sobota, 22 grudnia 2012

27 cz.1

Gdy Itami obudziła się nazajutrz, nie otwierała oczu. Zrozumiała, że ze snu wytrąciła ją rozmowa tocząca się za ścianą. Dopiero po chwili była w stanie skupić się nad znaczeniem słów, które słyszała.
- Co ty tu robisz? – ten głos należał do Midoriko.
- Mógłbym zapytać cię o to samo – odpowiedział jej jakiś mężczyzna.
- Robię to, co powinnam.
- Nie podoba mu się, że nie wróciłaś.
- W dupie to mam Nie mój interes. Zostałam tu, bo musiałam jej pomóc.
Rozległ się śmiech, dużo głośniejszy niż ich przyciszone głosy.
- Chce ją zobaczyć – oznajmił mężczyzna. - Jutro.
- Czy nie może być choć trochę cierpliwy?
- Nie sądzę. Nie wyglądał, jakby miał na uwadze twoje zdanie.
- Arogant – prychnęła pod nosem. – Dobra, dobra. Będzie mi potrzebny transport. Po za tym nie mam ci nic więcej do powiedzenia.
Itami usłyszała ponownie męski śmiech i kroki dwóch osób. Jedne cichły, drugie stawały się głośniejsze. W końcu przed nią stanęła Midoriko, która uniosła zdziwiona brwi do góry, widząc, że miała otwarte oczy. Midoriko odwróciła wzrok.
- Z kim rozmawiałaś? – zapytała Itami.
W jej głosie wciąż dało się wyczuć smutek. Midoriko spojrzała na nią niespokojnie. Lecz po chwili jakby uświadomiła sobie, z kim rozmawiała i rozluźniła się.
- Ze znajomym. Powiedział mi, że osoba, która zaprosiła cię tutaj, chciałaby cię zobaczyć.
- Naprawdę? – ucieszyła się Itami. – Ale czy na pewno jestem na to gotowa?
- Tak. Dobrze będzie, jeśli najpierw pójdziesz pod wodospad, a popołudniu wyruszymy.
Itami spuściła głowę. Pomyślała, że Itachi mógłby się o nią martwić. Momentalnie coś ukuło ją w serce. Nic dla niego nie znaczę. Nie ma powodu, żeby przejmował się mną.
- Zastanawiam się. Itachi może zacząć mnie szukać.
- Nie sądzę.
- Może i na mnie mu nie zależy, ale na kluczu owszem.
Midoriko utkwiła wzrok w bliżej nieokreślonym punkcie. Przez chwilę zrobiła minę bardzo podobną do tej, którą często przyjmował Itachi, gdy rozważał wszelkie za i przeciw danej sprawy. Itami ponownie poczuła ból w klatce piersiowej, któremu towarzyszyło szczypanie w oczach na wspomnienie o kapitanie. Coś sprawiało, że trudno było jej uwierzyć w osąd Midoriko. Choć w głębi duszy wiedziała, że miała rację. W końcu na początku sama tak myślała z pełnym przekonaniem. Z zadumy wybiło ją głośne westchnienie.
- Na jego miejscu zaczęłabym się martwić dopiero wieczorem.
- Wrócimy do jutra? – zapytała.
Midoriko spojrzała jej w oczy, pozostając chwilę w ciszy. Sprawiała wrażenie, jakby już dawno była w innym świecie.
- Oczywiście - odpowiedziała w końcu.
Na jej twarz wszedł promienny uśmiech, a w oczach pojawiły się tajemnicze błyski.
- A teraz pójdź pod wodospad.
- Dobrze – przytaknęła, podnosząc się. - Dziękuję ci za wszystko – rzekła cicho, po czym odwróciła się.
Za jej plecami uśmiech Midoriko stał się drwiący.

Gdy Itami i Midoriko wyruszyły z Jaskini Maskarady, skierowały się na zachód. Szły skalistym wybrzeżem. Po lewej stronie rozciągał się las tropikalny, a po prawej wzburzone morze. Itami czuła ostry wiatr i zatęskniła za przesiadywaniem na bukszprycie podczas rejsów. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, że Fiery Raven stał się dla niej domem. Jednak miała wrażenie, że kiedy wrócą tam, nie będzie już tak jak wcześniej. Na pewno nie pomiędzy nią a kapitanem. To bolało ją najbardziej. Miała więc nadzieję, że chociaż relacje z innymi pozostaną takie same. Nagle Midoriko pociągnęła ją za rękaw i zboczyły w las. Tam przeszły kawałek, z trudem odtrącając liście masywnych krzewów, po czym zaczęły schodzić stromo w dół. Gdy teren wyrównał się w miarę, znów skręciły, tym razem w stronę morza, które ukazało się im przed oczami. Weszły na wysoką, podłużną, skalną platformę, wokół której rozciągała się plaża. Midoriko zatrzymała się, stając tyłem do morza i przodem do Itami. Znów spojrzała w jej oczy tym świdrującym wzrokiem.
- Itamaki, jesteś pewna, że chcesz już go zobaczyć? – zapytała.
- Tak. I chciałabym, żeby to spotkanie trwało jak najdłużej. Ale Itami wciąż się boi.
- Jesteś podirytowana, a jednocześnie czujesz triumf nad nią. Lecz do tego czujesz też ten sam ból co ona.
- Bardziej złoszczę się na samą siebie, że pozwoliłam sobie na trochę wiary w nią.
Midoriko kiwnęła głową, po czym uśmiechnęła się. Wyciągnęła rękę w jej stronę.
- Chodź, Itami.
Ikeda chwyciła jej dłoń. Midoriko zaczęła iść tyłem, ciągnąc ją ze sobą. Szły w kierunku końca platformy. Itami nie mogła oderwać od niej wzroku, zupełnie jakby ktoś ją zaczarował.
- Chcesz od niego uciec. Tak będzie najlepiej. Masz swoją dumę, Itamaki. Nie daj się wykorzystać.
Mówiła Midoriko, a Itamaki wciąż wpatrywała się w nią jak w obrazek. Uśmiechnęła się do niej. Nagle rozległ się huk i wokół nich powstał płomienny krąg. Midoriko obróciła się gwałtownie, a w jej ręce zmaterializowała się naginata. Drugą ręką ustawiła Itami przodem do tropików i objęła ją od tyłu.
- Jakaż przyjemność. Zaszczycił mnie kapitan White we własne osobie! – krzyknęła z kpiną w głosie.
Itami drgnęła, wpatrując się w płomienie, za którymi majaczył zarys człowieka.
- Zgaś ten ogień! Jeszcze ją skaleczysz – ostrzegła Midoriko.
Wierzchołki płomieni raz unosiły się znacznie wyżej, a potem niżej. Wyglądały jakby same niespokojnie oddychały. Itami patrzyła na ogień, majaczący jej przed oczami, z dziwnym uczuciem. Nie mogła go rozszyfrować, gdyż łączył w sobie coś smutnego, a zarazem radosnego. W końcu płomienie znikły, a serce Itami zabiło szybciej, gdy znów zobaczyła Itachiego.
- Zostaw ją – rzekł sucho White.
- Nie. Ona nie chce teraz być u ciebie. Oddam ci ją dopiero, gdy pomogę jej w największym problemie, o którym ty nawet nie masz pojęcia.
- Zostaw ją – powtórzył, ignorując jej odpowiedź.
Nawet nie zauważył, że jesteśmy dwie – uświadomiła sobie Itami, spuszczając wzrok. Utrzymywała się na nogach tylko dlatego, że Midoriko ją przytrzymywała. Nie wiedziała, co powinna zrobić. Z jednej strony już jej zaufała i chciała stać się z Itamaki jednym. Z drugiej jednak, kiedy znów zobaczyła Itachiego, zapragnęła być na jego statku jak jeszcze kilka dni temu. Nie miała zamiaru oczekiwać od niego czegokolwiek, po za tym, co było wtedy. Naiwna – odpowiedział jej drugi głos w głowie. Zamknęła oczy i odwróciła się tyłem do Itachiego, by wtulić twarz w Midoriko.
- Nie – zaprotestowała. – Ty ją zostaw. Będzie jej lepiej.
- Z pewnością – sarknął Itachi. – W worku na pewno jest dużo przyjemniej.
Kapitan wystawił ręce do przodu i z jego dłoni wyleciały dwa płomienie, które minęły Japonki i skierowały się ku końcowi skalnej platformy. Midoriko uniosła naginatę do góry i przekręciła ją dwa razy. Puściła Itami i podbiegła do Itachiego, który wyciągnął katanę. Ikeda otworzyła oczy lekko rozkojarzona. Stała przodem do morza i widziała jak grupa mężczyzn wspinała się na platformę i kierowała się w jej stronę, uciekając przed ogniem.
- Moi ludzie nic ci nie zrobią – usłyszała zza pleców wołanie Midoriko.
Po tym rozległ się dźwięk uderzenia o siebie ostrzy. Itami odwróciła się i dopiero wtedy zauważyła, że dwójka bliskich jej osób prowadziła walkę. Z początku Midoriko głównie atakowała, lecz Itachi doskonale ją blokował. Potem on zaczął ją szarżować. Itami zakryła buzię ręką, gdy Midoriko zachwiała się i ledwo co uniknęła cięcia kataną. Stanęła twardo i rozpoczęła ponownie atak. Jednak ten był jakiś inny. Jakby miał swój własny, inny wyraz. Można by wręcz pomyśleć, że poprzedni jedynie stanowił grę wstępną. Jej ruchy może nie stały się pewniejsze, ale na pewno bardziej płynne i po prostu lepsze. Itachi wcale nie pozostawał dłużny. Atakował ją w podobny sposób z jeszcze większą gracją. Tymczasem jeden z ludzi Midoriko chwycił ją za ramię. Reszta stanęła przed nią z bronią w rękach. Itami ledwo trzymała się na nogach. Wciąż nie wiedziała, co powinna zrobić. Po raz pierwszy poczuła się jak zdrajca. Stała bezczynnie i patrzyła, jak ktoś atakował jej kapitana. Nie mogła tego wytrzymać.
- Przestańcie! – krzyknęła.
Chciała zerwać się do biegu, lecz mężczyzna trzymający ją za ramię nie pozwolił jej na to.
- Słyszysz? – zaśmiała się Midoriko, odpierając atak Itachiego. – Zostaw nas, a oddam ci ją później.
- Wybacz, nie ufam kłamcom.
- Pani Midoriko, w górę! – zawołał jeden z jej ludzi.
Dziewczyna odskoczyła od Itachiego, wymieniając się z mężczyznami, którzy rzucili się na kapitana. Midoriko podniosła naginatę do góry i ponownie zakręciła nią dwa razy. W tym samym czasie Itamaki udało się wyrwać z uścisku mężczyzny. Jednak w połowie biegu coś ją odrzuciło do tyłu. Midoriko podbiegła do niej, a druga część jej ludzi dołączyła do pozostałych w ataku na Itachiego.
- Niech oni go zostawią! – krzyknęła Itamaki, podnosząc się.
- Żeby ich zabił? Itami, nie możesz zapominać, że on nie bez powodu jest konkurentem Lalki Rogera! – chwyciła ją za rękę.
Itamaki otworzyła szerzej oczy. Itachi nigdy jej o tym nie mówił. Jedynie sama wywnioskowała, że może go znać osobiście. Ale nic po za tym. Może tylko ona tego nie wiedziała, a reszta załogi tak?
 Midoriko ruszyła na przód platformy, wciąż patrząc na zmagającego się z jej ludźmi Itachiego. Ciągnęła Itamaki ze sobą. Jednak oddalenie się było błędem. Gdy dziewczyny znalazły się w bezpiecznej odległości, Itachi wybuchł ogniem i podpalił swoich wrogów. Szybko wyłonił się z płomieni i ruszył na Midoriko. Puściła Itamaki, żeby go zaatakować, ale ta wykorzystała to jako kolejny zryw.
- Skończcie to! – wrzasnęła.
 Nagle niewidzialna siła znów szarpnęła ją do tyłu. Itachi rozszerzył oczy w zdziwieniu, po czym nagle zatrzymał się.
- Ona ma rację. Czas to skończyć – Midoriko uśmiechnęła się jadowicie.
Zaszarżowała Itachiego. Ten posłał ognistą kulę prosto przed jej twarz, co zmusiło ją do zatrzymania się. W tym czasie Itachi zbiegł z platformy i stanął tak, że naprzeciwko siebie miał bok Itamaki. Wysłał błyskawicę w tamtym kierunku.
- Co ty robisz?! – ryknęła Midoriko.

2 komentarze:

  1. Lubię takie świąteczne combo. >D
    Combo kojarzy mi się z osu. *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie przedświąteczne, ale co tam. Byłam zmęczona i myślałam, że jutro, czyli dziś, Wigilia. XD

      Usuń

Obserwatorzy