czwartek, 19 lipca 2012

14

Itami weszła na górny pokład. Na początku chciała głęboko nabrać powietrza, jednak jej wzrok szybko spotkał stos martwych ciał, z których dobiegał nieprzyjemny zapach spalenizny i zgnilizny, więc zrezygnowała z owego pomysłu. Zatkała nos i skierowała się w stronę postaci o długich sięgających do kolan blond włosach.
- Co tu robisz? – zapytała Itami.
- Czekam aż ściągną mi na dół łódź – odpowiedziała Kikari, odwracając się. – Kapitan stwierdził, że pogoń z całym okrętem jest zbyt problematyczna. Dlatego chciał wysłać osobną, mniejszą jednostkę. Nie spieszy mi się do Australii, a przybijemy do jej brzegów lada dzień. Dlatego zgłosiłam się na ochotnika.
- Płyniesz sama?
- Nie. Biorę ze sobą paru ludzi. Nie masz, czym się przejmować – wyjaśniła.
Kikari wciąż patrzyła na horyzont, gdzie dało się dostrzec brązową linię. Oznaczało to, że są już bardzo blisko Australii. Itami zauważyła, że wzrok jej przyjaciółki był nieobecny, jakby patrzyła się w obraz wytworzony w jej głowie. W końcu odwróciła się i zobaczyła, jak pewien mężczyzna machał ręką, aby do niego podeszła.
- Muszę już iść. Tutaj raczej się nie przydasz – rzekła dziewczyna, kierując wzrok w stronę stosu ciał. – Ale chyba warto odwiedzić kapitana. Nie ma humoru, jednak wtedy bardziej niż zwykle potrzebuje towarzystwa. Oczywiście sam się do tego nigdy nie przyzna. To cześć.
Kikari przytuliła Itami na pożegnanie, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę mężczyzny.
- Trzymaj się.
Itami pomachała jej, a następnie skierowała się do zejściówki. Zastanawiała się skąd u Kikari ta zmiana nastroju i podejścia. Minęła okrętową klinikę, do której trafiła rano, bo zasłabła po użyciu mocy. Otrzymała tam leki i przespała się. To wystarczyło, by zregenerować resztę sił. Ucieszył ją widok Juna, który leżał obok z uśmiechem, kiedy obudziła się ze snu. Lekarka powiedziała, że majtek musi dużo odpoczywać. Za to Itami wyszła już popołudniu.
Zapukała do drzwi. Gdy usłyszała słowo ,,wejść”, nacisnęła klamkę. Kapitan jak zwykle siedział przy biurku po prawej stronie pokoju i pisał coś na kartce. Przez jego czoło przechodziły podłużne zmarszczki. Widać było, że Itachi skupiał całą uwagę na tym, co robił.
- Zaczekaj chwilę – powiedział, nie odrywając wzroku od papierów.
Po lewej stronie pokoju stał niski, drewniany stół. Wokół niego rozstawione były cztery bordowe fotele i jedna kanapa tego samego koloru, na której usiadła. Rozejrzała się po kajucie. Naprzeciw niej znajdowały się dwie duże skrzynie. Pamiętała, że w jednej z nich znajdują się butelki rumu, jednak zawartość drugiej, pozostawała dla niej tajemnicą. Obok, w kącie kajuty, stała koja, szeroka na dwie osoby, jednak pościelona była dla jednej. Całe pomieszczenie rozświetlały świece. Natomiast na biurku, zawalonym różnego rodzaju papierami, stała pojedyncza lampa naftowa. Itamaki dopiero teraz dostrzegła, że za plecami kapitana znajdował się kredens. Ułożone były na nim książki, więc Itamaki odwróciła się do tyłu, ponieważ za nią stałą biblioteczka. Zdziwiło ją więc, dlaczego kilka publikacji leżało na kredensie. Czemu ja się przejmuje tak nieistotnymi rzeczami? – spytała samą siebie z załamaniem. Kątem oka dostrzegła ruch, więc zwróciła głowę w prawo. Itachi właśnie wstawał, odstawiają pióro wietrzne na blat. Podszedł do jednej ze skrzyń. Otworzył ją, i jak się spodziewała, wyjął z niej butelkę rumu. Postawił ją na stole, a następnie opadł na fotelu naprzeciwko dziewczyny.
- Pozwól, że zachowam się bardziej jak pirat niż dżentelmen, bo nie chce mi się wyciągać kubków – powiedział.
Itamaki westchnęła z rozbawieniem. Zawsze wydawało jej się zabawne, że przywódca piratów zachowuje się tak przyzwoicie i bardziej przypomina miłego mężczyznę, niż żądnego pieniędzy łajdaka. Była to jedna z rzeczy, które najbardziej ją interesowały w Itachim. Stanowił wyjątek od wszystkiego i to było dla niej niezwykłe. Szybko nudziły ją stale powtarzające się schematy, więc z przyjemnością stykała się z odgałęzieniami od norm.
- Nie wiem, co powinienem zrobić – rzekł, otwierając butelkę. – Ci gnoje zabrali sporo moich łupów. Nie mam pewności, że Kikari uda się je odzyskać, a myślę, że w nocy przybijemy do brzegu. Nie sądzę, bym miał możliwość obrabowania czegoś na lądzie. W końcu to odludzie.
- Dlaczego nie możesz po prostu zaczekać, aż zwerbujesz tego człowieka-rybę? Bliżej Azji pewnie nawet nie musiałbyś schodzić na ląd, żeby uzupełnić braki.
Itamaki nie wiedziała, co tak właściwie zostało im skradzione. Widziała tylko różne skrzynie, ale nie miała pojęcia, co się w nich znajdowało.
- Niby – przytaknął, jednak niezbyt przekonany. – Tyle, że nie licząc trzech skrzyń wypełnionych po brzegi złotem, zabrali też spore zapasy jedzenia. Mam około trzysta osób do wyżywienia, więc sama rozumiesz. Muszę szybko coś zrabować.
- Albo ty i kilka osób, których wyznaczysz, poświęcą się dla dobra ogółu i nie będą nic jeść – wzruszyła ramionami.
- Z tobą na czele.
- Kobiecie jedzenia byś pożałował? – uniosła wysoko brwi.
- Nie. I choć z chęcią, machałbym ci wtedy czymś smacznym przed nosem, sam byłbym głodny, więc już wolałbym coś kupić, jak szczur lądowy.
- Nigdy nie widziałam pirata w supermarkecie.
Itamaki prychnęła i odwróciła głowę. Choć w głębi czuła, że cieszy się, gdyż Itachi w końcu się rozluźniał. Chciała jak najdłużej odciągnąć go od ciążących na nim obowiązków, żeby mógł w końcu odpocząć.
- Właściwie masz rację – wzruszyła ramionami. - Ciekawie byś wyglądał jako małe obrzydliwe zwierzątko.
- Nie wiedziałem, że jesteś miłośniczką szczurów. A zapewniam cię, że na tym statku jest ich wiele.
Gdy kapitan spojrzał na Itamaki, zauważył, że miała bardzo dumną postawę, od której biła pewność siebie. Czarne oczy patrzyły bystro, a na ustach mógł dostrzec cień złośliwego uśmiechu.
- Pewnie dlatego, że Jun nie dość dokładnie wyszorował pokład – oznajmiła.
Itachi zaśmiał się, lecz potem spojrzał na deski i uśmiech zszedł z jego twarzy. Itami odniosła wrażenie, jakby kapitanowi coś się przypomniało.
- Byłaś w klinice, prawda? Jak on się czuje?
- Nie wiem. Ale Elliott mówiła, że po prostu musi odpoczywać, więc chyba nic złego. Właściwie to jak mu się udało…
- Przeżyć? – wpadł jej w słowo White. – Widziałaś już Nicole? Dziewczynę z fioletowymi włosami? – spytał.
Itamaki potrząsnęła potakująco głową. Choć wcześniej nie miała okazji spotkać tej dziewczyny, doskonale zapamiętała obraz, w którym wyskakiwała przez burtę.
- Lubię mieć w załodze ciekawych ludzi, więc można zgadnąć, że ona czymś się wyróżnia. Choć stało się to przypadkiem, bo po prostu przyszła za Kikari. Ale jak się dzisiaj rano okazało, jest bardzo przydatna. Nicole ma ponadprzeciętne zdolności pływackie. Nie utonęłaby na oceanie nawet w czasie sztormu, więc udało jej się uratować Juna, a sama wyszła z tego bez najmniejszego szwanku.
Itami delikatnie kiwnęła głową. Itachi znów przyjrzał się jej dokładnie. Długie do pasa, proste, czarne włosy kontrastowały z jej wyjątkowo bladą cerą, która nawet w żółtawym świetle nie zmieniała odcienia. Ciemne oczy były zwrócone w stronę podłogi. Czaił się w nich smutek i zatroskanie. W tym momencie Itami sprawiała wrażenie małej, bezbronnej dziewczynki. Itachi stwierdził, że w niczym nie przypomina tej dumnej i lubiącej się droczyć młodej kobiety, którą widział jeszcze kilka minut temu. Nie rozumiał dlaczego tak było Choć już wcześniej zauważył, że Ikeda często zachowywała się dziwnie, dopiero teraz dotarło do niego, jak drastyczna jest ta różnica. Gdy statek miał być atakowany, w jego głowie Itami wyglądała właśnie tak jak w tej chwili. Dlatego chciał, aby się chowała. Ponadto nie mógł stracić klucza. Ale kiedy widział ją tego ranka, kiedy podniosła całą załogę, zwątpił, czy ukrywanie jej, jest dobrym pomysłem.
- Słuchaj… - zaczął White, jednak nie skończył, gdyż rozległo się głośne pukanie. – Wejść.
Do kajuty wpadł Sumisu jak zwykle z papierosem w buzi. Obrzucił pokój spojrzeniem, zatrzymując się na chwilę na Itami. Prychnął pod nosem, wyjął papierosa i skierował wzrok na kapitana.
- Przybijamy do brzegu. Zaraz będziemy cumować – poinformował, a kłąb dymu wydobył się z jego ust. – Podejrzewam, że chciałbyś wyjść na górny pokład – dodał, po czym odwrócił się i wyszedł.
Itachi podniósł się z fotela i westchnął. Podszedł do kredensu i otworzył jedną z większych szuflad. Wyjął z niej bogato zdobiony kapelusz z piórami. Następnie skierował się w stronę wyjścia, jednak stanął na progu i odwrócił się do Itami.
- Idziesz, czy wolisz podziwiać tą niezbyt ciekawą kajutę?
Itami zaśmiała się, po czym wstała i ruszyła za White’em. Gdy wyszli na górny pokład ich oczom ukazał się ląd. Na nim rozciągało się łagodne wybrzeże. Plaża stanowiła niewielką część tego, co widzieli, ponieważ za nią roztaczał się ogrom lasów.
Na pokładzie biegało mnóstwo ludzi i co chwile dało się słyszeć różne komendy, głównie wywoływane przez bosmana. Itami przysunęła się bliżej kapitana, gdy jakiś człowiek, prawie uderzył ją wiadrem. Spojrzała ponownie na ląd.
- Zawsze trochę mnie przerażały te lasy nocą – powiedziała, przekrzykując ogólny gwar.
- Mnie nie. Przynajmniej póki jestem na statku. Ląd wbrew pozorom jest bardziej nieprzewidywalny – odpowiedział.
Zapadła chwila milczenia, podczas której oboje wpatrywali się w kontynent. W końcu jednak Itachi odezwał się.
- Wygląda na to, że zanim wyruszymy do Albany, uda nam się uzupełnić braki żywieniowe – oznajmił z uśmiechem.
Itachi ucieszyła się, że mogła widzieć na ustach kapitana radość. Była typem osoby, która widząc smutek kogoś bliskiego, sama odczuwała przygnębienie. Nie lubiła tego momentu, bo wtedy wiedziała, co ją czeka.
- Idź już spać – odezwał się kapitan. – Muszę się przygotować – wyjaśnił, rzucając znaczące spojrzenie na ląd. – A gdybym poprosił cię o pomoc, moja reputacja lepszej twarzy Johna Hawkinsa ucierpiałaby – wyszczerzył się.
- Dobrze, mamusiu – zaśmiała się Itami.
Itachi poszedł w jej ślady. Itami nagle przytuliła się do kapitana. Całkowicie go to zaskoczyło. Mimo to objął ją i uśmiechnął się jakby sam do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy