poniedziałek, 1 lipca 2013

45 cz.1

Midoriko zapukała do drzwi. Usłyszała kroki za ścianą i po chwili w wejściu stanęła Lorraine. Midoriko uśmiechnęła się. 
- Rozpakowałaś się już? Za chwilę zaprowadzę cię i panią Marmouget do kajuty kapitana. Ale czy mogę najpierw wejść na chwilę? 
Lorraine spojrzała na nią z lekkim zdziwieniem. W końcu jednak potaknęła i odsunęła się od drzwi. Gdy Midoriko weszła do środka, zobaczyła, że ta kajuta niewiele różniła się od jej własnej. Skromna koja, koło której stała etażerka, stół z dwoma krzesłami i duża szafa. Pokój znajdował się tuż obok kliniki, więc wywnioskowała, że wcześniej mieszkała tu Elliott. Choć wydaje mi się, że rzadko kiedy tu bywała.
- Może napijesz się czegoś? – zaproponowała Lorraine. – Mam tu herbatę i rum.
- Nie, dziękuję – uśmiechnęła się uprzejmie. – Chciałam tylko coś ci wyjaśnić. 
Midoriko utkwiła świdrujące spojrzenie w Lorraine, a jej twarz straciła miły wyraz. Ku jej zdziwieniu, dziewczyna wcale nie spuściła wzorku. Wpatrywała się w nią badawczo.
- Nie powiesz kapitanowi niczego o Itami.
Brwi Lorraine podskoczyły do góry.
- Nie lubię cię, więc nie muszę podawać ci moich motywów – ciągnęła Midoriko. – Liczy się to, że kapitan może dowiedzieć się, iż Lalka Rogera planował coś względem Itami. Przedstawisz mu wersję, że oboje chcieliśmy po prostu poprawić swoje umiejętności – przerwała na chwilę i wzięła głęboki oddech. – Dobrze myślisz. Nie możesz mu powiedzieć. Jeśli to zrobisz, dowiem się tego z umysłu twojego lub kapitana. 
Lorraine zagryzła wargę i po raz pierwszy odwróciła wzrok. Wyglądała, jakby kalkulowała w głowie, czy istniał jakiś sposób, żeby ją oszukać. Jednak słaby kontakt wzrokowy pozwolił Midoriko słyszeć tylko ciche głosy, których często nie mogła zrozumieć.
- Daruj sobie – prychnęła. – Nie wiem, dlaczego chcesz mu powiedzieć. To i tak nie twój interes.
- Kapitan White jest niesamowity. Nie mogłabym znieść myśli, że go okłamuję.
- Ale jesteś do tego zmuszona. Byłam uczniem samego Lalki Rogera. Jestem zdolna do okrucieństw, o których nawet nie śniłaś w najgorszych koszmarach. Nie sądzę, by sprzeciwianie mi się było dobrym pomysłem.
Oczy Midoriko zabłysły złowrogo. Przez chwilę dostrzegła na twarzy Lorraine strach. Wtedy uśmiechnęła się z samozadowoleniem i podeszła do drzwi.
- Chodźmy. Kapitan już czeka – oznajmiła z promiennym uśmiechem. 

Asuma dotarła do Wando już parę dni temu. Pierwszym miejscem, do którego się udała, była stara siedziba Jun Sae Han. Przesiedziała w ukryciu kilka godzin, nasłuchując rozmów strażników oraz osób wchodzących i wychodzących. Dzięki nim dowiedziała się, że ten budynek należał do mafii o nazwie Bangun, co oznaczało „powstańcy”. Minho mówił jej, że został szefem właśnie tej organizacji. Mimo to z rozmów Koreańczyków wywnioskowała, że główna siedziba znajdowała się gdzieś indziej.
Pozostawała w ukryciu przez następne parę dni, aby zbierać informacje. Potem jednak przed budynkiem zjawił się jeden z jej dawnych wspólników. Zaczekała na niego, a gdy wyszedł, ruszyła za nim. Dopiero kiedy oddalili się wystarczająco, wyszła mu naprzeciw z pistoletem. Mężczyzna nie pozostawał dłużny, ponieważ też w nią celował.
- Witaj, Woo Yeon. Pamiętasz mnie? 
Niski, barczysty mężczyzna, który bardziej przypominał małpę niż człowieka, zmrużył ciemne oczy. W końcu uniósł brwi do góry i opuścił niżej broń.
- Takamichi? Jeszcze parę tygodni temu widziano cię w Irlandii, a teraz jesteś tutaj?
- Owszem. Postanowiłam złożyć wam wizytę. Nie cieszysz się?
- Niezbyt. Mamy ręce pełne roboty. Nie mamy czasu na zabawy – zmarszczył brwi i obdarzył ją chłodnym spojrzeniem. – Minho szczególnie. 
Asuma prychnęła pod nosem i schował broń. Podeszła bliżej do Woo Yeon, który również odłożył pistolet.
- Nie mam zamiaru być kulą u jego nogi. Wręcz przeciwnie. Chcę mu pomóc.
- Nie wątpię w twoje umiejętności strzeleckie, ale długo cię nie było. Nie wiesz, co tu się dzieje. Nie mamy czasu, żeby omawiać ci wszystko po kolei.
- Mam większą wiedzę niż sobie wyobrażasz. Jak mogłabym nie wykorzystać tak wspaniałej szansy, jaką było spotkanie szefa Bangun, do zbierania informacji? – zapytała, a w jej oku pojawił się przebiegły błysk. 
Woo Yeon wzruszył ramionami i odwrócił się na pięcie.
- Rób, co chcesz. Nie obchodzi mnie to, dopóki nie będziesz nikomu zawadzać. 
Kiedy ruszył w swoją stronę, Asuma wpatrywała się w jego plecy w zamyśleniu.
- Potrzebuję odpowiedzi na jedno pytanie – powiedziała w końcu. 
Woo Yeon zatrzymał się. Odwrócił się powoli i spojrzał na nią z lekkim zniecierpliwieniem.
- Gdzie jest główna siedziba? – zapytała, patrząc mu prosto w oczy.
- Ach tak – mruknął, po czym zaśmiał się. – W północno-zachodniej części miasta. Nie znajdziesz go tam. Nie pozwoliłby, żeby ktoś tak łatwo dostał się do niego.
- Ale on musi mieć możliwość szybkiego przemieszczenia się do siedziby – zauważyła.
- Pewnie tak – wzruszył ramionami. – Wiem tylko, że to Minho zarządza spotkania. Nigdy na odwrót. Zawsze odbywają się w siedzibie, ale on bywa tam okazjonalnie. 
Asuma pokiwała głową. Przeanalizowała w głowie wszystkie informacje, które posiadała od Woo Yeon, strażników i samego Minho. W końcu uśmiechnęła się pod nosem.
- Z czego się cieszysz? – zapytał Koreańczyk, marszcząc brwi.
- Ależ z niczego. Gdzie znajdę jakieś konie?
- Pewnie w najbliższym miasteczku. Ale nie rozumiem, po co dalej chcesz tam jechać. Nie znajdziesz go.
- Wyślę ci serdeczne pozdrowienia, kiedy będę już u jego boku – powiedziała z szerokim uśmiechem, po czym pobiegła w stronę lasu. 
Czuła na sobie spojrzenie Woo Yeon, ale nie miała zamiaru się odwracać. Skupiła się na omijaniu twardolistnych drzew i zarośli. Musiała uważać na każde zielsko, ponieważ już wcześniej skaleczyła się kilka razy. 
W końcu dobiegła do pierwszego budynku, za którym roztaczały się następne. Uśmiechnęła się do siebie, widząc konie na tyle jednego domu. Podbiegła do ogrodzenia i rozejrzała się. Kiedy zanotowała, że teren był czysty, przeskoczyła przez parkan. Podbiegła do stajni i obeszła parę wierzchowców, po czym podeszła do jednego. Dosiadła go, uprzednio zdobywając jego zaufanie i popędziła go. Koń przeskoczył przez ogrodzenie i pognał na północ. Asuma czuła przyjemny wiatr we włosach. Kiedy przejeżdżała obok pól ryżowych, patrzyła na nie z zaciekawieniem. Potem jednak skupiła swoją uwagę na mieście, którego budowle były coraz bliżej. Gdy podjechała wystarczająco blisko, skręciła i ruszyła do lasu. Tam zatrzymała konia i zeszła z niego. Poklepała go delikatnie po szyi, po czym puściła wolno. Przyczaiła się przy jednym z drzew i usiadła. Zmieniła układ broni pochowanej w ubraniach. Gdy skończyła, zaczęła przyglądać się ulicom w mieście, czekając na zmrok.

Asuma przemykała się tuż przy murach domów. Wszystkie latarnie były już zgaszone, a jej jedyne oświetlenie stanowiły gwiazdy i pełnia księżyca. Przy każdym końcu muru ostrożnie wyglądała zza niego, czy nikogo nie było. W większości wypadków mogła przemieszczać się spokojnie. Ulice były puste, to też nie musiała za bardzo zmieniać drogi. Mimo to nie traciła czujności. Szła najciszej i najostrożniej, jak się dało. W końcu jednak usłyszała jakieś rozmowy. Czmychnęła w najbliższy zaułek i przykleiła się do ściany. Byłoby zbyt podejrzane, gdybym kompletnie nikogo nie spotkała. Uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie, jak łatwo odwróciła uwagę strażników. Wystarczył mały wybuch i przewalenie drzewa. Z poczucia samozadowolenia wyciągnęły ją dźwięki kroków i głosy. Skupiła uwagę na rozmowie, by usłyszeć, o czym mówili.
- Kim on, u licha, jest, żeby pojawiać się i znikać, kiedy tylko mu się podoba?! – zawołał jeden mężczyzna.
- Ciszej – syknął drugi.
- Szefem – mruknął z niezadowoleniem trzeci głos.
- Tym bardziej jego ludzie powinni wiedzieć, gdzie nagle znika – powiedział pierwszy.
- Założę się, że wiedzą – odpowiedział, ten który wcześniej go uciszał. - Po prostu nie chcą powiedzieć. Zresztą nie musisz tak się denerwować. Wyślą mu wiadomość, że chcesz ponownie się z nim widzieć.
Mężczyźni w tym momencie przechodzili tuż obok Asumy. Jednak pochłonięci rozmową nawet jej nie zauważyli. Aczkolwiek nie umknęło jej uwadze, że ten, który szedł najdalej od niej, rozglądał się niespokojnie po domach.
- Wiesz ile czekałem na to spotkanie?!
- Przymknij się w końcu! Poczekasz jeszcze raz, albo dasz temu spokój. Powiedział ci najważniejsze. Widocznie uznał, że z resztą powinieneś sam sobie poradzić.
- Zawsze jesteś po jego stronie.
- Przedstawiam realia i dobrze ci radzę. 
Nagle wszyscy ucichli. Z odgłosów kroków wywnioskowała też, że stanęli w miejscu. Przedłużająca się cisza sprawiła, że poczuła się nieswojo. Odruchowo włożyła dłoń do kieszeni, aby chwycić broń. Serce stanęło jej w gardle, gdy uświadomiła sobie, że jej tam nie ma. Odwróciła się gwałtownie w bok, ale zanim cokolwiek dostrzegła, poczuła silne uderzenie na głowie i zapadła ciemność.
Gdy odzyskała przytomność, od razu chwyciła się za głowę. Zmrużyła bardziej oczy, wciąż czując ból. W końcu podniosła powieki i zobaczyła przed sobą Koreańską twarz, która była jakaś dziwnie znajoma. Poszukała w pamięci, gdzie widziała już podobną gębę osobę i w końcu przypomniał jej się jeden kolega Minho.
- Patrzcie, obudziła się – zaśmiał się.
- Trzeba było mocniej mnie uderzyć – mruknęła, delikatnie gładząc swoją głowę.
- Nie. Walnąłem w sam raz – wzruszył ramionami. 
Koreańczyk odwrócił się do niej plecami. Asuma podniosła lekko głowę, na co chłopak od razu zareagował i unieruchomił jej ręce. Wywróciła oczami, po czym szybko zlustrowała całe pomieszczenie. Nie była w stanie zapamiętać umiejscowienia mebli, ale wystarczyło jej to, że wiedziała już, gdzie stało pięciu ludzi. Z góry założyła, że przed wejściem zapewne też postawili kogoś. Musieli dobrze ją pilnować, bo znali jej umiejętności. Ale chyba nie wystarczająco. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie uciekniesz stąd – mruknął Koreańczyk, który ją trzymał. – Nie masz z czego się cieszyć.
- Nie rozumiem jednego – powiedziała Asuma, ignorując jego ostrzeżenie. – Jesteście chłopcami na posyłki Minho, a traktujecie mnie jak wroga.
- Chwilowo jesteś uznawana za szpiega. Co on z tobą zrobi, to już jego sprawa. Po za tym nie wszyscy tacy jesteśmy.
- Uważasz się za lepszego?
- Owszem.
- Twój błąd. 
Koreańczyk spojrzał na nią podejrzliwie. Asuma kichnęła, zmieniając cały pokój, łącznie z ludźmi, w igloo. Zostawiła im tylko maleńkie otwory na nos, żeby mogli przez nie oddychać. Pod lodem przesunęła swoje dłonie, wyzwalając je z ucisku i podniosła się. Spojrzała z góry na mężczyznę.
- Skoro jesteś mu bliski, pewnie wiesz, gdzie jest. Chętnie zabrałabym cię ze sobą, ale obawiam się, że i tak znalazłbyś sposób, żeby ostrzec innych, że jestem wolna. Chociaż to byłoby wielce nierozsądne. Ja nie chcę nikogo zabijać i jestem pewna, że wy nie macie prawa zastrzelić mnie. 
Asuma wyciągnęła swoją broń i przeładowała ją. Przeszła przez cały pokój, poszukując jakiejś innej drogi ucieczki niż drzwi. Rozczarowana, aczkolwiek nie zdziwiona, wróciła do Koreańczyka i stanęła za nim. Wsunęła rękę w lód na jego plecach i chwyciła go za koszulkę. Uniosła go do góry, odpowiednio manipulując zamrożoną wodą. Potem podeszła bliżej drzwi. W końcu przyłożyła dłoń do ust mężczyzny.
- Powiesz mi, gdzie on jest, czy sama mam go sobie znaleźć? – zapytała. 
Lód zsunął się z twarzy Koreańczyka, który spojrzał na nią spod byka.
- Jeśli jesteś taka zdolna, jak twierdzi, sama sobie poradzisz – prychnął. - Ale masz w połowie rację. My cię nie zabijemy pod warunkiem, że ty nie zrobisz tego nam. Mimo to możemy cię skrzywdzić i taki mają zamiar strzelcy. Alarm! 
Momentalnie do pomieszczenia weszli trzej mężczyźni, celując w nią.
- Wstrzymać ogień! – krzyknął zamrożony mężczyzna, który robił za tarczę Asumy. 
Strzelcy stanęli w osłupieniu, wciąż do niej mierząc.
- Miło było poznać, ale spieszę się, żeby zdążyć na śniadanko – powiedziała, uśmiechając się złośliwie. – Ty, Jun Su, będziesz moją tarczą za karę, że przez ciebie boli mnie głowa. 
W jednej chwili cała trójka zmieniła się w posągi z lodu. Asuma wybiegła z pomieszczenia, wciąż trzymając przed sobą zamrożonego Jun Su. Koreańczyk wyklinał ją i krzyczał, że uciekła, więc w końcu zatkała mu buzię. Przemierzając budynek, wciąż natrafiała na nowych strzelców. Zamrażała ich, po czym biegła dalej. Znów jej szło podejrzanie dobrze, więc stała się czujniejsza. Po niedługim czasie jej przeczucia ponownie okazały się słuszne. Kula śmignęła tuż koło jej ramienia, więc od razu wycelowała do tyłu. Nie trafiła w napastnika, ale udało jej się zamienić go w lód, zanim wystrzelił ponownie. W końcu dobiegła do tylnego wyjścia. Była już zdyszana nie tylko z powodu biegu, ale także stałego używania swojej mocy. W końcu musiała nią manipulować nie tylko, żeby przemieszczać Jun Su, ale także używać do obrony. Jednak przed nią właśnie stało trudniejsze zadanie. Musiała przedostać się na drugą stronę pustego placu. Wiedziała, że wtedy będzie na celowniku osób, które zostały w siedzibie.
- Pod którym domem? – mruknęła, spoglądając na Jun Su. 
W odpowiedzi dostała tylko zszokowane spojrzenie. Uśmiechnęła się pod nosem. Mężczyzna zmienił wyraz twarzy, jakby właśnie przeklął swoją głupotę. Miała rację. Minho ukrywał się w podziemiach, któregoś z tych domów. Schowała ręce do płaszcza i wyszperała z niego parę granatów. Wybrała ten, który nie powodował większych szkód, odbezpieczyła go i rzuciła przed siebie. Po chwili rozległ się wybuch i na wolnym placu pojawiła się ciemna chmura dymu. Natychmiast ruszyła przed siebie. W połowie drogi zostawiła Jun Su i pognała dalej. Dobiegła do jednego z domów i schowała się za skrzynią koło niego. Zajrzała do środka, ale nie znalazła tam nic po za jakimiś śmierdzącymi substancjami, więc zamknęła ją z powrotem. Rozejrzała się, ale nie mogła nic dostrzec. Odczekała aż zasłona opadła, uważnie lustrując wzrokiem otoczenie. Gdy zaczęło robić się coraz widniej, dostrzegła drobną postać, która przebiegła przez chmurę dymu i później gdzieś znikła. Przywołała w myślach obraz domków stojących w szeregu i od razu przyporządkowała jeden, który stał w miejscu, gdzie zniknął człowiek. Szybko przemieściła się bliżej niego i znów stanęła w ukryciu. Odczekała jeszcze trochę, aż zrobiło się jaśniej i ściągnęła z Jun Su lód. Po chwili, tak jak się spodziewała, rozległy się strzały i jego krzyki, żeby przestali. Uśmiechnęła się pod nosem, po czym ruszyła naokoło domu. Tyłem przeszła obok kolejnych dwóch i zatrzymała się przed tym właściwym. Przeskoczyła przez płot i weszła na podwórko. Wtedy z budynku wyszedł młody chłopak. Musiał być obcokrajowcem, gdyż nie miał skośnych oczu, a kolor jego skóry był bardzo jasny. Kiedy Asuma chciała go zamrozić, chłopak odskoczył. Zmarszczyła brwi i spróbowała ponownie, ale znów uciekł. Zrobiła to samo jeszcze parę razy, lecz obcokrajowiec wciąż jej umykał, niebezpiecznie zbliżając się do niej. Nagle znikł jej z oczu. Szybko wyczuła jakiś ruch za sobą i strzeliła w tył. Odwróciła się i zobaczyła, że chłopak dostał w ramię, trochę niżej niż planowała. Korzystając z chwili, że przejął się swoją ręką, wysłała w jego stronę lód i w końcu udało jej się go zamrozić. W tym samym momencie gdzieś z boków rozległy się strzały, więc szybko pobiegła do drzwi i rzuciła się na ziemię w progu, unikając kolejnego pocisku. Jednak ból, który nagle pojawił się w jej łydce uświadomił jej, że zrobiła to nieumiejętnie. Przeklęła głośno, ale podniosła się na nogi. Przyjrzała się uważnie podłodze i powoli, kulejąc, ruszyła śladami butów. Zaprowadziły ją do jakiegoś pomieszczenia. Wymacała drewnianą podłogę i w końcu znalazła szczelinę. Uśmiechnęła się i otworzyła ją. Radość zeszła z jej twarzy, gdy zobaczyła dziesięć pistoletów wycelowanych prosto w nią. Chciała zamrozić ich wszystkich, ale lód objął tylko paru z nich. Jeden chwycił ją za rękę, ściągnął na dół. Gdy upadła z łomotem na podłogę, ktoś przyłożył jej lufę do czoła.
- Gra skończona – powiedział lodowatym głosem mężczyzna, który celował w jej skroń.
- Wygrałam – oznajmiła Asuma. 
Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
- Dotarłam tu. Minho! Nie wyjdziesz mnie przywitać? 
Przez mężczyzn przebiegł cichy pomruk. Po chwili drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł wysoki, chudy, ale umięśniony młodzian. Na twarzy miał wymalowaną powagę, lecz w oczach czaiły się łobuzerskie iskierki.
- Przywitałem cię moimi przyjaciółmi – odpowiedział Minho. - Przyszłaś i rozwaliłaś połowę mojej głównej bazy. Nie sądzisz, że to należyte powitanie? 
Minho uśmiechnął się i podszedł do niej. Asuma prychnęła z rozbawienia, a chłopak wyszczerzył i podał jej dłoń. Z jego pomocą dźwignęła się na nogi, ponownie przeklinając swoją nieuwagę, gdy poczuła ból w udzie. Minho spojrzał przelotnie na ranę, po czym machnął ręką na swoich ludzi. Mężczyźni opuścili bronie, a wtedy lód znikł z zamrożonych. Minho pociągnął ją do paru następnych pomieszczeń ze swoim ochroniarzem, po czym kazał mu zostać i wszedł z nią do ostatniego pokoju. Zamknął drzwi na spusty i kazał jej usiąść.

2 komentarze:

  1. Okeeej... Nie wiem co chodzi Midoriko, ale intryguje mnie. >:
    Generalnie opisy ujęły mnie za serce. <3
    Czuję się jakbym czytała znowu "Ojca Chrzestnego". x3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hue hue. To dobrze. >3
      Ojeej, naprawdę? Tak się cieszę. ^^

      Usuń

Obserwatorzy