czwartek, 19 lipca 2012

6 cz.2

Itachi właśnie zapłacił sprzedawcy za broń dla Asumy, gdy przy jego boku pojawił się rudzielec.
- Jun melduje, że nadchodzą – zasalutował.
- Rozumiem. Powiadom Sumisu. Do widzenia – pożegnał się ze sprzedawcą i wyszedł na zewnątrz.
Majtek popędził do bosmana, a Itachi pobiegł tuż nad brzeg. Po chwili zjawili się jego kompani. Jun wyjął lunetę i podał ją kapitanowi.
- Oni? – mruknął Sumisu.
- Tak – odpowiedział Itachi. – Widzę Padraiga, ale nie wiem czy ma pierścień. Jun, sprawdzisz to, kiedy podpłyną bliżej.
Ów pirat stał na górnym pokładzie. Co jakiś czas wymachiwał rękoma, ewidentnie wydając rozkazy. Był to masywny mężczyzna, odziany w bogato zdobioną, czerwoną marynarkę, pod którą miał czarne spodnie i jasną koszulę. Choć Itachi nie widział dobrze twarzy, pamiętał, że była poorana zmarszczkami i bliznami. Padraiga żył już ponad czterdzieści lat. Brązowe włosy przeplatały się z pasemkami szarości, a na oku miał czarną opaskę. Itachi wiedział, że niektórzy piraci nosili takie, aby zasłonić zwykłe pamiątki po przecięciu miejsc w pobliżu oczu lub po prostu dla ozdoby. Jednak Padraig miał powód, gdyż jego opaska zakrywała pusty oczodół.
Siedzieli schowani za kartonami i czekali aż okręt zacumuje. Gdy to się stało, tuż przed ich kryjówką wybiegło kilku mężczyzn. W końcu na brzeg wyszła część załogi Padraiga. Jednak jego samego nie było widać. Ludzie wymienili kilka zdań i zaraz zaczęli chodzić to na okręt, to gdzieś dalej, prawdopodobnie do jakiegoś budynku. Krzątanie trwało może godzinę, a na niebie już zaiskrzyły gwiazdy. Cała trójka siedziała za kartonami przez cały czas. Jedynie Jun co jakiś czas wyciągał głowę.
- Jest – szepnął w końcu.
Wystawił rękę, w którą kapitan wcisnął mu lunetę. Przyjrzał się obu dłoniom kapitana wrogiego statku.
- Puste – mruknął Jun.
- Wiecie, co robić. Idź, kiedy Padraig zejdzie na ląd.
Majtek kucał jeszcze chwilę, przyglądając się temu, co działo się za ich kryjówką. W końcu wybiegł zza kartonów.
- Co to było? – zapytał ktoś z załogi Padraiga.
- Taki powiew – dodał inny człowiek.
- Zamknijcie paszcze i idźcie znaleźć miejsce do spania. A ty – zwrócił się do jakiejś dziewczyny, a w jego głosie dało się usłyszeć irlandzki akcent. – Powiedz moim ludziom, żeby uważali.
- Tak jest – odpowiedziała i ruszyła po kładce na okręt.
- Mam pewne podejrzenia – mruknął.
- Nie daj się przyłapać, że tu jesteś. Za wszelką cenę – szepnął Itachi do Sumisu.
White spojrzał na bosmana, który kiwnął potakująco głową. Potem jego uwagę przykuł nowy głos. Wyjrzał zza kartonu.
- Jakie, kapitanie? – spytał, pewien podwładny.
- Miłe – rzekł z rozbawieniem Padraig i wyciągnął szablę. – Wyłaź, wyłaź Peter, wyłaź i baw się z nami Wyłaź, gnoju, i przestań się chować.
- Widzę, że masz dobrą pamięć do wiatrów – powiedział donośnie Itachi, który właśnie wyszedł z kryjówki. – Mam nadzieję, że pamiętasz, jaki był ten przy ostatnim spotkaniu.
Na twarz Itachiego wpełzł złośliwy uśmieszek. Rozstawił ręce i dookoła nich powstał okrąg z płomieni.
- Czujesz to? Twój statek pachniał podobnie – wyszczerzył się White.
- Szybko wykorzystałeś swoją moc póki możesz, co? – mruknął Padraig, lustrując płomienie wokół.
- Ależ naturalnie. Gdybym nie ograniczył ci pola manewru, zwiałbyś z podkulonym ogonem jak wtedy. A ja mam zamiar zabrać ci to, co należy do mnie.
- Do ciebie? – zakpił Padraig. – Jesteś śmieszny! Ukradłeś ten pierścień, a ja zabrałem go tobie. Jest tak samo mój jak i twój. A że to ja go posiadam, na chwilę obecną, jestem też jego właścicielem.
- Masz rację – przyznał mu.
Wyraz twarzy Itachiego był obojętny. Wpatrywał się w świńskie oczka Padraiga. W końcu wyciągnął katanę i przyjął pozycję obronną.
- Na tę krótką chwilę – odpowiedział, uśmiechając się. – Zapraszam do tańca.
Jego wróg wyszczerzył się i rzucił w jego stronę. Itachi obronił się, blokując atak swoim ostrzem. Wtedy Padraig chciał go kopnąć, jednak White zatrzymał jego nogę swoją drugą ręką. Korzystając z okazji, Irlandczyk, płonącymi czerwienią palcami, uderzył w umięśniony brzuch Itachiego.
- Teraz jest po równo – zaśmiał się mężczyzna.
- Może zabrałeś mi ogień, iluzje i błyskawice, ale to nie zmienia to faktu, że jestem od ciebie milion razy lepszy we władaniu ostrzem.
Itachi zaszarżował go. Pojedynkować się zawzięcie. Posługiwali się bronią bardzo szybko i sprawnie. W oczach obu widać było nienawiść, lecz Itachi wydawał się dużo spokojniejszy. Jego ruchy były skupione na płynności i technice. W przeciwieństwie do Padraiga, którego uderzenia składały się głównie z furii nienawiści przełożonej na siłę fizyczną i prędkość.
W między czasie Jun biegał po całym okręcie, szukając pierścienia. W końcu wszedł do jednego pomieszczenia, gdzie znajdowały się same kobiety.
- Przepraszam bardzo, czy wiedzą panie, gdzie jest kajuta waszego kapitana? – zapytał najnormalniej w świecie.
- Jaki on uroczy – zachwyciła się jedna z dziewczyn i podeszła do niego, oglądając go z każdej strony.
- Proszę pani, niech pani nie zawstydza Juna. Jun tylko chciałby dowiedzieć się, gdzie jest kajuta.
- Kate! – ryknęła jedna z kobiet.
 Jun spojrzał na nią i zobaczył, że trzymała tasak. Zauważył też, że była to ta sama, której Padraig kazał ostrzec załogę.
- On jest wrogiem i bynajmniej nie jest słodki!
- O, Jun już pamięta panią Victorię. Kikariś i Asumuś mówiły, że pani Victoria była zauroczona Junem. Ale, gdy Jun przeciął jej biodro, powiedziała, iż jest cholernym gnojem.
- Victoria? Byłaś kiedyś zakochana w tym knypku? – zdziwiła się jedna z dziewczyn.
- I to on cię tak urządził?! – zawołała kolejna.
- Co?! – krzyknęła, po czym ruszyła z tasakiem na Juna. – Ty bezczelny nicponiu!
Jun zrobił unik, po czym rzucił kilkoma małymi shurikenami, co przygwoździło kobietę do ściany.
- Jun bardzo przeprasza, ale kapitan kazał mu ograniczyć liczbę zabójstw. Powiedział, że i tak wszyscy pójdziecie na dno – uśmiechnął się wesoło. – Czy któraś z pań raczy pokazać Junowi kajutę waszego kapitana?
- Tak. Ja ci pokażę – odezwała się Kate.
- Oszalałaś?! – krzyknęła Victoria.
- Słyszałaś, co powiedział. Gdybyśmy się nie zgodziły, mógłby nam zrobić krzywdę.
- Jak mu pokażesz gdzie ona jest, to utoniemy.
- Wolę dłużej pożyć. Chodź – powiedziała Kate.
Nastolatka wzięła majtka za rękę i wyprowadziła go z pomieszczenia.

Asuma nie zastała Kikari w swojej kajucie. Kiedy poszła do klinki dowiedziała się od Elliot, że Souten dostała pilną misję do wykonania. Wyszła więc na górny pokład i spojrzała na północny wschód, gdzie tuż przy brzegu tańczyły płomienie. Kapitan zaczął walkę - zamyśliła się. – Jestem ciekawa, czy wezwał do siebie Kikari…I gdzie jest Itami?

O godzinie dwudziestej pierwszej Kikari została wreszcie sama. Przywiązali ją do jednej z rur, która wychodziła z centralnego budynku i wsiała nad kotłem, podobnie jak Itamaki. Tyle że ją umocowali do łańcuchów, a Ikeda musiała lewitować własnymi siłami.
Itamaki rozejrzała się, sprawdzając, czy na pewno nikogo nie ma, i powoli podleciała do bariery.
- Długo wam zajęło zorientowanie się, że mnie nie ma – mruknęła z niezadowoleniem.
- Byliśmy przekonani, że leżysz spokojnie pod okiem Elliot. Kapitan pewnie przyszedłby odwiedzić cię wczoraj wieczorem, ale tak bardzo przejął się tym wszystkim, że zapomniał zaplanować dzisiejszy atak.
- Martwił się o mnie? – zdziwiła się.
- Oczywiście. Był bardzo nerwowy, kiedy zaczęłyśmy o tym mówić – zastanowiła się.
Itami uniosła obie brwi do góry, jednocześnie czując przyjemne motyle w brzuchu. Choć nie wiedziała do końca, skąd to się wzięło.
- Ale nic dziwnego – wzruszyła ramionami. - Nie mogłaś się ruszać. Wszyscy się przejęliśmy, a kapitan potrafi dostać szału, jeżeli coś złego stanie się komuś z czołówki.
- Rozumiem – mruknęła.
Itami poczuła pewne rozczarowanie. W dodatku miłe uczucie, które chwile temu się pojawiło, gwałtownie znikło. Lecz wciąż nie rozumiała, skąd ono w ogóle się wzięło. Nagle dotarło do niej coś innego.
- Jaki atak? – zapytała z powagą w głosie.
- Na ten statek. Mówił ci chyba kiedyś, że chce komuś zabrać jego własność, nie?
- Racja.
- Poszli tam tylko mężczyźni. Ale powinni sobie dać radę. Asuma wymyśliła świetny plan. Niestety dzisiaj nie miała zbyt dobrego dnia. Dlatego też nie wzięłam jej ze sobą, tylko sama poszłam cię szukać.
- Czyli tylko ty wiesz, że mnie nie ma?
Kikari kiwnęła potakująco głową. Po chwili lekko zmarszczyła brwi.
- Na to wygląda. Chociaż pewnie Asuma już wyszła z pokoju.
- Co się jej stało?
- Rozmawiałyśmy o bardzo nieprzyjemnym wydarzeniu.
- O śmierci waszej niegdysiejszej kompanki?
- Proszę?
Kikari spojrzała na nią zaskoczona, po czym opuściła wzrok i westchnęła.
- Tak.
- Opowiedz mi, proszę.
Kikari znów zerknęła na Itami. Zamyśliła się na chwilę. W końcu wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy