Asuma
już od początku wiedziała, że ludziom Minho nie podobała się jej obecności.
Bali się, że mogłaby zawadzać ich szefowi. Dlatego podczas pracy, obojga
starali się zachować jak największy dystans do siebie. Natomiast wieczory
spędzali na długich rozmowach przeplatanych czułościami. Mimo to za dnia wciąż widać
było ich bliskość. Nie dało się tego zmienić, ale wiele osób w końcu przekonało
się do jej obecności. Asuma okazała się bardzo pomocna, a Minho nie wykazywał
żadnych zmian w swoim zachowaniu. Może po za tym, że stał się weselszy niż
zazwyczaj. Asuma cieszyła się z tego i to dawało jej poczucie, że dobrze
zrobiła, mimo że nadal miała wyrzuty sumienia po zostawieniu Itachiego. Minho
powtarzał jej, że został przy nim Jun i White na pewno w końcu przejrzy na
oczy. Jego słowa zawsze ją pocieszały, choć wolała nie zastanawiać się, ile mogło
być w nich prawdy. Mimo tych wątpliwości wciąż miała nadzieję.
Kikari
wyszła z okrągłego budynku i przeciągnęła się. Po obu jej stronach szli
żołnierze.
- Mówiłam temu
staremu prykowi, że mnie uniewinnią – powiedziała, ziewając.
Towarzyszący
jej mężczyźni spojrzeli na nią z ukosa, po czym przenieśli wzrok na drogę.
Kikari w głowie wytworzyła sobie głos Nicole, która skarciła ją za takie
zachowanie i kazała jej być „bardziej księżniczką”. Uśmiechnęła się gorzko,
przypominając sobie jej zastygłą twarz. Przełknęła ślinę i zamrugała oczami,
żeby znów się nie rozkleić. Wtedy usłyszała wołanie swojego imienia. Zatrzymała
się i odwróciła. Ku niej biegł wysoki, ciemnoskóry młodzian, którego znała aż
za dobrze. Gdy Ratu dobiegł do niej, przyklęknął na jedno kolano, po czym wstał
i przytulił ją.
- Musimy
porozmawiać – oznajmił z powagą.
Ratu
odsunął się od niej i zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, po czym pokiwał z
niezadowoleniem głową.
- Trzeba będzie
nad tobą popracować.
- Chcesz zginąć?
– pociągnęła go za koszulę, przysuwając do siebie.
Zaśmiał
się i ściągnął jej ręce ze swojego ubrania.
- Nie trzeba –
odsunął się od niej. - Przejdziemy się?
Wskazał
ręką na ogród, znajdujący się przed budynkiem sądu. Kikari machnęła na
żołnierzy i ruszyła w tamtą stronę.
- Księżniczko,
czy nie wypadałoby, żebyśmy poszli z tobą? – zapytał niepewnie jeden z nich.
- Nie. Będziecie
w pobliżu. Jeśli Ratu postanowi mnie zjeść, krzyknę.
Widziała,
że żołnierzom nie podobał się ten pomysł, ale nie mieli wyboru. Musieli jej
posłuchać. Ruszyła więc do ogrodu, a za nią poszedł Ratu. Potem zrównali się i
mężczyzna zaprowadził ją do labiryntu z wysokich krzewów. W końcu doszli do
miejsca, w którym znajdowało się spory staw. Wskazał na ławkę nieopodal, więc
Kikari usiadła na niej, a dopiero po niej Ratu. Przez pewien czas siedzieli w
ciszy, wpatrując się w delikatnie poruszoną wodę. Kikari miała wrażenie, jakby
przeszła do kompletnie innego świata, gdzie panował spokój i piękno zielonych
drzew. Chętnie zostałaby tam jak najdłużej, bo wydawało jej się, że mogła
zapomnieć o wszystkim, co działo się na zewnątrz. Nie musiałaby zajmować się
naprawianiem tego, co zepsuł Ryan. A może nawet zapomniałaby o śmierci Nicole.
Wtedy podskoczyła jak oparzona, przypominając sobie, że w czasie rozprawy Ratu
również składał zeznania. Wtedy powiedział, że Grace zginęła w trakcie bitwy.
Spojrzała na niego. Uważnie się jej przypatrywał.
- Przykro mi z
powodu Grace – burknęła, spuszczając wzrok. – Wiem, że te wszystkie straty to
moja wina.
- Głupia –
prychnął Ratu.
Kikari
podniosła z zaskoczeniem głowę. Oczy jej się szkliły, ale cały czas starała się
powstrzymywać łzy, żeby nie wyleciały na policzki. Ratu podniósł się i spojrzał
na nią ze współczuciem i goryczą.
- Ja wywołałem
bunt. Ty byłaś tylko nadzieją. Czymś, co napędzało ich wszystkich do działania.
To ja powinienem odpowiedzieć za wszelkie szkody. A przede wszystkim powinienem
ponieść największą stratę niż ty. Wiem, ile dla ciebie znaczyła Nicole i nie
potrafię sobie wyobrazić ciebie bez niej.
Kikari
odwróciła się do niego plecami, czując, że łzy w końcu nie utrzymały się i
lunęły na jej policzki. Usłyszała, jak Ratu podchodził do niej, więc odepchnęła
go od siebie.
- Przede mną nie
musisz ukrywać swojego bólu – powiedział łagodnie.
- Przymknij się!
Dlaczego ty nie płaczesz, co? Przecież Nicole była dla mnie tylko przyjaciółką,
a Grace dla ciebie… - nie wiedziała jakiego słowa użyć.
- Kochanką? –
westchnął.
W
jego głosie usłyszała coś dziwnego. Wyczuła jakieś zrezygnowanie czy też
rozczarowanie. Ratu usiadł na ziemi, tuż przy jeziorku, więc Kikari spojrzała
na niego.
- Obawiam się,
że pomiędzy mną a Grace nie było nic więcej po za pożądaniem – powiedział pustym
głosem. - Nigdy nic sobie nie obiecaliśmy ze względu na funkcje, które
pełniliśmy. Ale nie wiem, czy ona mnie kochała. Nigdy mi tego nie mówiła. Ja
myślałem, że to samo jakoś się ułoży, kiedy będziemy ze sobą tak blisko. Ale
chyba nie do końca. Bardziej zasmuciła mnie wieść o Nicole niż Grace. Za to
cały smutek przysłoniło to, że ty żyjesz i nic ci nie jest.
Kikari
prychnęła pod nosem i usiadła z założonymi rękoma obok Ratu.
- Nienawidzę
waszej przeklętej lojalności – wypaliła.
Ratu
roześmiał się. Kikari spojrzała na niego kątem oka. Choć bardzo zmienił się z
wyglądu, jego śmiech pozostał taki sam. Natomiast do charakteru doszła mu
jedynie powaga.
- Lojalność sama
w sobie nie jest zła, wiesz?
Ratu
spojrzał na nią z uśmiechem. Kikari od razu odwróciła wzrok, robiąc nadąsaną
minę.
- Czasem tylko
prowadzi do złych rzeczy. Ale to przynajmniej jest cecha ludzi mądrych.
- Skromny to ty
nie jesteś – burknęła.
- Nie mówię o
sobie. Ja jestem tego przeciwieństwem.
Kikari
spojrzała na niego ponownie z uniesionymi brwiami.
- Ktoś ci rąbnął
lufą w głowę?
- Nie –
odpowiedział ze śmiechem.
Spojrzał
na niebo, które było niemalże czyste. Patrzył w błękit, jakby było tam napisane
coś, co miał przeczytać, ale czekał na dobry moment. Kikari irytowała ta cisza,
więc dźgnęła go w bok. Ratu spojrzał na nią pytająco, więc zmrużyła oczy.
- Ja jestem
zwyczajnym głupcem bez sensu zakochanym w księżniczce, u której nikt, łącznie
ze mną, nie ma szans. Naprawdę starałem się pozbyć tego uczucia i myślałem, że
już wygasło. Ale kiedy znowu cię zobaczyłem, to się obudziło. Proszę, nie
zrażaj się do mnie. Już dawno nauczyłem się z tym żyć. Chcę tylko, żebyś
traktowała mnie tak jak zawsze. Nie zmieniaj swojego podejścia do mnie z powodu
tej błahostki.
- Uważasz miłość
za błahostkę?
- W mojej
beznadziejnej sytuacji - owszem.
- To ja jednak
wolę lojalność – oznajmiła, przeciągając się.
- Wiem –
uśmiechnął się delikatnie.
- Masz
szczęście. Twoje kompletnie szalone i niezrozumiałe uczucie łączy się z
lojalnością.
Gdyby tak nie
było, musiałabym cię nie lubić.
Kikari
przysunęła się do niego i przytuliła go. Gdy objął ją ramionami, przewróciła go
na ziemię. Następnie usiadła sobie na jego brzuchu i zaczęła go dźgać.
- Trochę ci tych
mięśni przybyło od ostatniego czasu. Ale to nie zmienia faktu, że teraz
zginiesz pod wpływem mojej
rictusempry moich zabójczych gilgotek!
Ratu
wybałuszył oczy, a Kikari zaczęła go łaskotać. Chłopak zaczął miotać się i
śmiać, aż w końcu zrzucił ją z siebie i odegrał się tym samym. Przez dłuższą
chwilę wygłupiali się, aż Kikari w końcu tak na nim usiadła, że go
unieszkodliwiła. Zaśmiała się niczym prawdziwy psychopata.
- Czeka nas
naprawdę dużo pracy – westchnął teatralnie.
- Przymknij się
– mruknęła.
Pociągnęła
go za rękę, przez co jęknął z bólu. Kikari ponownie zaśmiała się, ale usłyszała
szybkie kroki. Spojrzała w kierunku wejścia i w końcu zjawili się tam
żołnierze.
- Księżniczko
Kikari, nic pani nie jest? – zapytał jeden.
- Słyszeliśmy
krzyki – oznajmił drugi.
Ratu
wybuchł śmiechem, a Kikari spojrzała się na niego, uświadamiając sobie jak
dziwnie musieli wyglądać. Wstała i otrzepała się.
- Tak. On mnie
maltretował – wskazała na niego palcem. - Należy zakuć go w kajdany i wywieźć
za granicę.
- Hej! Oni są w
stanie zrobić to naprawdę.
- Wiem – odpowiedziała,
szczerząc się.
- Kikari, kiedyś
cię zabiję własnymi rękoma, wiesz?
- Prędzej
popełnisz samobójstwo niż zrobisz mi krzywdę – wystawiła mu język, po czym
spojrzała na zdezorientowanych żołnierzy. – Przestraszyłam się pająka, dlatego
krzyknęłam. Przepraszam za fałszywy alarm, następnym razem będę ostrożniejsza.
Żołnierze
pokiwali głową, choć po ich minach było widać, że wiedzieli, iż ich okłamała.
Nie zważając na to, odwróciła się do Ratu.
- Może ruszyłbyś
swój szanowny tył? – zapytała, unosząc jedną brew.
- Nie. Raczej
jeszcze sobie poleżę.
- Dobrze –
prychnęła, odwróciwszy się od niego. - W takim razie poproszę Layaka, żeby był
moim doradcą.
Ratu
gwałtownie podniósł się i pobiegł za nią. Kikari ruszyła do wyjścia, nie
zważając na jego protesty. Przez całą drogę w labiryncie marudził jej, że
żartował i chce być doradcą. Kikari natomiast starała się go nie słuchać i
udawała żywe zainteresowanie wszystkim wokół. Gdy wyszli już z ogrodów,
zobaczyli Layaka i paru jego przyjaciół. Gdy dostrzegli księżniczkę, wszyscy
przyklęknęli na jedno kolano, po czym podnieśli się.
- O, Layak,
właśnie ciebie szukałam – powiedziała Kikari, podbiegając do niego.
- Nie zrobisz
tego – Ratu zmrużył oczy.
- Jak nie?
Layak, chcesz być moim doradcą? – zapytała z promiennym uśmiechem.
Chłopak
uniósł brwi do góry. Zerknął na Ratu, który patrzył na niego morderczym
spojrzeniem, a potem na rozradowaną Kikari. Uśmiechnął się złośliwie.
- Toż to
zaszczyt, o pani – powiedział Layak, kłaniając głowę.
- I ty brudasie
przeciwko mnie?! – wypalił Ratu. – Chodź tu, młoda! Powyrywam ci te wszystkie
twoje blond kłaki!
Kikari
krzyknęła, zrobiła się niewidzialna i uciekła. Ratu natomiast, mamrocząc coś o
przeklętych księżniczkach, ruszył przed siebie.
Itachi
cieszył się, że Patrick w końcu opuścił Fiery Raven. Pozostało mu mieć
nadzieję, że eskorta, którą wysłał, bezpiecznie dowiezie go do mieszkania w
Rosji. Sam już dawno wypłynął na Ocean Spokojny, kierując się na Bahamy. Z
jednej strony czuł niezwykłą ekscytację, że pierwszy raz zbliży się aż tak do
znalezienia skarbu. Z drugiej natomiast obawiał się spotkania z Lalką Rogera.
Choć wiedział, że jest gotowy, by stanąć naprzeciw niego, nie wiedział, czy
wygra. W bitwach, które urządzali sobie wcześniej, nigdy nie walczyli na
poważnie. W końcu po co mieliby pozbawiać siebie mocy do poziomu zerowego?
Lalka Rogera chciał tylko sprawdzić jego siłę i on o tym wiedział. Jednak tym razem nasze spotkanie będzie
wyglądało inaczej. Nie oszczędzimy samych siebie i przeciwnika ani trochę. Itachi
spojrzał na zegarek. Dobiegała już czwarta popołudniu, więc podniósł się z
krzesła i spojrzał na biurko, na którym leżała mapa Baham. Wysłał już
wiadomość, żeby poinformowano go, gdy tylko mała karawela pojawi się na
horyzoncie wysp. Zmarszczył brwi, uświadamiając sobie, ilu ludzi Lalka Rogera
miał na pokładzie. Zdecydowanie za mało, żeby poskromić Fiery Raven. Chyba że
liczył na to, iż sam zniszczy jego statek po zabiciu Itachiego. To pasowałoby
do zuchwałości, jednak Lalka Rogera cechował się również okrucieństwem. Dlatego
chciałby zabić jak najwięcej jego ludzi, poczynając od tych, na których mu
zależało. Nie mógł tego zrobić z małą załogą. Chyba że większość z nich
posiadała jakieś moce. Po plecach przeszedł mu dreszcz, gdy pomyślał, że tak
rzeczywiście mogłoby być. W takim wypadku
mógłbym pożegnać się z Fiery Raven już teraz. Westchnął ciężko i wyszedł ze
swojej kajuty. Skierował się do pomieszczenia, w którym dostawał raporty od
swoich szpiegów. Gdy wszedł do środka, czekała na niego duża koperta. Zamknął
drzwi i usiadł przy małym stole. Odpieczętował wysyłkę i zaczął lekturę.
Większość rzeczy w raporcie wskazywała na to, że nie dzieje się nic złego.
Jednak w jednym akapicie zamieszczono coś, co go zszokowało. Przeczytał ten
urywek jeszcze raz, po czym spalił kartki i wyszedł z kajuty. Szybkim krokiem
doszedł pod drzwi Midoriko i zapukał. Nikt mu nie otworzył, więc nacisnął
klamkę, ale było zamknięte. Przeklął pod nosem i wyszedł na górny pokład.
Rozejrzał się, ale nigdzie nie widział zielonych włosów. Podszedł do burty i
ponownie ogarnął wzrokiem okręt. Wtedy zobaczył Midoriko, która siedziała na
dziobie statku, zupełnie jak Itami. Podszedł bliżej i zawołał ją. Midoriko spojrzała
na niego i z westchnięciem dźwignęła się na nogi.
- Mam do ciebie
parę pytań – oznajmił. - Chodź.
Itachi
odwrócił się i ruszył ku zejściówce. Midoriko powłóczyła się za nim. Gdy doszli
do jego kajuty, wskazał jej fotel, na którym usiadła. Następnie wyjął dwie
butelki rumu i rzucił jej jedną. Zajął miejsce naprzeciwko.
- Zdarzało się,
żeby ktoś napadał na karawelę Rogera? – zapytał Itachi.
- Dwa czy trzy
razy– wzruszyła ramionami. - Kiedy tam byłam. Większość okrętów zatopił, zanim
przypłynęli wystarczająco blisko, żeby atakować
- A kiedy udało
im się dotrzeć do karaweli, kto posłał ich na dno?
- No chyba
jasne, że Roger – odpowiedziała, jakby to była najoczywistsza rzecz w świecie.
- On czy jego
załoga?
- Sam.
- W takim razie
kim są ci ludzie?
- Marynarzami
wojskowymi. Są świetnie wyszkoleni w walce wręcz i na odległość. Ale nie mają
żadnych dodatkowych mocy, jeśli o to ci chodzi.
Itachi
odetchnął z wyraźną ulgą. Ta reakcja zaskoczyła Midoriko, ale i tak tylko
wzruszyła ramionami i upiła łyk rumu.
- Cóż, teraz ma
przynajmniej jednego człowieka ze specjalną mocą.
- Kogo? –
zapytała ze zdziwieniem.
- Sumisu.
- Twojego
bosmana? – zaśmiała się. – To widzę, że spełniło się jego marzenie.
- Owszem.
- Nie czujesz
się zdradzony? – uśmiechnęła się złośliwie.
- Nie. Sumisu
jest moim wrogiem już od jakiegoś czasu. Spodziewałem się, że prędzej, czy
później wyląduje u niego. Zawsze wiedziałam, że gdyby nie był u mnie, to
znalazłby się u Lalki Rogera.
Midoriko
uśmiechnęła się pod nosem, po czym wbiła wzrok w kredens.
- Teraz jest
trochę nierówno. Sumisu ma wielką siłę, ja sobie z nią nie poradzę. Przydałaby
ci się osoba, która też ma jakąś moc. Niestety wszystkich oddaliłeś z kwitkiem.
Midoriko
zdawała sobie sprawę, że tymi słowami wbiła nóż w serce Itachiego. Jednak nie
zwracała na to uwagi, tak samo jak na to, że patrzył na nią spod byka.
- Mam jeszcze
Joela – burknął.
- Który nie jest
w stanie nic zrobić Sumisu – wystawiła mu język. – Nie masz szans. Chyba że
okazałoby się, iż na twoim statku jest jeszcze ktoś, kto mógłby go pokonać.
- Coś
sugerujesz?
- Może –
odpowiedziała, spoglądając na sufit, a następnie na niego. – Wiem to od niedawna
– uśmiechnęła się przebiegle.
Itachi
patrzył na nią podejrzliwie, po czym nagle brwi wystrzeliły mu do góry.
- Chyba
żartujesz. Lorraine?
- Owszem. Panuje
nad ziemią.
A ja wiem co powstrzyma Sumisu! Niech Itachi znajdzie Krakena. xD
OdpowiedzUsuńAle generalnie mam niedosyt po tym rozdziale. .3.
No i Itachi i tak nie umie pływać. :I
Hahahaha. Ale wiesz...ja nie wiem, czy Sumisu nie kazałaby (po długich czułościach) czasnąć Itachiego. To tak dla niego niezbyt dobrze. :D
UsuńJak zawsze. XD
Umie! >O
Ratu to lizus. :P
OdpowiedzUsuńŻycie. :D
UsuńAsu strasznie jedzie ostatnio Itasia. :3
OdpowiedzUsuńBo go nie lubi. xD
UsuńKto by lubił kapitana co nie umie pływać i boi się japońskich kiblów. xD
UsuńA tak na serio to idiota co pasuje do powyższego podsumowania. c: