czwartek, 30 sierpnia 2012

20

Kikari wpadła z impetem do klinki. Jej wzrok od razu odszukał zdziwioną twarz Itami. Przy niej siedziała Elliott.
- Uważaj na te drzwi – powiedziała Johnson.
- Wróciłaś! – zawołała z uśmiechem Itami, podnosząc obie ręce w górę.
- Ty też – zauważyła Kikari.
 Souten zamknęła spokojnie drzwi i podeszła do łóżka Itami, siadając obok Elliot. Nie lubiła spędzać czasu w jej towarzystwie, bo często się sprzeczały. Mimo to szanowała umiejętności lekarki, tak jak ona jej. Spojrzała badawczym wzrokiem na Itami.
- Widzę, że już nieźle wyglądasz – zauważyła.
- Czuję się wyśmienicie – Itami pokiwała energicznie głową.
- Jutro pozwolę jej chodzić. Ale dzisiaj lepiej, żeby jeszcze została. Podnoszenie się wciąż ją boli – wyjaśniła lekarka.
- To dobrze – odetchnęła z ulgą Kikari. – Głupku, wiesz jak mnie zmartwiłaś?
- Przepraszam. Też się bałam – odpowiedziała.
Ta odpowiedź odrobinę zdziwiła Kikari. Jednak zanim coś powiedziała, drzwi kliniki ponownie się otworzyły. Stanął w nich wysoki rudzielec z jasnobrązowymi włosami jasnobrązowymi oczami. Wyglądał na zaskoczonego widokiem aż tylu osób, lecz po chwili wahania podszedł do oblężonego łóżka.
- Kapitan wysyła mnie znowu do Asumy, więc pomyślałem, że najpierw zajrzę – oznajmił Dave.
- Cieszę się, bo chciałam ci podziękować, że mnie znalazłeś – rzekła z uśmiechem Itami.
- Akurat mi się poszczęściło – odpowiedział z zakłopotaniem. – Ale jak się czujesz?
- Dobrze. Jutro będę mogła opuścić to łóżko.
- Ale nie klinikę – uściśliła Elliott.
- Pewnie zleci z łóżka, jak będzie spała – zaśmiała się Kikari.
Itami spojrzała na nią pytająco, ale ta tylko pokręciła głową. Elliott natomiast wyglądała, jakby intensywnie nad czymś myślała. Po chwili wstała i wyszła z pomieszczenia. Cała trójka popatrzyła na siebie, aż w końcu Kikari wzruszyła ramionami i wszyscy się wyszczerzyli.
- W każdym bądź razie dobrze, że wszystko jest w porządku. Ja będę szedł, bo kapitan kazał mi się pospieszyć – oznajmił Dave.
- Kapitan pozwolił ci na odwiedziny? – spytała się Kikari.
- No tak. Właściwie to powiedziałem tylko, że chciałbym jeszcze coś zrobić – wzruszył ramionami. – To trzymajcie się.
Chłopak pomachał im na pożegnanie, po czym opuścił klinikę. Po chwili w drzwiach zjawiła się Elliott z materacami. Obie dziewczyny spojrzały się na nią ze zdziwieniem.
- Jak spadnie, to na to – uśmiechnęła się. – A teraz pomóż mi je rozłożyć wokół jej łóżka.
Kikari podniosła się i już miała podejść do materacy, kiedy usłyszała znajomy dźwięk. Złapała za kolczyk w kształcie rogu, który wisiał na jej uchu.
- Muszę iść do kapitana – oznajmiła, kierując się do drzwi. – Jun zapytał Joela o dołączenie do załogi.

Dwa dni później Itachi przyglądał się katanie, którą dopiero co wypolerował. Przetknął ją przez pas i ruszył w stronę biurka. Jednak zatrzymał się w połowie drogi, gdyż do jego pokoju wszedł pewien majtek.
- Cztery statki na horyzoncie, panie kapitanie – oznajmił chłopak, salutując.
White zmarszczył brwi. Czyżby chcieli zaatakować nocą?
- Przekaż to samo Kikari, a także powiedz, żeby wyszła na pokład i zaczekała na mnie, aż schowam Itami – odpowiedział, podchodząc do stołu.
Majtek kiwnął głową, po czym odwrócił się na pięcie i wybiegł z kajuty. Itachi podniósł kapelusz z blatu i nałożył go na głowę kapelutek musi być, po czym szybkim krokiem opuścił pomieszczenie. Idąc przez ciemne korytarze, próbował oszacować, ile miał czasu. Jednak było to trudne, gdyż nawet nie widział tych statków. W końcu dotarł do drzwi, które go interesowały. Wszedł po cichu. W klinice paliła się tylko jedna świeca. Stała na stole, przy którym siedziała Elliott. Lekarka patrzyła na niego, lecz zbyt małe światło nie pozwalało na odczytanie wyrazu jej twarzy. Gdy podszedł bliżej, spojrzał na zarys Itamaki i zauważył, że jest ona w pozycji siedzącej.
- Wystraszyłeś mnie – szepnęła Johnson. – Ile to potrwa?
- Nie wiem – odpowiedział, zerkając w stronę łóżka Itamaki.
- Czyli koniec leżakowania, ta? – rozległ się jej głos, która wstała z łóżka i podeszła do kapitana.
- Na wszelki wypadek dam ci lekarstwo – powiedziała Elliott.
Wstała i szybko podeszła do szafki obok stołu, z której wyszperała jakąś buteleczkę.
- I tak za wiele robić nie będziesz – zauważył Itachi.
- Nie musisz mi przypominać – prychnęła pod nosem Itamaki.
- Też mi się to nie podoba, ale twoje bezpieczeństwo jest w tej chwili ważniejsze – odpowiedział.
Elliott podała jej butelkę, którą ta schowała do kieszeni. Po tym kapitan chwycił Itamaki za rękę i wyprowadził ją z kliniki. Szli szybko w ciemnych korytarzach. Po dłuższym czasie dopiero pojawiło się światło. Gdy dotarli do jego źródła, zastali tam dwóch mężczyzn. Stali przy otwartej klapie, trzymając lampy naftowe. Ikeda skrzywiła się na widok ciasnego pomieszczenia, ale weszła tam bez słowa. Jeden ze strażników zamknął klapę, a drugi ruszył za Itachim w drogę powrotną. Po krótkim czasie jednak skręcił w inny korytarz i White szedł dalej sam.
Gdy wyszedł na pokład, rozejrzał się w poszukiwaniu długich blond włosów, jednak znalazł tylko krótką czuprynę tego samego koloru. Kiwnął na Sumisu, który podszedł do kapitana. Ruszyli na dziób okrętu. Stamtąd dobrze widzieli wrogie statki, co znaczyło, że nie pozostało zbyt wiele czasu do ataku. White chciał jak najszybciej pozbyć się, ale jego załoga była znacznie osłabiona. Przeanalizował wielkość i kształt nadpływających okrętów. Trzy karawele i jeden galeon. Z zamyślenia wyrwało go delikatne kłucie na lewym ramieniu. Spojrzał się w tamtą stronę, lecz nikogo nie zobaczył.
- Jak się czujesz? – odezwał się Itachi, wcale nie do Sumisu..
- Źle – odpowiedział mu głos Kikari. – Na tych statkach są moi ludzie. Nie chcę ich krzywdzić.
- Z moich źródeł wynika, że są tam tylko osoby bezmyślnie oddane Ryanowi.
- To wciąż moi ludzie – powiedziała stanowczo. – Ale nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie.
Kapitan kiwnął głową. Okręty były coraz bliżej. Jednak coś go w nich zaniepokoiło. Pojedyncze światła migotały na każdym statku.
- Chcą wystrzelić z armat – oznajmił White, marszcząc brwi. – Sumisu, na fokmaszt.
Bosman uśmiechnął się, po czym podbiegł do pierwszego masztu i zaczął się wspinać. Wtem rozległ się huk i pierwsza płonąca kula poleciała w ich stronę. Itachi przeklął, nie trudząc się na ściszenie głosu. Wystawił ręce do przodu i cały ogień z kuli przeszedł na jego ręce, po czym znikł. W tym czasie Sumisu wspiął się na samą górę. Następnie skoczył z masztu. Spadając, zawędrował aż na koniec bukszprytu.
- Jestem tu! – rozległ się krzyk Kikari.
Sumisu w miejscu, gdzie powinien spaść, odbił się od czegoś niewidzialnego i wybił naprzeciw kuli, w którą uderzył. Pocisk rozpadł się. Odbił się od kawałka, który spadał do wody i zawisł na okuciu noku. Niewidzialna dłoń chwyciła jego rękę i pomogła mu wejść na górę. W tym czasie okręty przybliżyły się. Kikari mogła w końcu wykorzystać swój łuk. Celnie wymierzone strzały powędrowały w stronę przeciwników, co było jednoznaczne z pierwszymi zabójstwami.
- Walnij w same armaty – zawołała nagle Souten do kapitana.
- Czym?
- Ogniem i mieczem.
- Mam lepszy pomysł – odwrócił się, by spojrzeć na załogę, która czekała na rozkazy. – Załadować cztery armaty, cel: galeon i karawela po lewej!
- Jest załadować cztery armaty! – odpowiedzieli piraci.
Itachi zebrał ogień z kolejnych kuli, a Sumisu skoczył, by je rozwalać. Kikari nie przestawała nacierać ze strzał.
- Broń palna, ognia! – krzyknął.
Odpowiedział mu okrzyk potwierdzenia i rozległy się huki poruszonych garłaczy, pistoletów skałkowych i muszkietów. Kapitan wziął głęboki wdech i wydech. Rozpostarł ramiona i stanął bokiem do przeciwników. Jego ręce zaiskrzyły się z błękitną poświatą, a następnie wystrzelił z nich piorun, który uderzył w kulę, znajdującą się najdalej od Sumisu.
- Załadować cztery armaty klar! – zawołał jeden z piratów.
- Ognia! – odkrzyknął Itachi.
Jep! Pierwsze kule White’a poleciały w stronę wrogich okrętów. Jednak ktoś je tam powstrzymywał i żadna nie raczyła uderzyć w ani jeden statek. Mimo to załoga Itachiego kontynuowała ostrzał. Kapitan zauważył, że jedna z karawel, najbardziej na boku, została z tyłu. Ponad to przestała atakować.
- Kikari, gdzie jesteś?! – szukał wzrokiem strzał, które jednak słabo było widać w nocy.
- Bukszpryt! – odpowiedział jej stłumiony krzyk Souten.
- Sumisu, wyrzuć ją na karawelę po prawej!
Itachi ponownie zebrał ogień z nadlatujących pocisków, a w tym czasie zobaczył jak coś żółtego śmignęło mu między statkami. Dziewczyna dostała się na statek wroga i zaczęła ostrzał.
- Wstrzymać ogień na okręt po prawej! Uczniowie Asumy podejść bliżej! Pomóc Kikari i uważać na nią!
Przez chwilę ostrzał na jedną karawelę ustał. Jednak, gdy kilka osób wystąpiło do przodu, pociski znów poleciały w jej stronę. Wzrok Itachiego powędrował ku tonącemu okrętowi, który wcześniej został w tyle. Kolejne kule poleciały z obu stron, co odwróciło uwagę Itachiego. Ponownie zebrał cały ogień, a następnie wybiegł na bukszpryt. Tam wziął głęboki wdech. Gdy zrobił wydech, z jego ust wydobyła się para. Ponownie nabrał powietrza, a następnie wydmuchnął wielki strumień ognia, który powędrował na galeon, podpalając jego żagle i ludzi. Płomień kapitana musiał zamieszać, ponieważ w końcu kula z jego statku uderzyła o największy okręt. Spojrzał kolejno na każdy statek przed sobą. Ten, na którym była Kikari, również zaczął tonąć. White ponowił ognisty atak na ostatnią karawelę, z której jeszcze nadchodziły kule. Pokład stanął w płomieniach, a pociski z armaty Itachiego, które trafiły w maszt i śródokręcie, przekreślił losy tego statku. Kapitan znów stanął bokiem do wrogów z rozpostartymi ramionami i zestrzelił błyskawicami ostatnie dwie pociski nadlatujące ku niemu. Jego uwagę jednak przykuła barka, która została spuszczona z galeonu.
- Broń palna, stop! – zawołał, a wystrzały z pistoletów ucichły. -  Armaty dobić karawele!
Piraci odpowiedzieli mu chórem, a po chwili znów rozległy się huki i dwa pociski poleciały w stronę mniejszych statków. Itachi zszedł z bukszprytu, by stanąć na dziobie. Czekał, patrząc jak maszt drugiej karaweli schodzi pod wodę. Nagle coś wyleciało z tonącego galeonu, potem poczuł świst powietrza i koło niego stanął Sumisu z Junem. Bosman złapał to, co szybowała do nich i położył na pokładzie. Były to skrzynie.
- Chciałeś wyjść z tej walki bez łupu, kapitanie? – wyszczerzył się w chciwym uśmiechu.
- Co ty tu robisz? – zapytał zdziwiony Itachi, patrząc na majtka.
Jun jednak znikł mu z oczu, a po chwili zjawił się ponownie tym razem z Kikari, która miała grymas na twarzy, a w jej oczach czaiła się nienawiść. Jun znów gdzieś pobiegł.
- Nie oszczędzał się - mruknęła.
Kikari odwróciła się by odejść, lecz w tym momencie Jun znów pojawił się z nieznajomym towarzyszem. Przed nimi stanął chudy chłopak z długimi brązowymi włosami, który wpatrywał się w piratów świdrującym spojrzeniem szarych oczu.
- Witam, jestem Joel – odezwał się człowiek-ryba
Kikari odwróciła się gwałtownie, słysząc jego głos.
- Zdaje się, że kapitan miał do mnie jakąś sprawę.

5 komentarzy:

  1. Oj coś ciężko mi się wysilić na jakiś mądry komentarz.
    Ale jesteśmy wyjechani w kosmos. Trzymajmy tak dalej. Czaisz bazę ? XD"
    =.=

    OdpowiedzUsuń
  2. O jaaaaaa.... @o@
    Mam uczniów? @@
    Biedacy pewnie mają mnie dosyć xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż przynajmniej jestem tego świadoma xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie tak myślę, że przydałoby się kiedyś jakieś szkolenie czy coś opisać. XD"

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy