niedziela, 29 lipca 2012

17 cz.2

Itamaki spojrzała na swojego kamrata. Miał już na sobie kaptur, więc również założyła swój. Widziała jak Dave wybiega razem z trzema innymi ludźmi i biegnie do kopalni. Gdy ta czwórka znikła z jej oczu, zwróciła swój wzrok w stronę budynku, w którym znajdował się George. Zobaczyła, że czyjaś głowa rąbnęła o szybę. Nie widziała dokładnie koloru włosów, ale były ciemna. Zaczęła się niepokoić. Nie, niemożliwe, żeby to był George. To on na pewno obezwładnił lub zabił kogoś, kto tam był. Jej myśli przerwał Steve. Ciągnął ją za rękaw i wskazał głową w stronę wejścia do kopalni. Jakiś mężczyzna trzymał Dave’a za koszulę ze wściekłą miną. Krzyczał na niego i w końcu uderzył go prosto w twarz. W tym samym momencie George wyszedł przez okno. W jednej ręce trzymał rulonik, a w drugiej kordelas. Jednak zabił.
- Kto to?! – zawołał ktoś.
Był to człowiek, który  stał obok leżącego Dave’a. George pomachał im papierem, po czym zeskoczył z parapetu.
- On ma dokumenty! Łapać go!
Nagle ten mężczyzna zachwiał się i poczuł ból na twarzy. Dave go kopnął i już uciekał zaraz za George’em. Z jednego budynku wybiegli ludzie z bronią w rękach. Obaj piraci przeskoczyli przez bramę.
- Udaj, że cię postrzelili! – szybko powiedziała Itamaki.
George uchylił się, natomiast Dave stanął w miejscu i zaczął coś krzyczeć. Steve wyciągnął pistolet skałkowy. W tym samym momencie, gdy rozległ się huk z tyłu, pirat postrzelił nieprzytomnego, już rozwiązanego, pracownika. Dave zrobił odruch jakby, faktycznie go trafiono, choć strzały padły o wiele dalej od jego ciała.
- Schowaj się natychmiast, potem wróć do swojego wyglądu i udaj się do Asumy. Jeśli kogoś spotkasz, udawaj, że się przechadzasz po lesie – szybko poinstruowała. – Już! – krzyknęła.
Cała trójka ruszyła w głąb lasu biegiem. Jedynie Dave odskoczył na bok i schował się w krzakach. Zmienił kolor włosów na zielony, a sylwetkę na jeszcze chudszą niż miał normalnie, co pomogło mu się skuteczniej ukryć.
Itamaki, wraz z dwoma piratami, biegła ile sił w nogach. Posłańcy z kopalni gonili ich, jednak wciąż zostawali w pewnej odległości od nich. Trzej piraci ścisnęli się obok siebie.
- Musimy zrobić coś, żeby George był wolny. Jeśli tylko dostanie się na drzewo, wątpię, by ktokolwiek go zauważył. Ale jeśli zniknie tylko on, wtedy będą się zastanawiać, co zwróci ich uwagę.
- Proponuję się rozdzielić. Uprzednio zamieniwszy się miejscami. W dodatku, myślę, że George powinien mieć te papiery.
Przez chwilę biegli w ciszy, którą jednak przerwał odgłos wystrzału, cała trójka się rozproszyła. Itamaki ciężko się zastanawiała. Próbowała obmyślić jakiś plan. Przeklęta Takamichi. Ona mogła tu być, nie ja. W końcu jednak coś wpadło jej do głowy. Dwaj piraci wciąż śledzili wzrokiem Itamaki. Dziewczyna zacisnęła pięść. Piraci z lekkim zawahaniem znów podbiegli do niej bardzo blisko. Itamaki wyciągnęła z kieszeni dwa papiery, jeden wręczyła George’owi, a drugi zostawiła w swojej ręce.
- Pod żadnym pozorem nie daj im zobaczyć, że masz coś w ręku – poinformowała, a chłopak dyskretnie schował rulonik. - Steve, wyciągnij swój kordelas.
Dała znak, żeby się odsunęli, więc to zrobili. Starszy z mężczyzn wyciągnął zza pazuchy nóż. Dopiero wtedy Itamaki wydała kolejną komendę. W tym czasie wszyscy rozproszyli się, unosząc nad ziemią i krzyżując. Korzystając z chwili zaskoczenia wysłanników, dyskretnie machnęła ręką i George zasiadł na drzewie, a ona oraz Steve wrócili na ziemię i biegli w dwóch przeciwnych kierunkach. Mimo tego, wciąż trzymali się stosunkowo blisko. W końcu zobaczyła szansę dla swojego kamrata i miała nadzieję, że on ją też dostrzeże. Wielka kępa roślin rosła idealnie na torze jego drogi. Schował się za nią, a dziewczyna szybko lewitowała go pomiędzy innymi zaroślami na drzewo. Widziała, że ludzie goniący pirata zatrzymali się przed murem z roślin. Sądzili, że Steve dalej tam jest. Zaczęli strzelać. Itamaki uśmiechnęła się pod nosem. Została tylko ona.
Kiedy dobiegła do jakiegoś jeziorka, przymknęła oczy. W myślach pojawił się obraz George’a siedzącego na drzewie, skupiła się. Wyobraziła sobie, że on spokojnie z niego lewituje na dół. Nagle potknęła się o konar drzewa i upadła, a rulonik wyleciał jej z rąk.
- NIE! – krzyknęła.
Do jej uszu dobiegły wołania mężczyzn. Podniosła się i chciała złapać papier, lecz tuż przed nią przeleciał pocisk. Odwróciła się i zobaczyła ludzi, którzy byli coraz bliżej. Zaczęła się cofać, najpierw powoli, a potem po prostu się odwróciła i rzuciła biegiem. Rozległy się kolejne strzały.
- DURNA! POZABIJAM WAS! – nagle usłyszała krzyk.
Odwróciła się w kierunku jego źródła i stanęła jak wryta. Steve spadał z drzewa z kordelasem w ręce. Ludzie pod nim patrzyli na niego ze zdziwieniem. Cholerny debil! – dziewczyna przeklęła go w myślach. Stwierdziła, że musi przyjąć to, że Steve zepsuł jej cały plan. Zwolniła jego upadek przy samym dole, by nie roztrzaskał się. Mężczyzna zaczął wymachiwać nożem i zabijać każdego, kto do niego podchodził. Itamaki nie zdziwiło, kiedy upadł na ziemię, po wystrzale z pistoletu. Oderwała wzrok od Steve’a i spojrzała przed siebie. Wybałuszyła oczy. Przed nią stał mężczyzna, celując swoją bronią w nią. Za nim stali inni i patrzyli na rulonik. Odwijali go. Jak tylko odkryją, że to nie ten, nie dość, że zabiją mnie, to jeszcze będą szukać George’a. Cholera. Nie mogę na to pozwolić – pomyślała, jakby nie zważając na to, że stoi na celowniku. Wyciągnęła obie ręce do przodu.
- Nie ruszaj się! – krzyknął mężczyzna z bronią.
Jego ręce się trzęsły, a głos drżał.
- Wystawiam ręce, żeby się poddać – odpowiedziała łagodnym głosem, jednak jej uśmiech był jadowity.
Wtem pistolet i rulonik wyleciały z rąk posłańców i wylądowały u Itamaki. Chyba nie mam wyjścia. Schowała papier do kieszeni, ale wyjęła z niej coś innego. Była to patelnia. Nie zaskoczyły ją zdziwione miny tych ludzi. Niektórzy wybuchli śmiechem. Wycelowała pistoletem w pierwszego z nich. Rozległ się huk i mężczyzna padł na ziemię martwy.
- Chciałam obejść się bez tego i wszystko by się udało, gdyby nie mój niezbyt rozumny kolega – powiedziała jakby od niechcenia.
Padło kilka strzałów. Wszystkie wylądowały na podstawie patelni. Kulki chwilę w wbijały się w blaszkę, a następnie upadły na ziemię.
- Rany – splunęła. – Naprawdę mnie irytujecie. Nikt was nie nauczył, że nie przerywa się, gdy ktoś mówi?! – wrzasnęła.
Itamaki wystrzeliła serię pocisków, trzymając pistolet w jednej ręce, natomiast drugą broniła się od ostrzału ze strony przeciwnika. Nagle jednak poczuła przeszywający ból w boku, za który natychmiast się złapała, upuszczając broń palną. Spojrzała się w tył i zobaczyła, że za nią stał jakiś mężczyzna, który prawdopodobnie ją postrzelił.
- Mam was dość, śmiecie – powiedziała bardziej do siebie niż do nich.
Tym razem z kieszeni wydobyła kosę. Ponowne zdziwienie zagościło na twarzach wysłanników. Uniosła się w powietrzu i natychmiast poszybowała do człowieka, który ją zaskoczył. Wolną ręką trzymała patelnię, która chroniła ją od kolejnej serii pocisków z tyłu. W momencie, gdy brała zamach, znów poczuła palący ból w boku, więc przecięła mężczyznę na brzuchu, trochę niżej niż planowała. Odwróciła się i poleciała do pozostałych pięciu ludzi, którzy po chwili byli jedynie trupami. Lewitowała na koronę jednego z drzew, na wypadek, gdyby ktoś szukał wysłanników, gdzie usiadła na gałęzi. Ciężko oddychała. Spojrzała na prześwity pomiędzy drzewami, jednak zaraz przed jej oczami zapanowała ciemność.

Kiedy Itami otworzyła oczy czuła się potwornie zmęczona. Ból w boku dokuczał jej nieustannie. Nie wiedziała nawet czy kula znajdowała się w środku, czy też przestrzeliła ją na wylot. Miała wrażenie jakby wydarzenia z poprzedniego dnia były jedynie snem. A nawet wspomnienia z nich znajdowały się jakby za jakąś przezroczystą zasłoną, która rozmazywała kształty. Podniosła się z trudem i zleciała powoli na ziemię. Do jej nozdrzy wdarł się zapach krwi. Rozejrzała się wokoło, gdzie czerwień rozciągała się przy wielu ciałach. Itamaki, ty przeklęta babo – powiedziała do siebie w myślach. Oparła się o drzewo, po którym się osunęła. Teraz rana bardzo ją bolała, a w dodatku poczuła się winna. Skuliła się. Znów to zrobiłam – rozpaczała w myślach. Dlaczego nigdy nie mogę się powstrzymać? Czemu nie umiem jej powstrzymać? Itami schowała głowę w kolanach, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Czemu? Nie chcę płakać. Nie chcę, żeby one leciały.
- Ikeda? – rozległ się męski głos.
Itami wzdrygnęła się, słysząc swoje nazwisko i od razu podniosła głowę. Rozejrzała się w około, jednak nie znalazła nikogo po za trupami, leżącymi w kałużach krwi.
- Itami, wyglądasz na rozdartą – odezwał się znów ten sam głos. – Musi ci być ciężko.
Ikeda gwałtownie wstała, jednak ból ponownie posadził ją na miejsce. Wciąż nie miała pojęcia skąd brał się ten głos. Nie wiedzieć czemu, z jednej strony miała wrażenie, jakby chciał jej pomóc. Ale przez to, że nie widziała, kto wypowiadał te słowa, nabierała niepokoju.
- Kim jesteś? – wydusiła z siebie.
- Nie mogę odpowiedzieć – w jego głosie dało się wyczuć hiszpański akcent. - Nie teraz. Ale posłuchaj mnie uważnie, Itami. Jeśli będziesz chciała porozmawiać z Itamaki odwiedź Jaskinię Maskarady.
Jak on…? Porozmawiać z Itamaki? Przecież to…ale…byłoby pięknie. Tylko gdzie?
- Gdzie ona jest? – zawołała, wstając.
Jednak nikt już jej nie odpowiedział. Ponownie osunęła się przy drzewie. Niemożliwe, żeby ktoś wiedział o niej tyle. Nie. To musiał być tylko sen. Zwykły sen. Może omamy. Jestem zmęczona. Pewnie straciłam dużo krwi – zaczęła się uspakajać w głowie, jednak łzy spływały jej po policzkach coraz bardziej obficie. Wtem poczuła, że coś na nią wpadło i wydało z siebie dźwięk, brzmiący jak „och”. Podniosła głowę. Patrzyła teraz na parę jasnobrązowych oczu, które wlepiały się w nią.
- Itamaki! – zawołał Dave. – Zaraz…Czemu płaczesz?
- Nie. Jestem Itami – powiedziała powoli, trzęsąc się
- Dobrze – odpowiedział, przeciągając ostatnią głoskę. – Wstawaj Itami, wracamy do Asumy.
Ikeda dopiero wtedy zrozumiała, że załoga jej szukała. Kiedy obudziła się, myślała, że zostawią ją. Szczególnie kiedy zobaczą, co zrobiła. Ale Dave stał tu, razem z nią, pośród tych ciał. I chciał ją zabrać z powrotem do Asumy. Z jej oczu poleciały kolejne łzy. Obawiała się, że zostanie sama z tą raną. Że ktoś inny ją znajdzie i zabierze nie wiadomo gdzie. A potem porwą ją jacyś kolejni piraci i znów zacznie swoją historię od nowa. Myślała, że nie wróci już na statek Itachiego. Bała się, że nie zobaczy tak beztroskich piratów. Że nie spotka już kapitana.
Dave patrzył na Itami ze zdziwieniem. Wyglądała na bezbronną i zagubioną. Ponad to miał wrażenie, że myślami była głęboko w swoim ciele i nie widziała oraz nie słyszała nic, co się wokół niej działo. Chłopak przez chwilę zaczął zastanawiać się, czy to na pewno jego pewna siebie przywódczyni z wczoraj. Ale zrozumiał, że nie było innej możliwości. Ukucnął przy niej i znów przyjrzał się jej. Po policzkach Itami wciąż spływały łzy z oczu, które niemal pusto, ale jednak ze smutkiem, wpatrywały się w kolana. Dave nieśmiało położył rękę na jej plecach i lekko ją po nich poklepał.
- Nie płacz już. Asuma odchodzi od zmysłów, kiedy cię nie ma. Chodź, musimy iść – powiedział łagodnie.
Itami podniosła w końcu głowę. Słowa chłopaka powoli zaczynały do niej docierać. Mimo to minęła chwila zanim je w końcu przetworzyła. Spojrzała na Dave’a, najpierw z lekkim uśmiechem, po czym wyszczerzyła się do niego, ocierając oczy.
- Dziękuję! – zawołała, przytulając go mocno.
Chłopaka zaskoczyła tak gwałtowna zmiana nastroju, co przywiodło mu na myśl rudowłosego majtka. Zignorował to jednak, ciesząc się, że Ikeda już nie płacze. Lekko zakłopotany ponownie poklepał ją delikatnie po plecach, po czym odsunął się.
- Chodźmy – stwierdził z uśmiechem.
Itami kiwnęła głową, podniosła się i chciała już pójść, kiedy znów poczuła ból w boku. Zgięła się wpół, a jej twarz wykrzywił grymas.
- Jesteś ranna? – zapytał Dave, patrząc na nią z niepokojem.
Itami przytaknęła. Pirat najpierw chciał wziąć ją pod ramię, jednak to wciąż sprawiało Itami ból, więc wziął ją na plecy i ruszył w drogę powrotną. Gdy odchodzili od drzewa, Ikeda miała wrażenie, że znów usłyszała „Jaskinia Maskarady”, ale stwierdziła, że musiało jej się przesłyszeć.
Kiedy dotarli do obozowiska, Dave wysłał jednego człowieka z załogi, aby powiadomił Asumę, a sam położył Itami na kocu. Następnie przyprowadził człowieka, który miał jakieś pojęcie o medycynie. Właśnie oglądał ranę dziewczyny, kiedy przybiegła zadyszana Asuma.
- Itami, dobrze, że jesteś – wysapała. – Strasznie martwiłam się o ciebie, wiesz?
- Przepraszam – odpowiedziała.
Otworzyła usta, żeby jeszcze coś rzec, ale w tym samym momencie poczuła ból i zamiast tego tylko wykrzywiła twarz.
- Kula jest wciąż w twoim ciele – oznajmił w końcu pirat. – Nic nie mogę zrobić ani tu, ani sam. Myślę, że trzeba cię eskortować na okręt do klinki.

- Raju, czemu ja tak lubię tam trafiać? – westchnęła. – A jak mam być szczera, to Elliott mnie przeraża – dodała szeptem.

3 komentarze:

Obserwatorzy