poniedziałek, 19 sierpnia 2013

47


Asuma już od początku wiedziała, że ludziom Minho nie podobała się jej obecności. Bali się, że mogłaby zawadzać ich szefowi. Dlatego podczas pracy, obojga starali się zachować jak największy dystans do siebie. Natomiast wieczory spędzali na długich rozmowach przeplatanych czułościami. Mimo to za dnia wciąż widać było ich bliskość. Nie dało się tego zmienić, ale wiele osób w końcu przekonało się do jej obecności. Asuma okazała się bardzo pomocna, a Minho nie wykazywał żadnych zmian w swoim zachowaniu. Może po za tym, że stał się weselszy niż zazwyczaj. Asuma cieszyła się z tego i to dawało jej poczucie, że dobrze zrobiła, mimo że nadal miała wyrzuty sumienia po zostawieniu Itachiego. Minho powtarzał jej, że został przy nim Jun i White na pewno w końcu przejrzy na oczy. Jego słowa zawsze ją pocieszały, choć wolała nie zastanawiać się, ile mogło być w nich prawdy. Mimo tych wątpliwości wciąż miała nadzieję.

Kikari wyszła z okrągłego budynku i przeciągnęła się. Po obu jej stronach szli żołnierze.
- Mówiłam temu staremu prykowi, że mnie uniewinnią – powiedziała, ziewając.
Towarzyszący jej mężczyźni spojrzeli na nią z ukosa, po czym przenieśli wzrok na drogę. Kikari w głowie wytworzyła sobie głos Nicole, która skarciła ją za takie zachowanie i kazała jej być „bardziej księżniczką”. Uśmiechnęła się gorzko, przypominając sobie jej zastygłą twarz. Przełknęła ślinę i zamrugała oczami, żeby znów się nie rozkleić. Wtedy usłyszała wołanie swojego imienia. Zatrzymała się i odwróciła. Ku niej biegł wysoki, ciemnoskóry młodzian, którego znała aż za dobrze. Gdy Ratu dobiegł do niej, przyklęknął na jedno kolano, po czym wstał i przytulił ją.
- Musimy porozmawiać – oznajmił z powagą.
Ratu odsunął się od niej i zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, po czym pokiwał z niezadowoleniem głową.
- Trzeba będzie nad tobą popracować.
- Chcesz zginąć? – pociągnęła go za koszulę, przysuwając do siebie.
Zaśmiał się i ściągnął jej ręce ze swojego ubrania.
- Nie trzeba – odsunął się od niej. - Przejdziemy się?
Wskazał ręką na ogród, znajdujący się przed budynkiem sądu. Kikari machnęła na żołnierzy i ruszyła w tamtą stronę.
- Księżniczko, czy nie wypadałoby, żebyśmy poszli z tobą? – zapytał niepewnie jeden z nich.
- Nie. Będziecie w pobliżu. Jeśli Ratu postanowi mnie zjeść, krzyknę.
Widziała, że żołnierzom nie podobał się ten pomysł, ale nie mieli wyboru. Musieli jej posłuchać. Ruszyła więc do ogrodu, a za nią poszedł Ratu. Potem zrównali się i mężczyzna zaprowadził ją do labiryntu z wysokich krzewów. W końcu doszli do miejsca, w którym znajdowało się spory staw. Wskazał na ławkę nieopodal, więc Kikari usiadła na niej, a dopiero po niej Ratu. Przez pewien czas siedzieli w ciszy, wpatrując się w delikatnie poruszoną wodę. Kikari miała wrażenie, jakby przeszła do kompletnie innego świata, gdzie panował spokój i piękno zielonych drzew. Chętnie zostałaby tam jak najdłużej, bo wydawało jej się, że mogła zapomnieć o wszystkim, co działo się na zewnątrz. Nie musiałaby zajmować się naprawianiem tego, co zepsuł Ryan. A może nawet zapomniałaby o śmierci Nicole. Wtedy podskoczyła jak oparzona, przypominając sobie, że w czasie rozprawy Ratu również składał zeznania. Wtedy powiedział, że Grace zginęła w trakcie bitwy. Spojrzała na niego. Uważnie się jej przypatrywał.
- Przykro mi z powodu Grace – burknęła, spuszczając wzrok. – Wiem, że te wszystkie straty to moja wina.
- Głupia – prychnął Ratu.
Kikari podniosła z zaskoczeniem głowę. Oczy jej się szkliły, ale cały czas starała się powstrzymywać łzy, żeby nie wyleciały na policzki. Ratu podniósł się i spojrzał na nią ze współczuciem i goryczą.
- Ja wywołałem bunt. Ty byłaś tylko nadzieją. Czymś, co napędzało ich wszystkich do działania. To ja powinienem odpowiedzieć za wszelkie szkody. A przede wszystkim powinienem ponieść największą stratę niż ty. Wiem, ile dla ciebie znaczyła Nicole i nie potrafię sobie wyobrazić ciebie bez niej.
Kikari odwróciła się do niego plecami, czując, że łzy w końcu nie utrzymały się i lunęły na jej policzki. Usłyszała, jak Ratu podchodził do niej, więc odepchnęła go od siebie.
- Przede mną nie musisz ukrywać swojego bólu – powiedział łagodnie.
- Przymknij się! Dlaczego ty nie płaczesz, co? Przecież Nicole była dla mnie tylko przyjaciółką, a Grace dla ciebie… - nie wiedziała jakiego słowa użyć.
- Kochanką? – westchnął.
W jego głosie usłyszała coś dziwnego. Wyczuła jakieś zrezygnowanie czy też rozczarowanie. Ratu usiadł na ziemi, tuż przy jeziorku, więc Kikari spojrzała na niego.
- Obawiam się, że pomiędzy mną a Grace nie było nic więcej po za pożądaniem – powiedział pustym głosem. - Nigdy nic sobie nie obiecaliśmy ze względu na funkcje, które pełniliśmy. Ale nie wiem, czy ona mnie kochała. Nigdy mi tego nie mówiła. Ja myślałem, że to samo jakoś się ułoży, kiedy będziemy ze sobą tak blisko. Ale chyba nie do końca. Bardziej zasmuciła mnie wieść o Nicole niż Grace. Za to cały smutek przysłoniło to, że ty żyjesz i nic ci nie jest.
Kikari prychnęła pod nosem i usiadła z założonymi rękoma obok Ratu.
- Nienawidzę waszej przeklętej lojalności – wypaliła.
Ratu roześmiał się. Kikari spojrzała na niego kątem oka. Choć bardzo zmienił się z wyglądu, jego śmiech pozostał taki sam. Natomiast do charakteru doszła mu jedynie powaga.
- Lojalność sama w sobie nie jest zła, wiesz?
Ratu spojrzał na nią z uśmiechem. Kikari od razu odwróciła wzrok, robiąc nadąsaną minę.
- Czasem tylko prowadzi do złych rzeczy. Ale to przynajmniej jest cecha ludzi mądrych.
- Skromny to ty nie jesteś – burknęła.
- Nie mówię o sobie. Ja jestem tego przeciwieństwem.
Kikari spojrzała na niego ponownie z uniesionymi brwiami.
- Ktoś ci rąbnął lufą w głowę?
- Nie – odpowiedział ze śmiechem.
Spojrzał na niebo, które było niemalże czyste. Patrzył w błękit, jakby było tam napisane coś, co miał przeczytać, ale czekał na dobry moment. Kikari irytowała ta cisza, więc dźgnęła go w bok. Ratu spojrzał na nią pytająco, więc zmrużyła oczy.
- Ja jestem zwyczajnym głupcem bez sensu zakochanym w księżniczce, u której nikt, łącznie ze mną, nie ma szans. Naprawdę starałem się pozbyć tego uczucia i myślałem, że już wygasło. Ale kiedy znowu cię zobaczyłem, to się obudziło. Proszę, nie zrażaj się do mnie. Już dawno nauczyłem się z tym żyć. Chcę tylko, żebyś traktowała mnie tak jak zawsze. Nie zmieniaj swojego podejścia do mnie z powodu tej błahostki.
- Uważasz miłość za błahostkę?
- W mojej beznadziejnej sytuacji - owszem.
- To ja jednak wolę lojalność – oznajmiła, przeciągając się.
- Wiem – uśmiechnął się delikatnie.
- Masz szczęście. Twoje kompletnie szalone i niezrozumiałe uczucie łączy się z lojalnością.
Gdyby tak nie było, musiałabym cię nie lubić.
Kikari przysunęła się do niego i przytuliła go. Gdy objął ją ramionami, przewróciła go na ziemię. Następnie usiadła sobie na jego brzuchu i zaczęła go dźgać.
- Trochę ci tych mięśni przybyło od ostatniego czasu. Ale to nie zmienia faktu, że teraz zginiesz pod wpływem mojej rictusempry moich zabójczych gilgotek!
Ratu wybałuszył oczy, a Kikari zaczęła go łaskotać. Chłopak zaczął miotać się i śmiać, aż w końcu zrzucił ją z siebie i odegrał się tym samym. Przez dłuższą chwilę wygłupiali się, aż Kikari w końcu tak na nim usiadła, że go unieszkodliwiła. Zaśmiała się niczym prawdziwy psychopata.
- Czeka nas naprawdę dużo pracy – westchnął teatralnie.
- Przymknij się – mruknęła.
Pociągnęła go za rękę, przez co jęknął z bólu. Kikari ponownie zaśmiała się, ale usłyszała szybkie kroki. Spojrzała w kierunku wejścia i w końcu zjawili się tam żołnierze.
- Księżniczko Kikari, nic pani nie jest? – zapytał jeden.
- Słyszeliśmy krzyki – oznajmił drugi.
Ratu wybuchł śmiechem, a Kikari spojrzała się na niego, uświadamiając sobie jak dziwnie musieli wyglądać. Wstała i otrzepała się.
- Tak. On mnie maltretował – wskazała na niego palcem. - Należy zakuć go w kajdany i wywieźć za granicę.
- Hej! Oni są w stanie zrobić to naprawdę.
- Wiem – odpowiedziała, szczerząc się.
- Kikari, kiedyś cię zabiję własnymi rękoma, wiesz?
- Prędzej popełnisz samobójstwo niż zrobisz mi krzywdę – wystawiła mu język, po czym spojrzała na zdezorientowanych żołnierzy. – Przestraszyłam się pająka, dlatego krzyknęłam. Przepraszam za fałszywy alarm, następnym razem będę ostrożniejsza.
Żołnierze pokiwali głową, choć po ich minach było widać, że wiedzieli, iż ich okłamała. Nie zważając na to, odwróciła się do Ratu.
- Może ruszyłbyś swój szanowny tył? – zapytała, unosząc jedną brew.
- Nie. Raczej jeszcze sobie poleżę.
- Dobrze – prychnęła, odwróciwszy się od niego. - W takim razie poproszę Layaka, żeby był moim doradcą.
Ratu gwałtownie podniósł się i pobiegł za nią. Kikari ruszyła do wyjścia, nie zważając na jego protesty. Przez całą drogę w labiryncie marudził jej, że żartował i chce być doradcą. Kikari natomiast starała się go nie słuchać i udawała żywe zainteresowanie wszystkim wokół. Gdy wyszli już z ogrodów, zobaczyli Layaka i paru jego przyjaciół. Gdy dostrzegli księżniczkę, wszyscy przyklęknęli na jedno kolano, po czym podnieśli się.
- O, Layak, właśnie ciebie szukałam – powiedziała Kikari, podbiegając do niego.
- Nie zrobisz tego – Ratu zmrużył oczy.
- Jak nie? Layak, chcesz być moim doradcą? – zapytała z promiennym uśmiechem.
Chłopak uniósł brwi do góry. Zerknął na Ratu, który patrzył na niego morderczym spojrzeniem, a potem na rozradowaną Kikari. Uśmiechnął się złośliwie.
- Toż to zaszczyt, o pani – powiedział Layak, kłaniając głowę.
- I ty brudasie przeciwko mnie?! – wypalił Ratu. – Chodź tu, młoda! Powyrywam ci te wszystkie twoje blond kłaki!
Kikari krzyknęła, zrobiła się niewidzialna i uciekła. Ratu natomiast, mamrocząc coś o przeklętych księżniczkach, ruszył przed siebie.

Itachi cieszył się, że Patrick w końcu opuścił Fiery Raven. Pozostało mu mieć nadzieję, że eskorta, którą wysłał, bezpiecznie dowiezie go do mieszkania w Rosji. Sam już dawno wypłynął na Ocean Spokojny, kierując się na Bahamy. Z jednej strony czuł niezwykłą ekscytację, że pierwszy raz zbliży się aż tak do znalezienia skarbu. Z drugiej natomiast obawiał się spotkania z Lalką Rogera. Choć wiedział, że jest gotowy, by stanąć naprzeciw niego, nie wiedział, czy wygra. W bitwach, które urządzali sobie wcześniej, nigdy nie walczyli na poważnie. W końcu po co mieliby pozbawiać siebie mocy do poziomu zerowego? Lalka Rogera chciał tylko sprawdzić jego siłę i on o tym wiedział. Jednak tym razem nasze spotkanie będzie wyglądało inaczej. Nie oszczędzimy samych siebie i przeciwnika ani trochę. Itachi spojrzał na zegarek. Dobiegała już czwarta popołudniu, więc podniósł się z krzesła i spojrzał na biurko, na którym leżała mapa Baham. Wysłał już wiadomość, żeby poinformowano go, gdy tylko mała karawela pojawi się na horyzoncie wysp. Zmarszczył brwi, uświadamiając sobie, ilu ludzi Lalka Rogera miał na pokładzie. Zdecydowanie za mało, żeby poskromić Fiery Raven. Chyba że liczył na to, iż sam zniszczy jego statek po zabiciu Itachiego. To pasowałoby do zuchwałości, jednak Lalka Rogera cechował się również okrucieństwem. Dlatego chciałby zabić jak najwięcej jego ludzi, poczynając od tych, na których mu zależało. Nie mógł tego zrobić z małą załogą. Chyba że większość z nich posiadała jakieś moce. Po plecach przeszedł mu dreszcz, gdy pomyślał, że tak rzeczywiście mogłoby być. W takim wypadku mógłbym pożegnać się z Fiery Raven już teraz. Westchnął ciężko i wyszedł ze swojej kajuty. Skierował się do pomieszczenia, w którym dostawał raporty od swoich szpiegów. Gdy wszedł do środka, czekała na niego duża koperta. Zamknął drzwi i usiadł przy małym stole. Odpieczętował wysyłkę i zaczął lekturę. Większość rzeczy w raporcie wskazywała na to, że nie dzieje się nic złego. Jednak w jednym akapicie zamieszczono coś, co go zszokowało. Przeczytał ten urywek jeszcze raz, po czym spalił kartki i wyszedł z kajuty. Szybkim krokiem doszedł pod drzwi Midoriko i zapukał. Nikt mu nie otworzył, więc nacisnął klamkę, ale było zamknięte. Przeklął pod nosem i wyszedł na górny pokład. Rozejrzał się, ale nigdzie nie widział zielonych włosów. Podszedł do burty i ponownie ogarnął wzrokiem okręt. Wtedy zobaczył Midoriko, która siedziała na dziobie statku, zupełnie jak Itami. Podszedł bliżej i zawołał ją. Midoriko spojrzała na niego i z westchnięciem dźwignęła się na nogi.
- Mam do ciebie parę pytań – oznajmił. - Chodź.
Itachi odwrócił się i ruszył ku zejściówce. Midoriko powłóczyła się za nim. Gdy doszli do jego kajuty, wskazał jej fotel, na którym usiadła. Następnie wyjął dwie butelki rumu i rzucił jej jedną. Zajął miejsce naprzeciwko.
- Zdarzało się, żeby ktoś napadał na karawelę Rogera? – zapytał Itachi.
- Dwa czy trzy razy– wzruszyła ramionami. - Kiedy tam byłam. Większość okrętów zatopił, zanim przypłynęli wystarczająco blisko, żeby atakować
- A kiedy udało im się dotrzeć do karaweli, kto posłał ich na dno?
- No chyba jasne, że Roger – odpowiedziała, jakby to była najoczywistsza rzecz w świecie.
- On czy jego załoga?
- Sam.
- W takim razie kim są ci ludzie?
- Marynarzami wojskowymi. Są świetnie wyszkoleni w walce wręcz i na odległość. Ale nie mają żadnych dodatkowych mocy, jeśli o to ci chodzi.
Itachi odetchnął z wyraźną ulgą. Ta reakcja zaskoczyła Midoriko, ale i tak tylko wzruszyła ramionami i upiła łyk rumu.
- Cóż, teraz ma przynajmniej jednego człowieka ze specjalną mocą.
- Kogo? – zapytała ze zdziwieniem.
- Sumisu.
- Twojego bosmana? – zaśmiała się. – To widzę, że spełniło się jego marzenie.
- Owszem.
- Nie czujesz się zdradzony? – uśmiechnęła się złośliwie.
- Nie. Sumisu jest moim wrogiem już od jakiegoś czasu. Spodziewałem się, że prędzej, czy później wyląduje u niego. Zawsze wiedziałam, że gdyby nie był u mnie, to znalazłby się u Lalki Rogera.
Midoriko uśmiechnęła się pod nosem, po czym wbiła wzrok w kredens.
- Teraz jest trochę nierówno. Sumisu ma wielką siłę, ja sobie z nią nie poradzę. Przydałaby ci się osoba, która też ma jakąś moc. Niestety wszystkich oddaliłeś z kwitkiem.
Midoriko zdawała sobie sprawę, że tymi słowami wbiła nóż w serce Itachiego. Jednak nie zwracała na to uwagi, tak samo jak na to, że patrzył na nią spod byka.
- Mam jeszcze Joela – burknął.
- Który nie jest w stanie nic zrobić Sumisu – wystawiła mu język. – Nie masz szans. Chyba że okazałoby się, iż na twoim statku jest jeszcze ktoś, kto mógłby go pokonać.
- Coś sugerujesz?
- Może – odpowiedziała, spoglądając na sufit, a następnie na niego. – Wiem to od niedawna – uśmiechnęła się przebiegle.
Itachi patrzył na nią podejrzliwie, po czym nagle brwi wystrzeliły mu do góry.
- Chyba żartujesz. Lorraine?
- Owszem. Panuje nad ziemią.

7 komentarzy:

  1. A ja wiem co powstrzyma Sumisu! Niech Itachi znajdzie Krakena. xD
    Ale generalnie mam niedosyt po tym rozdziale. .3.
    No i Itachi i tak nie umie pływać. :I

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha. Ale wiesz...ja nie wiem, czy Sumisu nie kazałaby (po długich czułościach) czasnąć Itachiego. To tak dla niego niezbyt dobrze. :D
      Jak zawsze. XD
      Umie! >O

      Usuń
  2. Asu strasznie jedzie ostatnio Itasia. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto by lubił kapitana co nie umie pływać i boi się japońskich kiblów. xD
      A tak na serio to idiota co pasuje do powyższego podsumowania. c:

      Usuń

Obserwatorzy