wtorek, 28 maja 2013

41

Trafalgar wpatrywał się w miejsce, w którym znikła Midoriko. Próbował przetworzyć to, co stało się przed chwilą i dlaczego zgodził się na to. Powinien pobiec i zatrzymać ją. Albo zabić. Tylko że jego nogi nie miały najmniejszej ochoty ruszyć się z miejsca. Nie mógł zrozumieć stanu, w którym go zostawiła. Dziwił się, że w ogóle coś czuł, a w dodatku tak intensywnie. Długo stał w osłupieniu. Otrząsnął się dopiero, gdy usłyszał swoje fałszywe imię. Spojrzał w dół i zobaczył przed sobą klęczącą Adele. W końcu dziewczyna zaczęła podnosić się, więc Trafalgar pomógł jej. Miała spuszczony wzrok i wyglądała na lekko zawstydzoną.
- Przepraszam. Straciłam nad sobą kontrolę. Ale po prostu nie mogę siedzieć bezczynnie, kiedy ktoś zwraca się do ciebie w taki sposób.
- Nie przejmuj się – powiedział łagodnie, patrząc na nią z udawanym zmartwieniem. - Ona nie jest warta twojej uwagi. A ty wyglądasz piękniej z uśmiechem.
Adele podniosła wzrok i spojrzała na Trafalgara z pewnym uwielbieniem. Jej oczy zaszkliły się, a kąciki ust uniosły się do góry. Jednak szybko opadły. Adele przyłożyła dłoń do jego policzka.
- Boli cię? – zapytała, patrząc na niego zmartwiona.
- Nie.
- Wydaje mi się, że kłamiesz – powiedziała cicho.
Trafalgar spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem. Adele stanęła na palcach i pocałowała go w policzek, w który wcześniej został uderzony. Potem spojrzała mu w oczy. Choć bardzo chciała dostrzec w nich cokolwiek, jego wzrok pozostał dla niej nieodgadniony.
- Nie przejmuj się nią – powiedziała, uśmiechając się delikatnie. – Ja jestem przy tobie.
Przysunęła się bliżej i pocałowała go. Trafalgar, ku własnemu zdziwieniu, nie był wobec tego obojętny jak zazwyczaj. Przeszkadzało mu to. Nie chciał jej ust. Pragnął Midoriko. Poirytowany faktem, że kobiety robiły z nim, co chciały, cicho wyjął swój sztylet i objął Adele tak, że zatrzymał ostrze tuż przy jej szyi. Po chwili jednak przypomniał sobie, że potrzebował osoby czytającej w myślach. Ta umiejętność była rzadkością, więc miałby sporo kłopotów szukając kolejnej. W końcu schował nóż, w duchu przeklinając siebie i Midoriko, po czym odsunął się od Adele. Spojrzał jej w oczy i nałożył na nią iluzję tak, aby wydawało jej się, że chwilę temu jedynie rozmawiali i między nimi nic nie zaszło. Kiedy skończył, odwrócił się i usiadł przy ogniu.
- Po prostu zapomnijmy o niej.

Midoriko wsiadła do łodzi i ostatni raz spojrzała w stronę lasu.
- Ciekawe czy w końcu coś do ciebie dotrze i zrozumiesz swoje myśli? – powiedziała do siebie cicho, po czym westchnęła.
Usiadłszy, wzięła się za wiosłowanie. Było jej ciężko trzymać się swojego postanowienia o powrocie do Itachiego, odkąd zobaczyła Adele u boku Trafalgara. Od razu zauważyła, że zakochała się w nim. Nawet nie musiała tego czytać z jej myśli. Lgnęła do niego cały czas, co ją irytowało. Jednak zdążyła też zauważyć, że Lalka Rogera jedynie ją wykorzystywał. Chciał, żeby Midoriko była o nią zazdrosna. Udało mu się, więc był rozbawiony tym faktem. Natomiast jej wcale nie było do śmiechu. Nie wiedziała, na ile pozwoliłby Adele zbliżyć się do siebie. A nie potrafiła znieść myśli, że ktoś inny mógłby być w bliższych relacjach z nim niż ona. Tyle że nie miała na to żadnego wpływu. Musiała zdać się na swoje przeczucia, które jeszcze nigdy ją nie zawiodły. To przywołało delikatny uśmiech na jej twarz i pozwoliło na skończenie rozmyślania o Adele. Jednak wtedy jej uwaga popłynęła ku Itachiemu. Powiedziała Trafalgarowi, że pomoże Krukowi wrócić do lotu. Ale tak naprawdę nie miała pojęcia, jak to zrobić. Wiedziała tylko, że musiała wypełnić swoje postanowienie. Choć przyszła na Fiery Raven jako szpieg z rozkazu Trafalgara, bardzo szybko zaczęła przełamywać swój wrodzony dystans do ludzi. Poznała myśli większości osób, które jej zaimponowały. Przez to zaczynała czuć do nich sympatię, aż w końcu udało jej się polubić całą czołówkę. Nie podobało się jej zmiana Itachiego z dwóch powodów. Pierwszym było to, że wcześniej wydawał się być po prostu lepszy. Wokół siebie miał wielu ludzi, którzy martwili się o niego. Wcześniej nie musieli. To on był tym, który troszczył się o innych. A oni podziwiali go, wierzyli w niego i cieszyli się, że mogli być na jego okręcie. Na statku Trafalgara nigdy nie widziała czegoś takiego. Zaśmiała się pod nosem, gdy zauważyła paradoks. Nie chciała, żeby Itachi stał się taki jak Lalka Rogera, ale to właśnie on był drugą przyczyną jej dezaprobaty. Trafalgar wychodził z założenia, że jeśli znalazłby skarb, to Kruk popłynąłby za nim. Midoriko zaznaczała, że może być też odwrotnie, ale jego zuchwałość nie pozwalała na przyjęcie takiej opcji. Mimo tego zgadzał się z nią, uprzednio zaznaczając, że jej wersja jest czysto teoretyczna. Twierdził, że wszystko i tak skończyłoby się walką o skarb pomiędzy nimi dwoma. Powiedział też, że jego marzeniem jest pokonanie godnego siebie przeciwnika i zdobycie nagrody, aby pokazać wszystkim swoją znakomitość. Choć ta ambicja wydawała się jej zuchwała, głupia i typowo męska, postanowiła wspierać go. Widziała bowiem Zrobiła to, ponieważ dostrzegała w jego oczach charakterystyczny błysk pełen pasji. Gdy zastanowiła się nad tym, zrozumiała, dlaczego wcześniej nie atakował Fiery Raven. Czekał właśnie na ten moment, kiedy mógłby stoczyć pojedynek z Itachim o wszystko. Ale jeśli White pozostałby w takim stanie, w jakim znajdował się ostatnio, w jego marzeniu zabrakłoby jednego elementu. Przeciwnik nie byłby wystarczająco dobry. Ta wygrana nie miałaby znaczenia. Dlatego za wszelką cenę musiała doprowadzić do tego, aby Itachi podniósł się i sam umocnił się wystarczająco, by być godnym rywalem Lalki Rogera. Chciała, żeby zwycięstwo Trafalgara stanowiło spełnienie jego fantazji. Wtedy może udałoby się zobaczyć jego szczęście, którego jeszcze nie miała okazji ujrzeć. Jego radość ograniczała się do satysfakcji, triumfu, szyderstwa lub ironicznego rechotu. Natomiast jeszcze nigdy nie była światkiem szczerego uśmiechu, którego widok był jej marzeniem. Tylko, że jeśli uda mi się go zobaczyć, to Itachi będzie nieżywy. To był element, który nie podobał się jej. Nie chciała, żeby Itachi umarł. Jeden musi zabić drugiego prędzej czy później. Wiadomo, że wolę, żeby Trafi żył, ale to nie zmienia faktu, że nie cieszy mnie śmierć Itachiego. Midoriko westchnęła, czując się zmęczona tymi myślami. Aby odegnać je od siebie, postanowiła skupić całą uwagę na wiosłowaniu w stronę Fiery Raven. Widziała już zarys okrętu. Odgarnęła włosy do tyłu, po czym ponownie wzięła chwyt i ruszyła, mając nadzieję, że starcie, pomiędzy najpotężniejszymi piratami na oceanach, nie nadejdzie zbyt szybko. Nawet jeśli to ma oznaczać, że razem z Itami będziemy musiały dłużej nosić na sobie brzemię klucza.

Itachi przeklął w myślach Freda, ładując amunicję do pistoletu. Młody chłopak pierwszy raz stanął w bocianim gnieździe nocą. Ewidentnie ta posada okazała się nieodpowiednia dla niego, ponieważ zasnął. W tym czasie jeden okręt zbliżył się do Fiery Raven, co zauważyli inni piraci, którzy poinformowali o tym Freda. Dopiero wtedy młodzian zaczął reagować. Gdyby wcześniej to zauważyli, wszyscy mieliby więcej czasu na przygotowania. Ale nie mieli go za grosz. Itachi przyłączył się do ostrzału przeciwnika. Elliott zabroniła mu używać ognia w walce i nie wiedział, jak miał sobie z tym poradzić. Oczywiście, że nie zawsze podpalał statki. Ale wtedy zatapianiem najczęściej zajmował się Sumisu. Kiedy bosman odszedł, Itachi wiedział, że zabraknie mu go właśnie w takim momencie. Poczuł żal, że nie miał go już w swojej załodze. Ale to nie był czas na rozczulanie. Potrząsnął głową i skupił się na trafianiu do celu.
- Dave! – zawołał.
Po krótkiej chwili rudy chłopak pojawił się tuż przy nim.
- Znajdź miejsce, z którego będziesz dobrze widział zachód. Wypatruj tam małej łodzi. Na niej powinna być Midoriko. Nie wiem, ile czasu zajmie, zanim przypłynie.
- Tak jest.
Itachi odwrócił głowę w stronę wrogiego okrętu i wydał kolejne komendy do ataku. Dziwił się, że przeciwnicy nie używali armat. Rozważał, czy nie powinien wysłać pierwszych kul, ale stwierdził, że lepiej tego nie robić. Dla piratów otwarta walka stanowiła ryzyko. Nocą każdy mógł zobaczyć rozbłyski, z których łatwo było poznać, że na morzu miało miejsce jakieś starcie. Zazwyczaj wtedy wysyłano jakiś okręt, aby dowiedział się, czy to sprawka piratów. Jeśli okazywało się, że to oni, aresztowali ich. Oczywiście jeśli wcześniej im nie uciekli. Jednak obawa przed flotą włoską wydawała mu się niewystarczającym powodem do wstrzymania armat. Musi im zależeć na czymś, co jest na Fiery Raven. Z zamyślenia wybiło go wołanie jego imienia. Chwilę zajęło mu zorientowanie się, że dochodziło z dołu. Wyjrzał za burtę i zobaczył Joela.
- Są pod pokładem! Przechwycili Elliott!
- Jun! – zawołał Itachi.
Majtek momentalnie zjawił się tuż u jego boku. Itachi odwrócił się na pięcie i pobiegł w stronę zejściówki.
- Chodź ze mną!
Oboje wpadli do kliniki jak burza. Znaleźli tam trzech obcych piratów. Jun od razu rzucił w nich shurikenami. Dwóch trafił, ale trzeci wyskoczył przez dziurę w ścianie. Kiedy Itachi podbiegł do niej, zobaczył, jak wróg unosił się w powietrzu i wlatywał na swój statek. Tam ujrzał masywnych mężczyzn, którzy ciągnęli miotającą się Elliott pod pokład. Jednak potem dostrzegł coś, w co nie mógł uwierzyć. Za nimi stał człowiek o czarnych włosach z lekkim zarostem. Miał na sobie wyszukany strój, typowy dla dostojników angielskich. Od razu rozpoznał w nim mężczyznę, którego widział przed laty na pomoście. To on wykrzykiwał, że odnajdzie Elliott i pojmie ją za żonę. Na pewno cię pokocha, gnido.
- Potrzebne mi przejście na tamten statek – powiedział szybko.
Odwrócił się. Nagle do jego mózgu dotarły przetworzone informacje z obrazu, który widział. Wszyscy pacjenci byli martwi. Na ich piersiach widniały plamy krwi. Domyślił się, że napastnicy zabili ich, kiedy tu przyszli. Przeklął samego siebie, że dopuścił do wdarcia się wroga na swój statek. Tylko jak to zrobili? Zmarszczył brwi. Potrafią latać. Ale to przecież niczego nie wyjaśniało. Poczuł dziwny ucisk w żołądku, gdy przypomniała mu się Itami, beztrosko fruwająca pośród żagli. Odpędził od siebie ten obraz i spojrzał na majtka.
- Mówiłeś coś?
- Tak. Jun mówił, że nie mamy jak zrobić lodowego przejścia. Ani Sumisu nie może nic rzucić.
Itachi otworzył szerzej oczy, uświadamiając sobie, że podświadomie układał plan akcji według dawnego schematu. Myślał o lodowej kładce. Ale Jun miał racje. Nie było już nikogo, kto mógłby ją zrobić. Miał wystarczająco siły, żeby rzucić Junem, ale sam chciał tam pójść. Nie wiedział, czy Elliott chciała śmierci swojego narzeczonego czy też nie. Mógł posłać Juna tylko z konkretnym rozkazem. Ale zawsze można przejść po linie, będąc niewidzialnym. Znów przeklął, tym razem głośno. Kikari też nie ma. Zamknął oczy i zaczął masować skronie, mając nadzieję, że to przyniesie mu jakiś genialny plan.
- Kapitanie, Jun ma pewien pomysł – powiedział nieśmiało majtek.
Itachi spojrzał na niego z pewnym zaskoczeniem. Jednak gestem ręki dał mu do zrozumienia, żeby mówił dalej.
- Kapitan i Jun mogą skoczyć do wody. Tam jest Joel. On może pomóc Junowi i kapitanowi dostać się pod okręt wroga. A wtedy Jun już będzie zdolny pociągnąć kapitana na górę.
- No przecież! Jak mogłem być tak głupi?!
Itachi wybiegł z kliniki, a Jun ruszył za nim. Gdy wyszli na górny pokład, kapitan rozejrzał się, po czym skierował wzrok na majtka. Jun uniósł brwi do góry, kiedy w jego oku zobaczył ciepło, którego nie widział już od kilku tygodni.
- Cieszę się, że zostałeś u mego boku – rzekł łagodnie. - Choć tak naprawdę nie masz wyboru – dodał z pewną goryczą.
- Nawet gdyby Jun mógł wybrać i tak zostałby przy kapitanie. Obietnica to jedno. Ale jego własne postanowienie to drugie.
Na ustach Itachiego pojawił się cień uśmiechu, jednak szybko zniknął. Zerwał się do biegu i wyskoczył przez burtę. Jun pognał za nim. Gdy wylądowali w zimnej wodzie, Joel szybko do nich podpłynął. Pomógł im przebrnąć przez rozkołysane fale do wrogiego statku. Wtedy Jun złapał kapitana za rękę i ruszył w górę. Gdy znaleźli się na pokładzie przeciwnika, majtek od razu rozpoczął atak na wroga. Itachi również strzelał do Anglików, ale bardziej skupiał się na przemieszczaniu. W końcu udało im się wbiec na dolny pokład. Dzięki krzykom Elliott łatwiej było im znaleźć kajutę, w której ją trzymali. W drzwiach stali dwaj ochroniarze, strzelając do nich. Kapitan wykorzystał to, że jeden z nich spojrzał mu w oczy. Mężczyzna krzyknął i wycelował w swojego kompana. Lecz ten, zanim dostał kulą od swojego, sam zdążył wystrzelić jedną w Itachiego. Wtedy przed nim pojawił się Jun, który przyjął pocisk na siebie. Majtek zgiął się w pół. Itachi wybałuszył oczy i automatycznie zapalił się. Wyważył drzwi do kajuty i wyciągnął swoją katanę. Jego ogień okazał się szybszy niż ruchy mężczyzn w środku. Oparzeni upuścili bronie, które upadły na ziemię. Elliott siedziała przywiązana do krzesła, a jej narzeczony stał przerażony za nią, używając jej jako tarczy. Jednak bardziej niepokoiło go człowiek, który przykładał lufę do jej głowy.
- Nie wykonuj gwałtownych ruchów, White, a kobieta nie zginie – powiedział spokojnie.
- Co?! – krzyknął narzeczony Elliott.
- Przymknij się, Terry – mruknął mężczyzna z lufą. – Lalkę Rogera nie interesuje ta brudna dziewka. Chodziło mu tylko i wyłącznie o zwabienie tu Kruka.
- Znowu on? – mruknął Itachi.
Ogień wokół niego zaczął się zmniejszać. Gdy całkowicie zgasł, położył katanę na ramieniu i uniósł głowę do góry.
- Nie wiem, czym mam płakać, czy śmiać się. Jesteś taki dumny z pracy dla niego? Szkoda, że pozbędzie się ciebie, kiedy tylko wykonasz zadanie. Jesteś dla niego nic nieznaczącym pionkiem, którego należy wykorzystać. Nic po za tym – powiedział, przymykając oko. - Powiedz mi lepiej, gdzie on jest? – zapytał, otwierając je ponownie.
Ciemność. Mężczyzna przybity do muru. Pojawia się kruk. Leci w jego stronę. Nagle uderzył w ziemię. Potworny ból w oczach. Itachi padł na kolana, zerwał przepaskę na oko i przycisnął pięści do swoich oczodołów.
- Itachi! – usłyszał krzyk Elliott.
- Ty gnido, chciałeś mnie omamić?! Tak pogrywasz? Dobrze. Pobawimy się.
- Jun tu jest! Nie waż się tracić kontroli! – zawołała Elliott.
Potem nastąpił dziwny odgłos, który ścisnął Itachiemu gardło. Zbyt dobrze znał ten dźwięk. Ale nie przyjmował do wiadomości, że usłyszał go właśnie w tej chwili. Jednak, kiedy rozległ się krzyk Terry’ego, uzmysłowił sobie, iż wcale się nie przesłyszał. Zabrał ręce ze swoich oczu, a oddech mu przyspieszył. Podniósł głowę. Przed sobą zobaczył zmartwioną twarz Elliott, która zastygła w bezruchu. Z jej szyi lała się krew. Mężczyzna podchodził powoli z zabrudzonym nożem do Itachiego.
- Nienawidzę cię – powiedział White, powoli podnosząc się. - Cholernie cię nienawidzę. SŁYSZYSZ?! – ryknął jakby w stronę okrętu.
- To będzie twój koniec.
Mężczyzna rzucił się na Itachiego z bronią, ale ten z wielką łatwością wytrącił mu nóż z ręki i wbił katanę w jego bok. Ciemno. Krzyki. Ludzie padają. Nieznani dla Kruka. Ale bliscy dla wijącego się u stóp obrazu mężczyzny. Jest żałosny. Nic nie może zrobić. Dlaczego go nie rozszarpać? Tak. Niech tak będzie. Niech cierpi. Zlatują się kruki. Jeden z nich przeobraża się w Itachiego. Podchodzi do żałosnej postaci. ~Będziesz widzieć swoją śmierć dopóki nie przekażesz Lalce Rogera, że go nienawidzę i jestem gotowy, aby zemścić się za wszystkich, których mi odebrał~. Itachi znów upadł na ziemię i zakrył oczy ręką. Piekły go tak, jakby płomienie wyżerały mu narządy zmysłu.
- Kapitanie – usłyszał cichy głos majtka.
- Spuść jedną szalupę i wsadź do niej tego gnoja. Zabierz ciało Elliott na Fiery Raven. Ten statek spłonie.
- Co z narzeczonym pani Elliott? – zapytał zmartwiony.
- Proszę! – krzyknął Terry. – Błagam! Oszczędźcie mnie! Ja ją kocham! Chciałem tylko, żeby była ze mną. Ja nic nie wiem o was - piratach!
- Zamknij mordę – mruknął Itachi. – Wyda mnie, kiedy tylko wróci na ląd. Jest bogaty, nie kuszą go pieniądze.
Zapadła chwila ciszy, podczas której nieudolnie starał się uspokoić oddech.
- Jeśli aż tak bardzo nie chcesz zginąć, mogę przyjąć cię na mój pokład. Będziesz musiał podpisać kontrakt i na coś się przydać. W przeciwnym razie i tak zginiesz.
- Dobrze! Dobrze! Podpiszę, co zechcesz, tylko błagam oszczędź mnie!
- Nie dziwię się Elliott, że cię nie kochała. Jesteś tchórzem. Właściwie Itami też rozumiem. Ja dla odmiany jestem potworem – podniósł się z trudem. - Jun, zrób to, o co cię prosiłem. A zanim spalimy statek, zabierz mnie na Fiery Raven. Nie mogę otworzyć oczu.

1 komentarz:

  1. Trafi mnie zaskakuje. :'D
    Za to Itachi ma niezły zapłon... Serio mógł się trochę zastanowić zanim spowodował, że go opuścili. Taki z niego palant, że czuć głupotą na kilometr. Nawet dwa!
    Smutam po Elliott. ; ;
    A drania bym wykastrowała! D:<

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy