Itachi
obudził się gwałtownie. Oddychał szybko. Znów śniła mu się babcia ginąca w
płomieniach. Ten obraz zawsze nawiedzał go, gdy coś stało się jego bliskim.
Odetchnął głęboko i rozejrzał się. Siedział na korytarzu przykryty kocem. Nie
miał pojęcia, ile czasu minęło, odkąd zasnął. W dodatku nie potrafił zrozumieć,
skąd znalazło się na nim jakiekolwiek okrycie. Zignorował ten fakt i podniósł
się. Zwinął koc, po czym uchylił lekko drzwi od kliniki. Zlustrował wzrokiem
pomieszczenie. Dostrzegł Itami i Juna, którzy leżeli z zamkniętymi oczami na
łóżkach obok siebie. Niedaleko nich stała Elliott z grupką piratów, którzy
najwyraźniej przeprowadzali zabieg. Itachi spojrzał jeszcze raz na śpiącą
Itami, po czym przymknął drzwi i wrócił pod ścianę. Chciał tam być, ale
wiedział, że Elliott nie pozwoliłaby mu. Po prostu przeszkadzałby. Oparł ręce
na kolanach i wbił wzrok w drewniany sufit. Nie był pewny czy dobrze robił,
czekając przed kliniką, zamiast zająć się statkiem po bitwie. Jednak postanowił
zaufać Asumie i powierzyć jej swoje obowiązki. Sam z siebie nigdy nie prosiłby
o to. Zgodził się tylko dlatego, że to ona zaproponowała. Chociaż musiał
przyznać, że cieszyło go to i był jej wdzięczny. Prawdopodobnie nie potrafiłby
się odpowiednio skupić, gdyby miał robić cokolwiek innego. Przymknął oczy,
starając się zebrać swoje myśli w jedną całość. Po długim czasie wybił go
odgłos otwieranych drzwi. Natychmiast wstał. Piraci kiwali mu głową, po czym
szli w swoją stronę. W końcu jeden zatrzymał się przed nim.
- Może już kapitan wejść –
poinformował, po czym również ruszył wzdłuż korytarza.
Serce
Itachiego zabiło mocniej. Powoli wszedł do pomieszczenia. Przy łóżku Itami
stała Elliott. Odwróciła się i spojrzała na kapitana.
- Naprawdę nie musiałeś
spać pod drzwiami – powiedziała, opierając ręce na biodrach.
- Jesteś zmęczona – rzekł
cicho Itachi, podchodząc bliżej.
- Tak. Ta dwójka
pochłonęła mnóstwo mojej siły.
- Powinnaś odpocząć.
- Muszę kontrolować stan
pacjentów.
- Niech to zrobi ktoś za
ciebie.
- Oni też są zmęczeni.
- Nie ma nikogo kto mógłby
to robić?
- Nie.
Wzrok
Itachiego przez całą rozmowę utkwiony był w Itami. Elliott odeszła od łóżka i
podeszła do swojego biurka, gdzie opadła na krzesło. Patrzyła na Itachiego,
który zajął siedzenie przy łóżku. Wpatrywał się w Itami ze smutkiem. Jej twarz
była jeszcze bledsza niż zazwyczaj, choć wcześniej wydawało mu się, że to
niemożliwe. Położył jedną dłoń na jej policzku, a drugą odgarnął czarną
grzywkę. Nachylił się i pocałował ją w czoło.
- Kiedy się obudzi? –
zapytał, odsunąwszy się od Itami.
- Nie wiem.
- Chociaż mniej więcej.
- Nie wiem.
- Dzień? Trzy?
- Powiedziałam, że nie
wiem. Nie znam tej trucizny. Będziemy badać ją dzisiaj, ale wątpię, bym wywnioskowała,
ile akurat Itami będzie spała. Może obudzić się zaraz, może za dwa dni,
tygodnie albo miesiące.
- Miesiące? – odwrócił się
i spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Nie wiem, Itachi.
White
ponownie zwrócił wzrok w stronę Itami. Nie potrafił sobie wyobrazić, że mogłaby
obudzić się dopiero za miesiąc. Albo kilka. Nie chciał, żeby tak było. Nie wytrzymałby
tyle czasu bez niej. Nagle przyszła mu do głowy pewna myśl, przez którą
wstrzymał oddech.
- Elliott, ale obudzi się,
prawda?
Cisza.
- Elliot. Obudzi się? –
powtórzył, odwracając się.
- Porozmawiamy jutro,
kiedy zrobię badania.
- Elliott!
Itachi
gwałtownie wstał i uderzył o blat szafki, stojącej obok.
- Uspokój się, bo zaraz
ktoś ucierpi! – zawołała lekarka, marszcząc brwi. – Patrz, co robisz! Zgaś to,
Itachi.
Kapitan spojrzał na szafkę, która
podpaliła się. Wziął płomień na swoją dłoń, jakby ogień był zwierzątkiem. Przez
chwilę patrzył na niego, po czym zacisnął pięść i opadł na krzesło. Poczuł dłoń
na ramieniu.
- Na chwilę obecną, obudzi się. Nie uczono mnie na medycynie
zbyt wiele o truciznach. Sama to studiowałam, ale muszę ją zbadać, żeby móc
cokolwiek powiedzieć, żeby to było pewne.
- Nie możesz zrobić ich teraz?
- Nie. Potrzebuję pomocy. Po za tym jestem zmęczona, więc
byłyby niedokładne.
Zapadła cisza. Itachi intensywnie
wpatrywał się w Itami. Zupełnie jakby miał nadzieję, że samym patrzeniem,
sprawi, że obudzi się. Że będzie mógł patrzeć na jej uśmiech i oczy przepełnione
szczęściem. Chwycił jej drobną dłoń w swoją i położył głowę na łóżku.
- Itami, proszę cię, obudź się jak najszybciej.
- Wewnątrz płaczesz – odezwała się Elliott. – Chcesz to
wydobyć na zewnątrz?
- Nie. Nie mam powodu. Itami obudzi się lada dzień.
Zobaczysz. Wierzę w nią.
- Skoro tak bardzo ją kochasz, to nie możesz jej stracić –
powiedziała, klepiąc go po plecach. – Powinnam wygonić cię stąd. Ale
przypadkiem jesteś kapitanem, więc chyba muszę uznać twój autorytet.
- Gdybyś to zrobiła chociaż raz.
- Wykluczone. Teraz też tylko tak mówię. Po prostu masz
szczęście, że kocham cię jak młodszego brata, więc zostań tutaj, ile chcesz.
Tylko nie zapomnij, że masz swoje obowiązki.
- Dobrze. Dziękuję, Elliott.
Itachi obudził się z głową opartą
na łóżku Itami. Trzymał dziewczynę za rękę przez całą noc. Podniósł się i
spojrzał na jej wciąż bladą twarz. Przeszyła go fala bólu wywołanego poczuciem
winy. Wciąż nie mógł pogodzić się z tym, że nie otwierała oczu i nie reagowała
na nic. To sprawiało mu zbyt wielki ból. Przejechał delikatnie dłonią po jej
głowie i złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Po tym odsunął się od niej i
wstając. Przeszedł kawałek dalej i zatrzymał się przy jednym z łóżek. Spojrzał
się na Juna, który podobnie jak Itami miał zamknięte oczy, ale wyglądał dużo żywiej.
Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia. White odwrócił się i zobaczył lekarkę.
- Witaj, Itachi.
- Dzień dobry, Elliot.
- Właśnie byłam poinformować kolegę, że musimy zbadać
truciznę.
- Cieszę się. Ja już pójdę. Muszę zobaczyć, jak wygląda
statek. Powiedz mi tylko jeszcze jak z Junem?
- Po raz kolejny zostałam zadziwiona przez właściwości jego
ciała. Naprawdę powinien już dawno nie żyć. Ale wygląda na to, że szybko wyzdrowieje
Itachi westchnął rozbawiony pod
nosem. Przypomniała mu się mina Elliott, gdy pierwszy raz leczyła Juna po
poważnych uszkodzeniach. Powiedziała dokładnie to samo: „powinien już dawno nie
żyć”. Zapytała też jak to możliwe, że majtek wyzdrowiał. Wtedy Itachi
stwierdził, że powinien jej to wyjaśnić.
Amerykanie z południa planowali oddzielić się od północy. Wiedząc, że
ich przeciwnicy byli silniejsi, szukali czegoś, co mogłoby im pomóc. W końcu
powstał projekt Hunter G, któremu dowodził niejaki kapitan Robert Lee. Polegał
na przeprowadzeniu serii eksperymentów, mających na celu stworzyć z noworodka
maszynę do zabijania. Po kilku latach Robertowi oraz jego współpracownikom
udało się stworzyć człowieka, który miał wewnątrz siebie powłokę chroniącą go
od kul i wszczepioną umiejętność do władania bronią różnego rodzaju. W dodatku okazało się, że Hunter G poruszał się
z niezwykłą prędkością. Tylko jego szybkość stanowiła coś, co należało
bezpośrednio do niego, ponieważ reszta została wykreowana przez naukowców.
Pewnego dnia Huntera G nie było w domu, w którym go przetrzymywano. Nazajutrz
rozległy się wieści, że cała wioska została wymordowana jednej nocy. Robert Lee
wysłał potajemnie ludzi, aby go złapali. Jednak to okazało się niemożliwe, więc
zaprzestał poszukiwania i spalił wszelkie dowody na jego powiązanie z Hunterem
G. Jego projekt wciąż, co jakiś czas, atakował jakieś wioski. Do czasu kiedy
nie wpadł na kapitana statku o nazwie Fiery Raven.
- Naprawdę Hunterem G
jest taki mały chłopiec?- zdziwił się Itachi White. – Dlaczego?
Odpowiedziała mu cisza.
- Marnujesz się tutaj
– odezwał się znów kapitan. - Nie należy mieszać się w stosunki polityczne
krajów. Władza na lądzie jest głupia. Chodź ze mną.
Hunter G wbijał w Itachiego chłodne, błyszczące, zielone oczy. Potem
odchylił głowę do tyłu, a na jego twarz wszedł szelmowski, szeroki uśmiech. W
jego ręku pojawił się pistolet. Oddał kilka strzałów, ale Itachi unikną wszystkich..
Hunter G ani na chwilę nie zatrzymał ataku, nie dając mu szans na jakikolwiek
odpoczynek. Ostrzał zakończył się dopiero, kiedy w pistolecie skończyła się
amunicja. Wtedy kapitan spojrzał mu prosto w oczy. Rudy chłopak stoi w
przestrzeni wypełnionej po brzegi czernią. Nagle czuje, że coś przez niego
przechodzi. Krzyczy, ale żaden dźwięk nie wydobywa się z jego ust. Jest
zszokowany, że chciał wydać z siebie taki dźwięk, jaki wydawały jego ofiary. Na
chwilę wrócił do rzeczywistości. Ale był na kolanach, a przy nim stał Itachi.
Poczuł, że coś ostrego przeszywa jego ciało. Ponownie znajduje się wśród bieli.
Ból uderzał w jego głowę. Przed oczami przewijała mu się cała jego przeszłość
przepełniona testami, ćwiczeniami i morderstwami. Rozlega się głos tuż przy
jego uszach ~Zabrano ci dzieciństwo, wolę, życie i samego siebie. Gardzę
ludźmi, którzy tak robią. Dam ci nową twarz i życie. Ty w zamian będziesz mi
posłuszny. Od teraz nazywasz się Jun Green i jesteś moim podwładnym~ Wtedy ból
z głowy ustąpił. Rudzielec zwinął się w kłębek a po jego policzkach zaczęły
spływać wielkie łzy. Obok niego upadł Itachi, który zaczął kaszleć. Chłopak
przez zapłakane oczy zobaczył, że krew zaczęła opadać na ziemię. Podniósł głowę
i zobaczył, że była to sprawka kapitana.
- Nie przywykłem do
używania tej techniki – powiedział z zamkniętymi oczami. – Wybacz, że sprawiłem
ci ból.
Itachi ponownie zakaszlał i wypluł na ziemię krew. Wtedy rudzielec
przytulił się do niego i rozpłakał się jeszcze bardziej.
- Jun przeprasza! To
Juna wina! Jun tyle złych rzeczy zrobił. Jun przeprasza!
Itachi uśmiechnął się i poklepał go po plecach. Green jeszcze przez
długi czas wykrzykiwał ostatnie zdanie. W końcu Itachi wstał, pomagając mu
zrobić sto samo.
- Nie przejmuj się.
Jun nie zrobił jeszcze niczego złego. Hunter G to już przeszłość. Biorę
odpowiedzialność za jego czyny na siebie. Teraz proszę, wyrzuć całą broń jaką
masz przy sobie. A ja dam ci na statku nową, jednego rodzaju.
Jun zasalutował i zrobił to, o co Itachi go poprosił. Wtedy odeszli na
bezpieczną odległość i White podpalił jego ekwipunek. Po tym zaprowadził go na
swój statek, gdzie przekazał mu shurikeny, które odtąd stały się jego jedyną,
ukochaną bronią..
Elliot była bardzo zaskoczona
tym, co wtedy usłyszała. Niezmiernie ciekawiło ją, jak naukowcy doprowadzili go
do takiej postaci. Itachi miał wrażenie, że sama chciałaby spróbować czegoś
takiego, ale wyperswadował jej, że ma nawet o tym nie myśleć.
Kapitan w końcu poczochrał majtka
po włosach, ciesząc się, że chociaż on szybko wyzdrowieje. Następnie spojrzał
jeszcze raz na Itami i pożegnawszy się z Elliott, wyszedł z kliniki.
*pisze z opóźnieniem bo telefon odmawiał wstawienia komentarza :<*
OdpowiedzUsuńA więc zacznę od tego, że MASZ MI KURNA WYZDROWIEĆ BO INACZEJ BĘDZIE . No już skończyłam...
A tak nawiasem czy to bezpiecznie pozostawiać pod moją ręką obowiązki kapitana *rozumowanie Asu: obowiązki kapitana = władza*?
Czy Itachi na pewno był świadom na co skazał pozostałych?
No i teraz mega zachwyt, żem nie wiem co pisać...
Przeszłość Yuna mnie urzekła... Tyle wygrać *nie ogarnia mody na ten tekst, ale pisze*
A jak konkretnie~ ?
UsuńHmmm...w sumie fakt. Polemizowałabym czy to był dobry wybór...ale Fiery Raven w następnym rozdziale żyje, także chyba nie było tak źle (nie ręczę za osoby w załodze XD) Myślisz, że mu w głowie byli pozostali? :D
Ok. Przyjmę to po prostu jako komplement. XDDD Cieszę się, że Ci się podoba. :3
*opis zawiera zbyt wiele brzydkich słów oraz jest tak masakryczny, że nie można go wstawić* Rozumiemy się?
UsuńJakie polemizowanie? Przecież to wiadome, że mi się nie daje władzy xD Sama jestem tego świadoma, więc pozostali tym bardziej. Ci pozostali mogą narzekać przez parę miesięcy, a jaki kapitan chce słuchać takich jęków? xD
No bo to był komplement xD
Ta jes! XDDDDD
OdpowiedzUsuńRacja.. xD Ty..ale patrz jaka ty jesteś dobra - zdajesz sobie z tego sprawę! To już połowa sukcesu. :D
A no to fajnie. xD