Kikari
wpadła z impetem do klinki. Jej wzrok od razu odszukał zdziwioną twarz Itami.
Przy niej siedziała Elliott.
- Uważaj na te drzwi – powiedziała
Johnson.
- Wróciłaś! – zawołała z uśmiechem
Itami, podnosząc obie ręce w górę.
- Ty też – zauważyła Kikari.
Souten zamknęła spokojnie drzwi i podeszła do
łóżka Itami, siadając obok Elliot. Nie lubiła spędzać czasu w jej towarzystwie,
bo często się sprzeczały. Mimo to szanowała umiejętności lekarki, tak jak ona
jej. Spojrzała badawczym wzrokiem na Itami.
- Widzę, że już nieźle wyglądasz –
zauważyła.
- Czuję się wyśmienicie – Itami
pokiwała energicznie głową.
- Jutro pozwolę jej chodzić. Ale
dzisiaj lepiej, żeby jeszcze została. Podnoszenie się wciąż ją boli – wyjaśniła
lekarka.
- To dobrze – odetchnęła z ulgą Kikari.
– Głupku, wiesz jak mnie zmartwiłaś?
- Przepraszam. Też się bałam –
odpowiedziała.
Ta odpowiedź
odrobinę zdziwiła Kikari. Jednak zanim coś powiedziała, drzwi kliniki ponownie
się otworzyły. Stanął w nich wysoki rudzielec z jasnobrązowymi włosami jasnobrązowymi
oczami. Wyglądał na zaskoczonego widokiem aż tylu osób, lecz po chwili wahania
podszedł do oblężonego łóżka.
- Kapitan wysyła mnie znowu do
Asumy, więc pomyślałem, że najpierw zajrzę – oznajmił Dave.
- Cieszę się, bo chciałam ci
podziękować, że mnie znalazłeś – rzekła z uśmiechem Itami.
- Akurat mi się poszczęściło –
odpowiedział z zakłopotaniem. – Ale jak się czujesz?
- Dobrze. Jutro będę mogła opuścić
to łóżko.
- Ale nie klinikę – uściśliła
Elliott.
- Pewnie zleci z łóżka, jak będzie
spała – zaśmiała się Kikari.
Itami
spojrzała na nią pytająco, ale ta tylko pokręciła głową. Elliott natomiast
wyglądała, jakby intensywnie nad czymś myślała. Po chwili wstała i wyszła z
pomieszczenia. Cała trójka popatrzyła na siebie, aż w końcu Kikari wzruszyła
ramionami i wszyscy się wyszczerzyli.
- W każdym bądź razie dobrze, że
wszystko jest w porządku. Ja będę szedł, bo kapitan kazał mi się pospieszyć –
oznajmił Dave.
- Kapitan pozwolił ci na
odwiedziny? – spytała się Kikari.
- No tak. Właściwie to
powiedziałem tylko, że chciałbym jeszcze coś zrobić – wzruszył ramionami. – To
trzymajcie się.
Chłopak
pomachał im na pożegnanie, po czym opuścił klinikę. Po chwili w drzwiach
zjawiła się Elliott z materacami. Obie dziewczyny spojrzały się na nią ze
zdziwieniem.
- Jak spadnie, to na to –
uśmiechnęła się. – A teraz pomóż mi je rozłożyć wokół jej łóżka.
Kikari
podniosła się i już miała podejść do materacy, kiedy usłyszała znajomy dźwięk.
Złapała za kolczyk w kształcie rogu, który wisiał na jej uchu.
- Muszę iść do kapitana – oznajmiła,
kierując się do drzwi. – Jun zapytał Joela o dołączenie do załogi.
Dwa dni
później Itachi przyglądał się katanie, którą dopiero co wypolerował. Przetknął
ją przez pas i ruszył w stronę biurka. Jednak zatrzymał się w połowie drogi,
gdyż do jego pokoju wszedł pewien majtek.
- Cztery statki na horyzoncie,
panie kapitanie – oznajmił chłopak, salutując.
White
zmarszczył brwi. Czyżby chcieli
zaatakować nocą?
- Przekaż to samo Kikari, a także
powiedz, żeby wyszła na pokład i zaczekała na mnie, aż schowam Itami –
odpowiedział, podchodząc do stołu.
Majtek
kiwnął głową, po czym odwrócił się na pięcie i wybiegł z kajuty. Itachi
podniósł kapelusz z blatu i nałożył go na głowę kapelutek
musi być, po czym szybkim krokiem opuścił
pomieszczenie. Idąc przez ciemne korytarze, próbował oszacować, ile miał czasu.
Jednak było to trudne, gdyż nawet nie widział tych statków. W końcu dotarł do
drzwi, które go interesowały. Wszedł po cichu. W klinice paliła się tylko jedna
świeca. Stała na stole, przy którym siedziała Elliott. Lekarka patrzyła na
niego, lecz zbyt małe światło nie pozwalało na odczytanie wyrazu jej twarzy.
Gdy podszedł bliżej, spojrzał na zarys Itamaki i zauważył, że jest ona w
pozycji siedzącej.
- Wystraszyłeś mnie – szepnęła
Johnson. – Ile to potrwa?
- Nie wiem – odpowiedział,
zerkając w stronę łóżka Itamaki.
- Czyli koniec leżakowania, ta? –
rozległ się jej głos, która wstała z łóżka i podeszła do kapitana.
- Na wszelki wypadek dam ci
lekarstwo – powiedziała Elliott.
Wstała
i szybko podeszła do szafki obok stołu, z której wyszperała jakąś buteleczkę.
- I tak za wiele robić nie
będziesz – zauważył Itachi.
- Nie musisz mi przypominać –
prychnęła pod nosem Itamaki.
- Też mi się to nie podoba, ale
twoje bezpieczeństwo jest w tej chwili ważniejsze – odpowiedział.
Elliott
podała jej butelkę, którą ta schowała do kieszeni. Po tym kapitan chwycił
Itamaki za rękę i wyprowadził ją z kliniki. Szli szybko w ciemnych korytarzach.
Po dłuższym czasie dopiero pojawiło się światło. Gdy dotarli do jego źródła,
zastali tam dwóch mężczyzn. Stali przy otwartej klapie, trzymając lampy
naftowe. Ikeda skrzywiła się na widok ciasnego pomieszczenia, ale weszła tam bez
słowa. Jeden ze strażników zamknął klapę, a drugi ruszył za Itachim w drogę
powrotną. Po krótkim czasie jednak skręcił w inny korytarz i White szedł dalej
sam.
Gdy
wyszedł na pokład, rozejrzał się w poszukiwaniu długich blond włosów, jednak
znalazł tylko krótką czuprynę tego samego koloru. Kiwnął na Sumisu, który
podszedł do kapitana. Ruszyli na dziób okrętu. Stamtąd dobrze widzieli wrogie
statki, co znaczyło, że nie pozostało zbyt wiele czasu do ataku. White chciał jak
najszybciej pozbyć się, ale jego załoga była znacznie osłabiona. Przeanalizował
wielkość i kształt nadpływających okrętów. Trzy
karawele i jeden galeon. Z zamyślenia wyrwało go delikatne kłucie na lewym
ramieniu. Spojrzał się w tamtą stronę, lecz nikogo nie zobaczył.
- Jak się czujesz? – odezwał się
Itachi, wcale nie do Sumisu..
- Źle – odpowiedział mu głos
Kikari. – Na tych statkach są moi ludzie. Nie chcę ich krzywdzić.
- Z moich źródeł wynika, że są tam
tylko osoby bezmyślnie oddane Ryanowi.
- To wciąż moi ludzie –
powiedziała stanowczo. – Ale nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie.
Kapitan
kiwnął głową. Okręty były coraz bliżej. Jednak coś go w nich zaniepokoiło.
Pojedyncze światła migotały na każdym statku.
- Chcą wystrzelić z armat –
oznajmił White, marszcząc brwi. – Sumisu, na fokmaszt.
Bosman
uśmiechnął się, po czym podbiegł do pierwszego masztu i zaczął się wspinać.
Wtem rozległ się huk i pierwsza płonąca kula poleciała w ich stronę. Itachi
przeklął, nie trudząc się na ściszenie głosu. Wystawił ręce do przodu i cały
ogień z kuli przeszedł na jego ręce, po czym znikł. W tym czasie Sumisu wspiął
się na samą górę. Następnie skoczył z masztu. Spadając, zawędrował aż na koniec
bukszprytu.
- Jestem tu! – rozległ się krzyk
Kikari.
Sumisu
w miejscu, gdzie powinien spaść, odbił się od czegoś niewidzialnego i wybił
naprzeciw kuli, w którą uderzył. Pocisk rozpadł się. Odbił się od kawałka,
który spadał do wody i zawisł na okuciu noku. Niewidzialna dłoń chwyciła jego
rękę i pomogła mu wejść na górę. W tym czasie okręty przybliżyły się. Kikari
mogła w końcu wykorzystać swój łuk. Celnie wymierzone strzały powędrowały w
stronę przeciwników, co było jednoznaczne z pierwszymi zabójstwami.
- Walnij w same armaty – zawołała
nagle Souten do kapitana.
- Czym?
- Ogniem i mieczem.
- Mam lepszy pomysł – odwrócił
się, by spojrzeć na załogę, która czekała na rozkazy. – Załadować cztery
armaty, cel: galeon i karawela po lewej!
- Jest załadować cztery armaty! –
odpowiedzieli piraci.
Itachi
zebrał ogień z kolejnych kuli, a Sumisu skoczył, by je rozwalać. Kikari nie
przestawała nacierać ze strzał.
- Broń palna, ognia! – krzyknął.
Odpowiedział
mu okrzyk potwierdzenia i rozległy się huki poruszonych garłaczy, pistoletów
skałkowych i muszkietów. Kapitan wziął głęboki wdech i wydech. Rozpostarł
ramiona i stanął bokiem do przeciwników. Jego ręce zaiskrzyły się z błękitną
poświatą, a następnie wystrzelił z nich piorun, który uderzył w kulę,
znajdującą się najdalej od Sumisu.
- Załadować cztery armaty klar! –
zawołał jeden z piratów.
- Ognia! – odkrzyknął Itachi.
- Kikari, gdzie jesteś?! – szukał
wzrokiem strzał, które jednak słabo było widać w nocy.
- Bukszpryt! – odpowiedział jej
stłumiony krzyk Souten.
- Sumisu, wyrzuć ją na karawelę po
prawej!
Itachi
ponownie zebrał ogień z nadlatujących pocisków, a w tym czasie zobaczył jak coś
żółtego śmignęło mu między statkami. Dziewczyna dostała się na statek wroga i
zaczęła ostrzał.
- Wstrzymać ogień na okręt po
prawej! Uczniowie Asumy podejść bliżej! Pomóc Kikari i uważać na nią!
Przez
chwilę ostrzał na jedną karawelę ustał. Jednak, gdy kilka osób wystąpiło do
przodu, pociski znów poleciały w jej stronę. Wzrok Itachiego powędrował ku
tonącemu okrętowi, który wcześniej został w tyle. Kolejne kule poleciały z obu
stron, co odwróciło uwagę Itachiego. Ponownie zebrał cały ogień, a następnie
wybiegł na bukszpryt. Tam wziął głęboki wdech. Gdy zrobił wydech, z jego ust
wydobyła się para. Ponownie nabrał powietrza, a następnie wydmuchnął wielki
strumień ognia, który powędrował na galeon, podpalając jego żagle i ludzi.
Płomień kapitana musiał zamieszać, ponieważ w końcu kula z jego statku uderzyła
o największy okręt. Spojrzał kolejno na każdy statek przed sobą. Ten, na którym
była Kikari, również zaczął tonąć. White ponowił ognisty atak na ostatnią
karawelę, z której jeszcze nadchodziły kule. Pokład stanął w płomieniach, a
pociski z armaty Itachiego, które trafiły w maszt i śródokręcie, przekreślił
losy tego statku. Kapitan znów stanął bokiem do wrogów z rozpostartymi
ramionami i zestrzelił błyskawicami ostatnie dwie pociski nadlatujące ku niemu.
Jego uwagę jednak przykuła barka, która została spuszczona z galeonu.
- Broń palna, stop! – zawołał, a
wystrzały z pistoletów ucichły. - Armaty
dobić karawele!
Piraci
odpowiedzieli mu chórem, a po chwili znów rozległy się huki i dwa pociski
poleciały w stronę mniejszych statków. Itachi zszedł z bukszprytu, by stanąć na
dziobie. Czekał, patrząc jak maszt drugiej karaweli schodzi pod wodę. Nagle coś
wyleciało z tonącego galeonu, potem poczuł świst powietrza i koło niego stanął
Sumisu z Junem. Bosman złapał to, co szybowała do nich i położył na pokładzie.
Były to skrzynie.
- Chciałeś wyjść z tej walki bez
łupu, kapitanie? – wyszczerzył się w chciwym uśmiechu.
- Co ty tu robisz? – zapytał
zdziwiony Itachi, patrząc na majtka.
Jun
jednak znikł mu z oczu, a po chwili zjawił się ponownie tym razem z Kikari,
która miała grymas na twarzy, a w jej oczach czaiła się nienawiść. Jun znów
gdzieś pobiegł.
- Nie
oszczędzał się - mruknęła.
Kikari odwróciła się by odejść, lecz w tym momencie Jun
znów pojawił się z nieznajomym towarzyszem. Przed nimi stanął chudy chłopak z
długimi brązowymi włosami, który wpatrywał się w piratów świdrującym
spojrzeniem szarych oczu.
- Witam,
jestem Joel – odezwał się człowiek-ryba
Kikari odwróciła się gwałtownie, słysząc jego głos.
- Zdaje
się, że kapitan miał do mnie jakąś sprawę.
Oj coś ciężko mi się wysilić na jakiś mądry komentarz.
OdpowiedzUsuńAle jesteśmy wyjechani w kosmos. Trzymajmy tak dalej. Czaisz bazę ? XD"
=.=
O jaaaaaa.... @o@
OdpowiedzUsuńMam uczniów? @@
Biedacy pewnie mają mnie dosyć xD
Też tak myślę... >D
OdpowiedzUsuńCóż przynajmniej jestem tego świadoma xD
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak myślę, że przydałoby się kiedyś jakieś szkolenie czy coś opisać. XD"
OdpowiedzUsuń