Trafalgar
wpatrywał się w miejsce, w którym znikła Midoriko. Próbował przetworzyć to, co
stało się przed chwilą i dlaczego zgodził się na to. Powinien pobiec i
zatrzymać ją. Albo zabić. Tylko że jego nogi nie miały najmniejszej ochoty
ruszyć się z miejsca. Nie mógł zrozumieć stanu, w którym go zostawiła. Dziwił
się, że w ogóle coś czuł, a w
dodatku tak intensywnie. Długo stał w osłupieniu. Otrząsnął się dopiero, gdy
usłyszał swoje fałszywe imię. Spojrzał w dół i zobaczył przed sobą klęczącą
Adele. W końcu dziewczyna zaczęła podnosić się, więc Trafalgar pomógł jej.
Miała spuszczony wzrok i wyglądała na lekko zawstydzoną.
-
Przepraszam. Straciłam nad sobą kontrolę. Ale po prostu nie mogę siedzieć
bezczynnie, kiedy ktoś zwraca się do ciebie w taki sposób.
- Nie przejmuj
się – powiedział łagodnie, patrząc na nią z udawanym
zmartwieniem. - Ona nie jest warta twojej uwagi. A ty wyglądasz piękniej
z uśmiechem.
Adele
podniosła wzrok i spojrzała na Trafalgara z pewnym uwielbieniem. Jej oczy
zaszkliły się, a kąciki ust uniosły się do góry. Jednak szybko opadły. Adele przyłożyła dłoń do jego policzka.
- Boli cię? –
zapytała, patrząc na niego zmartwiona.
- Nie.
- Wydaje mi
się, że kłamiesz – powiedziała cicho.
Trafalgar
spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem. Adele stanęła na palcach i pocałowała go
w policzek, w który wcześniej został uderzony. Potem spojrzała mu w oczy. Choć
bardzo chciała dostrzec w nich cokolwiek, jego wzrok pozostał dla niej
nieodgadniony.
- Nie
przejmuj się nią – powiedziała, uśmiechając się delikatnie. – Ja jestem przy
tobie.
Przysunęła
się bliżej i pocałowała go. Trafalgar, ku własnemu zdziwieniu, nie był wobec
tego obojętny jak zazwyczaj. Przeszkadzało mu to. Nie chciał jej ust. Pragnął
Midoriko. Poirytowany faktem, że kobiety robiły z nim, co chciały, cicho wyjął
swój sztylet i objął Adele tak, że zatrzymał ostrze tuż przy jej szyi. Po
chwili jednak przypomniał sobie, że potrzebował osoby czytającej w myślach. Ta
umiejętność była rzadkością, więc miałby sporo kłopotów szukając kolejnej. W
końcu schował nóż, w duchu przeklinając siebie i Midoriko, po czym odsunął się
od Adele. Spojrzał jej w oczy i nałożył na nią iluzję tak, aby wydawało jej się,
że chwilę temu jedynie rozmawiali i między nimi nic nie zaszło. Kiedy skończył,
odwrócił się i usiadł przy ogniu.
- Po prostu
zapomnijmy o niej.
Midoriko
wsiadła do łodzi i ostatni raz spojrzała w stronę lasu.
- Ciekawe czy
w końcu coś do ciebie dotrze i zrozumiesz swoje myśli? – powiedziała do siebie cicho,
po czym westchnęła.
Usiadłszy,
wzięła się za wiosłowanie. Było jej ciężko trzymać się swojego postanowienia o
powrocie do Itachiego, odkąd zobaczyła Adele u boku Trafalgara. Od razu
zauważyła, że zakochała się w nim. Nawet nie musiała tego czytać z jej myśli.
Lgnęła do niego cały czas, co ją irytowało. Jednak zdążyła też zauważyć, że
Lalka Rogera jedynie ją wykorzystywał. Chciał, żeby Midoriko była o nią
zazdrosna. Udało mu się, więc był rozbawiony tym faktem. Natomiast jej wcale
nie było do śmiechu. Nie wiedziała, na ile pozwoliłby Adele zbliżyć się do
siebie. A nie potrafiła znieść myśli, że ktoś inny mógłby być w bliższych
relacjach z nim niż ona. Tyle że nie miała na to żadnego wpływu. Musiała zdać
się na swoje przeczucia, które jeszcze nigdy ją nie zawiodły. To przywołało
delikatny uśmiech na jej twarz i pozwoliło na skończenie rozmyślania o Adele.
Jednak wtedy jej uwaga popłynęła ku Itachiemu. Powiedziała Trafalgarowi, że
pomoże Krukowi wrócić do lotu. Ale tak naprawdę nie miała pojęcia, jak to
zrobić. Wiedziała tylko, że musiała wypełnić swoje postanowienie. Choć przyszła
na Fiery Raven jako szpieg z rozkazu Trafalgara, bardzo szybko zaczęła
przełamywać swój wrodzony dystans do ludzi. Poznała myśli większości osób,
które jej zaimponowały. Przez to zaczynała czuć do nich sympatię, aż w końcu
udało jej się polubić całą czołówkę. Nie podobało się jej zmiana Itachiego z
dwóch powodów. Pierwszym było to, że wcześniej wydawał się być po prostu
lepszy. Wokół siebie miał wielu ludzi, którzy martwili się o niego. Wcześniej
nie musieli. To on był tym, który troszczył się o innych. A oni podziwiali go,
wierzyli w niego i cieszyli się, że mogli być na jego okręcie. Na statku
Trafalgara nigdy nie widziała czegoś takiego. Zaśmiała się pod nosem, gdy
zauważyła paradoks. Nie chciała, żeby Itachi stał się taki jak Lalka Rogera,
ale to właśnie on był drugą przyczyną jej dezaprobaty. Trafalgar wychodził z
założenia, że jeśli znalazłby skarb, to Kruk popłynąłby za nim. Midoriko
zaznaczała, że może być też odwrotnie, ale jego zuchwałość nie pozwalała na przyjęcie
takiej opcji. Mimo tego zgadzał się z nią, uprzednio zaznaczając, że jej wersja
jest czysto teoretyczna. Twierdził, że wszystko i tak skończyłoby się walką o
skarb pomiędzy nimi dwoma. Powiedział też, że jego marzeniem jest pokonanie
godnego siebie przeciwnika i zdobycie nagrody, aby pokazać wszystkim swoją
znakomitość. Choć ta ambicja wydawała się jej zuchwała, głupia i typowo męska,
postanowiła wspierać go. Widziała
bowiem Zrobiła to, ponieważ dostrzegała w jego oczach
charakterystyczny błysk pełen pasji. Gdy
zastanowiła się nad tym, zrozumiała, dlaczego wcześniej nie atakował Fiery Raven.
Czekał właśnie na ten moment, kiedy mógłby stoczyć pojedynek z Itachim o
wszystko. Ale jeśli White pozostałby w takim stanie, w jakim znajdował się
ostatnio, w jego marzeniu zabrakłoby jednego elementu. Przeciwnik nie byłby
wystarczająco dobry. Ta wygrana nie miałaby znaczenia. Dlatego za wszelką cenę musiała
doprowadzić do tego, aby Itachi podniósł się i sam umocnił się wystarczająco,
by być godnym rywalem Lalki Rogera. Chciała, żeby zwycięstwo Trafalgara
stanowiło spełnienie jego fantazji. Wtedy może udałoby się zobaczyć jego
szczęście, którego jeszcze nie miała okazji ujrzeć. Jego radość ograniczała się
do satysfakcji, triumfu, szyderstwa lub ironicznego rechotu. Natomiast jeszcze
nigdy nie była światkiem szczerego uśmiechu, którego widok był jej marzeniem. Tylko, że jeśli uda mi się go zobaczyć, to
Itachi będzie nieżywy. To był element, który nie podobał się jej. Nie
chciała, żeby Itachi umarł. Jeden musi
zabić drugiego prędzej czy później. Wiadomo,
że wolę, żeby Trafi żył, ale to nie zmienia faktu, że nie cieszy mnie śmierć
Itachiego. Midoriko westchnęła, czując się zmęczona tymi myślami. Aby
odegnać je od siebie, postanowiła skupić całą uwagę na wiosłowaniu w stronę
Fiery Raven. Widziała już zarys okrętu. Odgarnęła włosy do tyłu, po czym
ponownie wzięła chwyt i ruszyła, mając nadzieję, że starcie, pomiędzy
najpotężniejszymi piratami na oceanach, nie nadejdzie zbyt szybko. Nawet jeśli to ma oznaczać, że razem z Itami
będziemy musiały dłużej nosić na sobie brzemię klucza.
Itachi
przeklął w myślach Freda, ładując amunicję do pistoletu. Młody chłopak pierwszy
raz stanął w bocianim gnieździe nocą. Ewidentnie ta posada okazała się
nieodpowiednia dla niego, ponieważ zasnął. W tym czasie jeden okręt zbliżył się
do Fiery Raven, co zauważyli inni piraci, którzy poinformowali o tym Freda.
Dopiero wtedy młodzian zaczął reagować. Gdyby wcześniej to zauważyli, wszyscy
mieliby więcej czasu na przygotowania. Ale nie mieli go za grosz. Itachi
przyłączył się do ostrzału przeciwnika. Elliott zabroniła mu używać ognia w
walce i nie wiedział, jak miał sobie z tym poradzić. Oczywiście, że nie zawsze
podpalał statki. Ale wtedy zatapianiem najczęściej zajmował się Sumisu. Kiedy
bosman odszedł, Itachi wiedział, że zabraknie mu go właśnie w takim momencie.
Poczuł żal, że nie miał go już w swojej załodze. Ale to nie był czas na
rozczulanie. Potrząsnął głową i skupił się na trafianiu do celu.
- Dave! –
zawołał.
Po
krótkiej chwili rudy chłopak pojawił się tuż przy nim.
- Znajdź
miejsce, z którego będziesz dobrze widział zachód. Wypatruj tam małej łodzi. Na
niej powinna być Midoriko. Nie wiem, ile czasu zajmie, zanim przypłynie.
- Tak jest.
Itachi
odwrócił głowę w stronę wrogiego okrętu i wydał kolejne komendy do ataku.
Dziwił się, że przeciwnicy nie używali armat. Rozważał, czy nie powinien wysłać
pierwszych kul, ale stwierdził, że lepiej tego nie robić. Dla piratów otwarta
walka stanowiła ryzyko. Nocą każdy mógł zobaczyć rozbłyski, z których łatwo
było poznać, że na morzu miało miejsce jakieś starcie. Zazwyczaj wtedy wysyłano
jakiś okręt, aby dowiedział się, czy to sprawka piratów. Jeśli okazywało się,
że to oni, aresztowali ich. Oczywiście jeśli wcześniej im nie uciekli. Jednak
obawa przed flotą włoską wydawała mu się niewystarczającym powodem do
wstrzymania armat. Musi im zależeć na
czymś, co jest na Fiery Raven. Z zamyślenia wybiło go wołanie jego imienia.
Chwilę zajęło mu zorientowanie się, że dochodziło z dołu. Wyjrzał za burtę i
zobaczył Joela.
- Są pod
pokładem! Przechwycili Elliott!
- Jun! –
zawołał Itachi.
Majtek
momentalnie zjawił się tuż u jego boku. Itachi odwrócił się na pięcie i pobiegł
w stronę zejściówki.
- Chodź ze
mną!
Oboje
wpadli do kliniki jak burza. Znaleźli tam trzech obcych piratów. Jun od razu
rzucił w nich shurikenami. Dwóch trafił, ale trzeci wyskoczył przez dziurę w
ścianie. Kiedy Itachi podbiegł do niej, zobaczył, jak wróg unosił się w
powietrzu i wlatywał na swój statek. Tam ujrzał masywnych mężczyzn, którzy
ciągnęli miotającą się Elliott pod pokład. Jednak potem dostrzegł coś, w co nie
mógł uwierzyć. Za nimi stał człowiek o czarnych włosach z lekkim zarostem. Miał
na sobie wyszukany strój, typowy dla dostojników angielskich. Od razu rozpoznał
w nim mężczyznę, którego widział przed laty na pomoście. To on wykrzykiwał, że
odnajdzie Elliott i pojmie ją za żonę. Na
pewno cię pokocha, gnido.
- Potrzebne
mi przejście na tamten statek – powiedział szybko.
Odwrócił
się. Nagle do jego mózgu dotarły przetworzone informacje z obrazu, który
widział. Wszyscy pacjenci byli martwi. Na ich piersiach widniały plamy krwi.
Domyślił się, że napastnicy zabili ich, kiedy tu przyszli. Przeklął samego
siebie, że dopuścił do wdarcia się wroga na swój statek. Tylko jak to zrobili? Zmarszczył brwi. Potrafią latać. Ale to przecież niczego nie wyjaśniało. Poczuł
dziwny ucisk w żołądku, gdy przypomniała mu się Itami, beztrosko fruwająca
pośród żagli. Odpędził od siebie ten obraz i spojrzał na majtka.
- Mówiłeś
coś?
- Tak. Jun
mówił, że nie mamy jak zrobić lodowego przejścia. Ani Sumisu nie może nic
rzucić.
Itachi
otworzył szerzej oczy, uświadamiając sobie, że podświadomie układał plan akcji
według dawnego schematu. Myślał o lodowej kładce. Ale Jun miał racje. Nie było
już nikogo, kto mógłby ją zrobić. Miał wystarczająco siły, żeby rzucić Junem,
ale sam chciał tam pójść. Nie wiedział, czy Elliott chciała śmierci swojego
narzeczonego czy też nie. Mógł posłać Juna tylko z konkretnym rozkazem. Ale zawsze można przejść po linie, będąc
niewidzialnym. Znów przeklął, tym razem głośno. Kikari też nie ma. Zamknął oczy i zaczął masować skronie, mając
nadzieję, że to przyniesie mu jakiś genialny plan.
- Kapitanie,
Jun ma pewien pomysł – powiedział nieśmiało majtek.
Itachi
spojrzał na niego z pewnym zaskoczeniem. Jednak gestem ręki dał mu do
zrozumienia, żeby mówił dalej.
- Kapitan i
Jun mogą skoczyć do wody. Tam jest Joel. On może pomóc Junowi i kapitanowi
dostać się pod okręt wroga. A wtedy Jun już będzie zdolny pociągnąć kapitana na
górę.
- No
przecież! Jak mogłem być tak głupi?!
Itachi
wybiegł z kliniki, a Jun ruszył za nim. Gdy wyszli na górny pokład, kapitan rozejrzał się, po czym skierował wzrok na
majtka. Jun uniósł brwi do góry, kiedy w jego oku zobaczył ciepło, którego nie
widział już od kilku tygodni.
- Cieszę się,
że zostałeś u mego boku – rzekł łagodnie. - Choć tak naprawdę nie masz wyboru –
dodał z pewną goryczą.
- Nawet gdyby
Jun mógł wybrać i tak zostałby przy kapitanie. Obietnica to jedno. Ale jego
własne postanowienie to drugie.
Na
ustach Itachiego pojawił się cień uśmiechu, jednak szybko zniknął. Zerwał się
do biegu i wyskoczył przez burtę. Jun pognał za nim. Gdy wylądowali w zimnej
wodzie, Joel szybko do nich podpłynął. Pomógł im przebrnąć przez rozkołysane
fale do wrogiego statku. Wtedy Jun złapał kapitana za rękę i ruszył w górę. Gdy
znaleźli się na pokładzie przeciwnika, majtek od razu rozpoczął atak na wroga.
Itachi również strzelał do Anglików, ale bardziej skupiał się na
przemieszczaniu. W końcu udało im się wbiec na dolny pokład. Dzięki krzykom
Elliott łatwiej było im znaleźć kajutę, w której ją trzymali. W drzwiach stali
dwaj ochroniarze, strzelając do nich. Kapitan wykorzystał to, że jeden z nich
spojrzał mu w oczy. Mężczyzna krzyknął i wycelował w swojego kompana. Lecz ten,
zanim dostał kulą od swojego, sam zdążył wystrzelić jedną w Itachiego. Wtedy przed
nim pojawił się Jun, który przyjął pocisk na siebie. Majtek zgiął się w pół. Itachi
wybałuszył oczy i automatycznie zapalił się. Wyważył drzwi do kajuty i
wyciągnął swoją katanę. Jego ogień okazał się szybszy niż ruchy mężczyzn w
środku. Oparzeni upuścili bronie, które upadły na ziemię. Elliott siedziała
przywiązana do krzesła, a jej narzeczony stał przerażony za nią, używając jej
jako tarczy. Jednak bardziej niepokoiło go człowiek, który przykładał lufę do
jej głowy.
- Nie
wykonuj gwałtownych ruchów, White, a kobieta nie zginie – powiedział spokojnie.
- Co?! –
krzyknął narzeczony Elliott.
- Przymknij
się, Terry – mruknął mężczyzna z lufą. – Lalkę Rogera nie interesuje ta brudna
dziewka. Chodziło mu tylko i wyłącznie o zwabienie tu Kruka.
- Znowu on? –
mruknął Itachi.
Ogień
wokół niego zaczął się zmniejszać. Gdy całkowicie zgasł, położył katanę na
ramieniu i uniósł głowę do góry.
- Nie wiem,
czym mam płakać, czy śmiać się. Jesteś taki dumny z pracy dla niego? Szkoda, że
pozbędzie się ciebie, kiedy tylko wykonasz zadanie. Jesteś dla niego nic
nieznaczącym pionkiem, którego należy wykorzystać. Nic po za tym – powiedział,
przymykając oko. - Powiedz mi lepiej, gdzie on jest? – zapytał, otwierając je
ponownie.
Ciemność. Mężczyzna przybity do muru.
Pojawia się kruk. Leci w jego stronę. Nagle uderzył w ziemię. Potworny ból
w oczach. Itachi padł na kolana, zerwał przepaskę na oko i przycisnął pięści do
swoich oczodołów.
- Itachi! –
usłyszał krzyk Elliott.
- Ty gnido,
chciałeś mnie omamić?! Tak pogrywasz? Dobrze. Pobawimy się.
- Jun tu jest!
Nie waż się tracić kontroli! – zawołała Elliott.
Potem
nastąpił dziwny odgłos, który ścisnął Itachiemu gardło. Zbyt dobrze znał ten
dźwięk. Ale nie przyjmował do wiadomości, że usłyszał go właśnie w tej chwili.
Jednak, kiedy rozległ się krzyk Terry’ego, uzmysłowił sobie, iż wcale się nie
przesłyszał. Zabrał ręce ze swoich oczu, a oddech mu przyspieszył. Podniósł
głowę. Przed sobą zobaczył zmartwioną twarz Elliott, która zastygła w bezruchu.
Z jej szyi lała się krew. Mężczyzna podchodził powoli z zabrudzonym nożem do
Itachiego.
- Nienawidzę
cię – powiedział White, powoli podnosząc się. - Cholernie cię nienawidzę.
SŁYSZYSZ?! – ryknął jakby w stronę okrętu.
- To będzie twój
koniec.
Mężczyzna
rzucił się na Itachiego z bronią, ale ten z wielką łatwością wytrącił mu nóż z
ręki i wbił katanę w jego bok. Ciemno.
Krzyki. Ludzie padają. Nieznani dla Kruka. Ale bliscy dla wijącego się u stóp
obrazu mężczyzny. Jest żałosny. Nic nie może zrobić. Dlaczego go nie
rozszarpać? Tak. Niech tak będzie. Niech cierpi. Zlatują się kruki. Jeden z
nich przeobraża się w Itachiego. Podchodzi do żałosnej postaci. ~Będziesz
widzieć swoją śmierć dopóki nie przekażesz Lalce Rogera, że go nienawidzę i
jestem gotowy, aby zemścić się za wszystkich, których mi odebrał~. Itachi
znów upadł na ziemię i zakrył oczy ręką. Piekły go tak, jakby płomienie
wyżerały mu narządy zmysłu.
- Kapitanie –
usłyszał cichy głos majtka.
- Spuść jedną
szalupę i wsadź do niej tego gnoja. Zabierz ciało Elliott na Fiery Raven. Ten
statek spłonie.
- Co z
narzeczonym pani Elliott? – zapytał zmartwiony.
- Proszę! –
krzyknął Terry. – Błagam! Oszczędźcie mnie! Ja ją kocham! Chciałem tylko, żeby
była ze mną. Ja nic nie wiem o was - piratach!
- Zamknij
mordę – mruknął Itachi. – Wyda mnie, kiedy tylko wróci na ląd. Jest bogaty, nie
kuszą go pieniądze.
Zapadła
chwila ciszy, podczas której nieudolnie starał się uspokoić oddech.
- Jeśli aż
tak bardzo nie chcesz zginąć, mogę przyjąć cię na mój pokład. Będziesz musiał
podpisać kontrakt i na coś się przydać. W przeciwnym razie i tak zginiesz.
- Dobrze!
Dobrze! Podpiszę, co zechcesz, tylko błagam oszczędź mnie!
- Nie dziwię
się Elliott, że cię nie kochała. Jesteś tchórzem. Właściwie Itami też rozumiem.
Ja dla odmiany jestem potworem – podniósł się z trudem. - Jun, zrób to, o co
cię prosiłem. A zanim spalimy statek, zabierz mnie na Fiery Raven. Nie mogę
otworzyć oczu.
Trafi mnie zaskakuje. :'D
OdpowiedzUsuńZa to Itachi ma niezły zapłon... Serio mógł się trochę zastanowić zanim spowodował, że go opuścili. Taki z niego palant, że czuć głupotą na kilometr. Nawet dwa!
Smutam po Elliott. ; ;
A drania bym wykastrowała! D:<