłownie przeleciał na swój
statek. Itachi zrozumiał, że ta dziewczyna nim sterowała. Jednak jego uwagę
odwrócił Jack, który całym swoim gigantycznym ciałem upadł na galeas. Itachi
uśmiechnął się do siebie, po czym spojrzał na kobietę. Wbiła w niego zielone
oczy, więc użył iluzji, żeby zablokować swój umysł. Jej brwi podskoczyły do
góry, a Itachi uśmiechnął się do siebie.
- Witaj, Adele. Widzę, że Roger cię nie ostrzegł –
powiedział głośno.
Ciemność. Jedynie gdzieś w oddali połyskują dwie zielone kropki. Coraz
szybciej się zbliżają. Aż w końcu staje naprzeciwko nich. Adele klęczy przykuta
łańcuchami do ziemi. Szarpie się, ale nie może się wyrwać. Kruk podlatuje
jeszcze bliżej i wyżera jej oczy. Słyszy nieme wycie. Jasno. Itachi poczuł,
że na czymś siedział i został wyjęty z wody, ale nie mógł otworzyć oczu. Zbyt
mocno go paliły. W oddali usłyszał pisk. Potem wielki plusk, a po nim krzyk
zaczął jakby stopniowo cichnąć.
- Kapitanie Itachi – usłyszał nad sobą gruby głos.
Z początku go nie rozpoznał.
Dopiero po chwili zorientował się, że mówił do niego Jack. Natychmiast połączył
ze sobą wątki i wyobraził sobie swoją sytuację: siedział na ręce giganta, który
wyciągnął go z wody. Iluzja podziałała na Lorraine, więc olbrzym chciał to
wykorzystać. Ale coś musiało pójść nie tak.
- Co się stało z tą kobietą? – zapytał.
- Nie wiem. Ona po prostu…odleciała.
Itachi przeklął pod nosem, nagle
wszystko rozumiejąc. Lalka Rogera musiał zostawić Adele, żeby była w pobliżu
Sumisu. Wiedział, że jest nieokiełznany i potrzebuje nadzoru. Widocznie
przekazał jej swoje sznurki, żeby mogła reagować, choć sam ją trzymał na
własnych. Cholerny dupek.
- Jesteśmy bez okrętu – zawołał Tom.
Itachi odetchnął z ulgą słysząc
jego głos. Wiedział, że Tom umiał pływać, ale wyrzut Sumisu miał wielką moc.
Bał się, że Avery uderzył w samo dno. Jednak wyglądało na to, że nie.
- Czemu nie otwierasz oczu? – zapytał Tom.
- Nie mogę. Potrzebuję okładu, który był na statku. Jack,
wyrzuć nas na najbliższą wyspę.
Itachi poczuł silniejszy wiatr, z
czego wywnioskował, że ruszyli. Wcisnął pięści do oczodołów, starając się
zniwelować ból i zagłębił się uszami w otoczenie. Słyszał, jak woda chlupotała
pod tupotem olbrzyma, który wzburzał wielkie fale. Kilka ptaków skrzeczało co
jakiś czas nad ich głowami, a wiatr powodował przyjemne ochłodzenie, mimo tego
że był cały mokry.
Po dłuższej chwili Itachi poczuł,
że obejmuje go duża dłoń, a następnie grunt pojawił się pod jego stopami.
Chwilę zajęło mu złapanie równowagi, ale w końcu udało mu się. Myślał, że po
tygodniu bycia ślepym nie będzie miał większych problemów z funkcjonowaniem,
ale mylił się. Choć dobrze wiedział, gdzie stali Tom oraz Jack, ta wyspa nie
była Fiery Raven i nie znał na pamięć jej ustawienia.
- Jest tu coś, na czym można usiąść?
- Tak – odpowiedział Tom. – Spory głaz.
- Wejdźmy na niego. Tylko musicie mi go pokazać.
Jack podszedł do Itachiego i
delikatnie popchnął go w prawo. Ten wystawił ręce i, gdy dotknął skały, uniósł
dłoń na znak, że sam da sobie radę. Wymacał głaz i po chwili zasiadł na niego z
zadziwiającą sprawnością. Dopiero wtedy pozostała dwójka dołączyła do niego.
- Zakładałem, że nasz szkuner może zostać zatopiony, choć
nie do końca w to wierzyłem – powiedział Itachi. - Mimo wszystko na pokład
wziąłem takich piratów, których strata nie byłaby zgubna. Problem polega na
tym, że nie mamy, jak się przemieszczać, a Joel nie będzie mógł znaleźć statku.
- Proponuję, póki tu jesteśmy, rozejrzeć się za jaskinią –
mruknął Tom.
- Zgadzam się. Tymczasem będziemy czekać na jakiś mało
znaczący statek, który po nas podpłynie. Jeśli chcecie jak najwięcej zobaczyć,
musicie wyruszyć już dziś. Ja niestety zostanę, bo będę jedynie przeszkadzać
jako ślepiec.
- Kiedy odzyskasz wzrok?
- Prawdopodobnie jutro.
- W takim razie zajmij się obozowiskiem w miarę swoich
możliwości, a my wyruszymy od zaraz.
Itachi kiwnął głową. Usłyszał,
jak mężczyźni zeskoczyli na piasek, a potem oddalili się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz