Itamaki otworzyła powoli oczy.
Chciała podnieść ręce, aby przetrzeć zaspane powieki, ale nie miała na to siły.
Miała wrażenie, że jej ciało zmieniło się wodorost. Jej organizm źle reagował
na substancje znieczulające. Ponad to zawsze ją denerwowało uczucie
bezwładności i bezbronności. I pomyśleć,
że wszystko przez tego małego knypka. Rozejrzała się, jednak nie zobaczyła
nic oprócz wyblakłej zieleni zasłon. Nie wiedziała, która była godzina ani pora
dnia. Nagle głośno zaburczało jej w brzuchu. Wtem kotara się odsłoniła i ukazał
się Itachi.
- Bardzo głodna jesteś – zauważył. – Elliott przyszykowała
dla ciebie obiad – oznajmił.
Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć,
Itachi zniknął na chwilę z jej pola widzenia. Westchnęła ze zrezygnowaniem, po
czym jej brzuch znowu się odezwał, więc odruchowo go ścisnęła.
- Przewidziała, że nie obudzisz się do śniadania.
Itamaki wciąż wpatrywała się w to
samo miejsce, gdzie przed chwilą stał kapitan. Niechętnie musiała przyznać, że
cieszyła się, iż widziała go samego. Bez
tej całej rozwrzeszczanej bandy. W końcu młody mężczyzna znów się pokazał,
niosąc tacę z jedzeniem. Posiłek nie wyglądał źle, zważywszy na krytyczne uwagi
Itachiego odnośnie dań szykowanych przez lekarkę. Młodzieniec ustawił rzeczy na
szafeczce, po czym usiadł na skraju łóżka i spojrzał się na Itamaki. Skierowała
swój wzrok na jedzenie, o które rozpaczliwie wołał jej brzuch. Chciała
wyciągnąć zdrową rękę, jednak ledwo co udało się jej ją podnieść na kilka
centymetrów.
- Nie masz siły? – zdziwił się Itachi.
- Moje ciało nie najlepiej znosi znieczulenia.
- Ale musisz zjeść.
- Tylko nie mam jak.
- Nakarmię cię – stwierdził bez namysłu.
Brwi Itamaki gwałtownie
wystrzeliły do góry. Pokręciła przecząco głową.
- Co? Nie. Nie zgadzam się. Nie będziesz mnie karmić, jakbym
była małym dzieckiem – zaprotestowała.
- Już postanowiłem – prychnął. – Najpierw chcesz wywar zwany
zupą, czy podejrzane mięso?
- Żadne – odwróciła się, robiąc nadąsaną minę.
- Dobrze. Tradycyjnie zupa. Odwróć głowę i otwórz buzię –
zażądał, biorąc w dłoń łyżkę.
- Nie. Sam sobie to zjedz.
- Ja już jadłem. Sumisu mi przyniósł. Teraz twoja kolej.
- Idź sobie.
- Nie. Elliott kazała mi zająć się tobą. Po za tym jestem
kapitanem, więc rozkazuję ci odwrócić się i otworzyć buzię.
Itamaki zerknęło na niego kątem
oka. Jego mina wyglądała na poważną. Zwróciła twarz w stronę chłopaka i odwracając
wzrok, otworzyła usta. Itachi uśmiechnął się i w końcu zaczął ją karmić. Itamaki
siedziała z niezadowoloną miną. Traktowała tę sytuację jako dodatkowy ciosem w
dumę, gdyż i tak już czuła się wystarczająco poirytowana niemożnością ruchu.
- A żebyś się udławił tą rybą – mruknęła pod nosem, gdy
Itachi odkładał sztućce.
- Nie chciałabyś tego – stwierdził, wzruszywszy ramionami. –
Polubiłaś nas i ten statek. Po za tym, świetnie cię ochraniamy.
- O tak. Szczególnie pewien niesamowicie inteligentny
rudzielec – sarknęła. – Dorwę go, jak tylko będę mogła ruszać się sprawniej.
- Do Juna też się przyzwyczaiłaś.
- Do was wszystkich. W sumie nie specjalnie mam wybór.
- Niby racja. Ale nawet gdybyś taki posiadała, myślę, że i
tak byś tu została.
- Ciekawe, że jesteś do tego bardziej przekonany niż ja.
- Więc mam pytanie. Wiesz, czego chcesz? – spytał.
Itamaki pierwszy raz od karmienia
spojrzała na Itachiego. Patrzył jej prosto w czarne oczy. Na jego twarzy
wymalowana byłą powaga.
- Są dwie takie rzeczy. Mam na
celu przeżyć i nie zostać złapaną. Druga jednak jest marzeniem, którego
spełnianie wychodzi mi fatalnie.
- Uznam to za potwierdzenie moich wcześniejszych stwierdzeń
– pokiwał głową.
- A ty? Jaki masz cel? Po co jesteś piratem?
- Te dwa pytania w odpowiedzi dość się różnią. Otóż moim
celem jest znalezienie pandy na morzu. To wszystko, co wiem. Wtedy osiągnę
pełne szczęście. Nie ma na świecie nic ważniejszego. To są słowa mojej
mistrzyni.
Itachi mówił to, wpatrując się w
niebieski klejnot w pierścieniu. Itamaki poczuła jakiś lekki ścisk w swoim
gardle, choć nie do końca wiedziała czemu.
- Dostałeś go od niej, prawda?
- Tak – rzekł z lekkim wahaniem. - Należał do niej.
- Była ci bardzo bliska – zabrzmiało to bardziej jak
stwierdzenie, niż pytanie.
Jednak w jej wypowiedzeniu dało
się wyczuć nutkę smutku, co zaskoczyło ją samą. Itachi spojrzał się na nią z
lekkim zdziwieniem. Itamaki przez chwilę wytrzymała jego spojrzenie, a po
chwili, odrobinę skrępowana, odwróciła wzrok. Co z tym kapitanem jest nie tak, że mnie onieśmiela? – pomyślała,
będąc na siebie zła.
- Tak – przytaknął w końcu.
Itamaki chwilę zajęło
zrozumienie, że potwierdził jej wcześniejsze zdanie. Gdy przyjrzała się mu, zobaczyła,
że powoli skierował spojrzenie błękitnych oczu na podłogę. Na jego ustach pojawił
się ledwo dostrzegalny uśmiech.
- Należała do mojej rodziny. Nie odziedziczyłem charakteru po
żadnym z rodziców. Cały byłem po niej.
- Kim dla ciebie była?
- Z punktu widzenia biologicznego babcią. Z mojego niesamowitą
kobietą, którą podziwiałem od samego początku.
Wtem rozległo się trzaśnięcie
drzwi. Oboje zwrócili wzrok w stronę wejścia, gdzie stała Elliott.
- Zaopiekował się tobą porządnie? – spytała, patrząc na nich
z góry.
- Nie mogłaś przyjść wcześniej?! Musiałam coś zjeść, a nie
mogę się ruszać!
- Nakarmiłeś ją jak należy? – zmierzyła kapitan surowym
wzrokiem.
- A jak. Tylko ona nie umie jeść i napluła na mnie tym
dziwnym eliksirem.
- Miło, że mnie zastąpiłeś – szybko powiedziała.
Złapała Itachiego za marynarkę i
ciągnąc go za nią do góry.
- Musisz mieć dużo pracy, spore zaległości, jak się obijałeś
na tym łóżku.
- Wykop go! Wykop go! – zaczęła kibicować Itami.
- Jestem kapitanem! – zaprotestował.
- Dlatego masz dużo pracy. Powinieneś więcej czasu spędzać w
swojej kajucie, jeśli dalej chcesz, żeby inni piraci mieli o tobie takie samo
zdanie.
- Dość brutalne, ale ona ma rację – potwierdziła Itami z
beztroskim uśmiechem.
- Czy ty coś sugerujesz, Elliott? – zapytał ostro Itachi.
- Że miękniesz.
- Staram się wyżywać na Junie. Właśnie. Jun! – krzyknął.
W ciągu paru sekund pojawił się przed
nimi rudy majtek, salutując.
- Tak, panie kapitanie?! O! Itamakiś już się obudziła!
- Gdyby mogła się ruszać, uderzyłaby cię – odpowiedziała mu
wesoło.
- Szorujesz pokład! – zażądał kapitan.
- Ale Jun zrobił to już dwa razy!
- To zrobisz i trzeci za to, że Itami pobrudziła mnie
wywarem!
- Wynocha mi stąd obaj! – zagrzmiała Elliot, wyrzucając obu
chłopaków za drzwi.
Wtedy Itami wybuchła
niekontrolowanym śmiechem. Lekarka westchnęła ze zmęczeniem i skierowała się do
gabloty z lekami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz