niedziela, 15 września 2013

49

Przez kilka następnych dni na Fiery Raven wciąż panował gwar. Nawet nocą na pokładzie roiło się od piratów. Okręt płynął szybko po rozkołysanym oceanie. Itachi odwiedzał kajutę od raportów co najmniej trzy razy dziennie i za każdym razem coś tam było. Często rozmawiał ze sternikiem, bosmanem i rzecznikiem. Żałował, że nie miał przy sobie Asumy, która pomogłaby mu opracować jakiś plan. Jun wysłał wiadomość, o zaistniałej sytuacji, z prośbą o pomoc do Takamichi i Souten, jednak żadna z nich nie odpowiedziała. Ten fakt lekko go rozczarował, ale nie zaskoczył. W końcu miały prawo odmówić, po tym jak je potraktował. Musiał więc układać plan, nie biorąc ich pod uwagę. To go zmusiło do złożenia wizyty Lorraine. Powiedział jej, że dowiedział się o jej mocy i chciał, żeby służyła mu swoją władzą nad ziemią. Zgodziła się, choć widocznie nie podobał jej się ten pomysł. Itachi udostępnił jej jedną kajutę, w której mogła ćwiczyć swoje umiejętności. Dodatkowo dołączyła do początkującej grupy snajperów. Tworzyli jedyną grupę strzelców, których nigdy nie prowadziła Asuma. Itachi stworzył ją, żeby podszkolić piratów wcześniej niebiorących udziału w bitwach. Wiedział, że w zaistniałych okolicznościach każdy człowiek był na wagę złota. Dlatego chciał, żeby chociaż załoga Fiery Raven stała się godnymi kompanami. Obawiał się jednak, że zwykli ludzie nie wystarczą. Potrzebował sojuszników, którzy mieliby jakąś moc. Tyle że to nie było takie proste.
Pewnego dnia do jego kajuty wpadł Jun, meldując o sporym galeonie na horyzoncie. Itachi wyszedł z nim na pokład. Wziął lunetę do ręki i przyjrzał się okrętowi. Nie miał żadnej flagi, więc istniało spore prawdopodobieństwo, że należał do piratów.
- Ster lewo!
- Jest ster lewo!
- Przygotować armaty!
- Armaty przygotować klar!
- Snajperzy na miejsca!
- Snajperzy na miejscach klar!
Itachi wpatrywał się w galeon, który był już coraz bliżej. Nagle zauważył, że wywieszali banderę. Spojrzał na nią przez lunetę i gdy zawisła na samej górze, rozpoznał emblematy. Biała, potężna ręka ściskająca serce na czarnym tle.
- Banderę wywiesić!
Słyszał, jak za jego plecami piraci wciągają białą flagę z czarną klepsydrą, za którą były dwie skrzyżowane katany.
- Bandera jest! – zameldowali.
Midoriko, która od jakiegoś czasu stała obok, spojrzała na niego ze zdziwieniem. W końcu Itachi nie miał w zwyczaju wywieszać flagę.
- Sojusznik – mruknął w odpowiedzi.
Itachi spojrzał ponownie przez lunetę i dostrzegł na pokładzie kluczową postać. Stała tuż przy burcie z teleskopem w ręku, tak samo jak on. Kapitan drugiego statku wydał jakiś rozkaz i po chwili na maszcie zawisła również biała flaga. Itachi uśmiechnął się pod nosem i kazał wciągnąć taką samą. Znał Toma Avery’ego, nazywanego Żelaznym Zabójcą, od dawna. Podczas pierwszego wyjazdu na Majottę spotkał go w karczmie, gdzie przegadali całą noc przy rumie. Choć Itachi pamiętał tylko połowę rozmowy, nabrał dużego szacunku dla tego pirata. Nazajutrz Tom wypłynął z portu, więc nie widzieli się więcej aż do pewnego dnia, gdy walczyli ze sobą. Doszło do tego, bo Itachi nie wywiesił swojej flagi, a jeszcze nie znał bandery Avery’ego. Dopiero gdy zorientowali się, kto był kapitanem na drugim okręcie, ogłosili zawieszenie broni. Potem Tom zaprosił go na swój statek i ponownie przegadali całą noc przy rumie. Pokazali sobie swoje bandery i ustalili, że nie będą na siebie napadać. Następnego dnia White wrócił do Fiery Raven i obaj popłynęli w swoje strony.
Gdy galeon podpłynął bliżej, Itachi kazał ustawić fregatę, jak do abordażu. Kapitanowie stanęli naprzeciwko siebie. Żelazny Zabójca był potężnie zbudowanym mężczyzną koło trzydziestki. Miał ciemną karnację i ostre rysy twarzy. Na głowie nosił wielki, niebieski, bogato zdobiony kapelusz. Długie czarne włosy i broda opadały mu na białą koszulę. Przy spodniach wisiał szeroki pas, do którego przyczepiono pochwy na noże i pistolety. Jednak rzecz charakterystyczną stanowiła żelazna pięść u lewej ręki. Tom opowiadał mu, że kiedyś stracił całą dłoń, walcząc z pewnym piratem. Przez długi czas chodził z kikutem. Potem jednak spotkał człowieka, który wstawił mu kawałek żelaza, uformowanego w pięść. Odtąd służyła mu jako śmiertelna broń, więc zyskał swój przydomek. Niewielu jednak wiedziało, że potem przykładał normalną dłoń, pod której dotykiem pękały wewnętrzne naczynia krwionośne.
- Witaj, Itachi – powiedział donośnym głosem Avery.
- Witaj, Tomie. Dokąd żeglujesz?
- Tak jak my wszyscy. Na Bahamy.
- W takim razie może porozmawialibyśmy przy butelce rumu?
Żelazny Zabójca zaśmiał się chrapliwie, po czym uśmiechnął się szeroko, wpatrując się w niego bystrym wzrokiem.
- Raczej przy kilku, mój przyjacielu – odpowiedział, po czym zwrócił się do swoich ludzi. –  Załoga wróć do zajęć!
Piraci odpowiedzieli chórkiem, po czym Avery przeskoczył przez obie burty z niezwykłą sprawnością jak na swój wiek. Uścisnął rękę Itachiemu, po czym poklepał go po plecach. Następnie zerknął na Midoriko i zmierzył ją spojrzeniem od stóp do głów, zatrzymując się na żółtych oczach.
- To jest ta twoja kobieta? – zapytał.
- Nie. Przejdźmy do mojej kajuty, Tomie. Załoga wróć do zajęć! Ster Bahamy!
- Tak jest! – odpowiedzieli mu.
Dwaj kapitanowie znikli w zejściówce, a Midoriko przyglądała się temu miejscu ze skrzyżowanymi ramionami. Jej uwagę odwrócił Jun, który akurat przechodził pod jej nogami. Złapała go za ramię.
- Kim on jest? – zapytała.
- Jun nie wie za bardzo, jak nazwać Żelaznego Zabójcę. Można by powiedzieć, że to przyjaciel naszego kapitana. Prawdopodobnie zobaczymy ich dopiero nazajutrz.
- Wolałabym nie oglądać więcej tej gęby z brudnymi myślami – prychnęła i ruszyła do swojej kajuty.

Itachi przyciągnął całą skrzynię do stołu, wyciągnął z niej dwie butelki rumu i podał jedną Avery’emu.
- Wznieśmy toast za ponowne spotkanie – powiedział Tom.
- Za ponowne spotkanie – zawtórował Itachi.
Stuknęli się butelkami, po czym wypili połowę ich zawartości. Tom mlasnął z zadowoleniem.
- Dawno nie piłem rumu. Przerzuciłem się na piwo. I powiem ci, młody Itachi, to dwie kompletnie różne rzeczy. No ale mniejsza o to. Zacznijmy od spraw poważnych. Później porozmawiamy jak starzy przyjaciele.
- Racja.
Tom pokiwał głową, jakby na potwierdzenie własnych słów, po czym wyciągnął z kieszeni cygaro. Itachi zapalił je, co wywołało szeroki uśmiech na jego twarzy. Zaciągnął się, po czym powoli wypuścił dym z ust.
- Przyjaźnimy się, Itachi, ale jesteśmy piratami i oboje poszukujemy tego samego. Doszły mnie słuchy, że zbierasz armię, podobnie jak Lalka Rogera. Wydaje się być oczywistym, że musicie wiedzieć, gdzie jest skarb.
- Nie do końca, mój przyjacielu. Jedynie podejrzewamy, gdzie może się znajdować. W dodatku nie są to dokładne informacje.
- Rozumiem – mruknął i ponownie się zaciągnął. – Niemniej jednak oboje zmierzacie na Bahamy, więc to miejsce, o którym wy wiecie, prawdopodobnie tam jest. Rozumiem, że będziecie później walczyć o to, kto w końcu go zdobędzie. Do mnie osobiście nie wysłałeś prośby o przyłączenie się, ale jestem rad z tego powodu. Lubię cię, więc z chęcią walczyłbym u twego boku, jednak wydaje mi się to niepotrzebne. Bo przecież, gdybyśmy bili się z Lalką Rogera i jego wspólnikami, ktoś inny mógłby śmignąć nam po cichu pod nosem i ukraść ten skarb. Na co więc straty w załodze, gdyby, załóżmy, takim spryciarzem był któryś z moich kamratów? Zyskałabym wtedy skarb jedynie dla moich piratów i wyszedłbym z tego bez szwanku.
Itachi uśmiechnął się do siebie, po czym pociągnął spory łyk rumu. Musiał przyznać, że Tom miał ciekawą perspektywę. Jednak istniał jeden dość duży problem.
- Muszę ci przypomnieć, Tomie, że skarb to bogactwo, a nie nietykalność. Gdy zdobędziesz go za pomocą swoich umiejętności, inni będą od ciebie stronić ze strachu. Natomiast zabierając go, jak ty to opisałeś, nikt nie powstrzyma się od napaści. Co więcej Lalka Rogera zrobi wszystko, żeby zabić ciebie i przejąć twój statek oraz zdobycz. Nie ukrywam, że postąpiłbym tak samo.
- Nie pokonałbym go? Przecież gdybyście walczyli ze sobą długo, nie tylko wy bylibyście wyczerpani, ale wasi ludzie również.
- Uwierz mi, że gdyby tylko dotarła do nas wiadomość o takim psikusie, porzucilibyśmy swoją walkę i udali się za tobą. Gdybyś zgodził się oddać mi ten skarb, postarałbym się obronić cię przed Rogerem, w innym wypadku pozwoliłbym mu cię zabić. Sam natomiast nie miałbym sumienia tego zrobić. Tak czy siak potem wznowilibyśmy naszą potyczkę. Ku niezadowoleniu wszystkich piratów, każde działanie doprowadzi do tego, że to ja z Lalką Rogera będziemy walczyć o skarb. A ten, kto przyłączy się do mnie, będzie w jakiś sposób wynagrodzony.
- Lub u niego.
Itachi energicznie pokręcił przecząco głową.
- Nie. On zabije swoich ludzi, jeśli zdobędzie skarb. Zostawi tylko kilku najwierniejszych.
- A gdybyście zginęli obaj?
Itachi zaśmiał się pod nosem. Ta perspektywa wydawała mu się śmieszna. W końcu jak mogliby do tego doprowadzić? Nikt nie potrafił ich zabić po za samymi sobą.
- Wygrałaby załoga. O ile u niego rozpętałaby się burza o majątek, u mnie rozdano by go tak samo, jak gdybym żył.
- Nie wiem, czy to wszystko jest warte zachodu. W końcu ty będziesz miał całe mnóstwo ludzi, z którymi podzielisz się zdobyczą. Obawiam się, że po rozdziale to może być dość mało pieniędzy.
- Nie spodziewam się, żeby została więcej niż jedna czwarta początkowej liczby. Załogi wybiją siebie nawzajem. A Lalka Rogera postara się o to, żebym stracił jak najwięcej wartościowych osób.
- Twierdzisz więc, że najlepszym wyjściem jest przyłączenie się do ciebie?
- Owszem.
- No a co z kluczem?
- Na pewno będzie na miejscu naszej walki. W tym temacie nie mogę ci więcej powiedzieć.
- A czy ta twoja kobieta nie była kluczem?
- Była.
- To gdzie ona teraz jest?
- Nie wiem.
- W takim razie skąd wiesz, że tam będzie?
- Po prostu wiem.
Tom odchylił się na fotelu i wypuścił dym z ust. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt, najwyraźniej analizując wszystko, co usłyszał. Itachi miał nadzieję, że Avery zdecyduje się dołączyć do niego. W końcu był silnym sprzymierzeńcem. W dodatku na swoim pokładzie posiadał przynajmniej dwie osoby ze specjalnymi mocami. A tego bardzo potrzebował.
- Wygląda na to, że nie mam wyjścia – odezwał się w końcu Tom. – Zanim porozmawiamy o podziale, chciałbym zapytać o jeszcze jedną rzecz.
Tom wyciągnął rękę po rum, więc Itachi wziął jedną butelkę ze skrzynki i podał mu ją. Patrzył na niego wyczekująco, lecz ten poświęcił całą swoją uwagę trunkowi. Gdy w końcu wyjął szyjkę ze swojej buzi, pochylił się i spojrzał na niego.
- Masz na pokładzie osobę, która czyta w myślach?
Itachiego zaskoczyło to pytanie, choć jego wyraz twarzy pozostawał obojętny. Te wszystkie lata, w których nauczył się chować emocje, przydawały mu się w takich rozmowach.
- Owszem – odpowiedział w końcu.
- Chciałbym, żebyś zabronił tej osobie czytać moje myśli.
- To brzmi, jakbyś miał w zanadrzu jakiś plan zdrady – zaśmiał się Itachi.
- Gdyby tak było, nie zaczynałbym tego tematu.
- Być może. W każdym bądź razie nie ręczę za nią. Z tego co wiem, wystarczy, że nie będziesz patrzył jej w oczy. W twoim interesie leży zadbanie o to. Ja mogę tylko powiedzieć Midoriko, żeby nie wsłuchiwała się w twoje myśli.
- A więc Midoriko, tak? – mruknął i wyciągnął następne cygaro. - Wiedziałem, że te oczy nie mogą być zwyczajne. Założę się, że gdybyś nie był sobą, bawiłbyś się z nią wieczorami – zarechotał.
- Szczerze w to wątpię – odpowiedział chłodno.
- A ja twierdzę, że tak by było. W dodatku jestem pewien, że mam rację – pomachał, grożąc mu cygarem.
- Mam co do tego trochę inne zdanie – zapalił je.
- W końcu jesteś sobą, nic dziwnego – wzruszywszy ramionami, wsadził je do buzi. - A nie chciałbyś mi jej pożyczyć na trochę?
- Nie. Przejdźmy może do kwestii podziału.

4 komentarze:

  1. kikutem. =.=
    Odruchowo to słowo wymówiłam na głos jak
    czytałam. ;o
    I kto tu jest pijakiem.
    No i ja z Asu zrobimy wejście smoka. >D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha. :D
      Midori, huehuehue. :D
      Chciałoby się. :P

      Usuń

Obserwatorzy